"Gracze" (2×01): Nudni i bogaci
Mateusz Piesowicz
19 lipca 2016, 18:02
Drugi sezon "Graczy" wita nas dokładnie tym samym problemem, który towarzyszył serialowi rok temu – czy wystarczy jeden Dwayne Johnson, by poświęcać czas tej produkcji? Pomimo całej mojej sympatii do aktora, coraz trudniej znajdować ku temu sensowne powody.
Drugi sezon "Graczy" wita nas dokładnie tym samym problemem, który towarzyszył serialowi rok temu – czy wystarczy jeden Dwayne Johnson, by poświęcać czas tej produkcji? Pomimo całej mojej sympatii do aktora, coraz trudniej znajdować ku temu sensowne powody.
Gdy stało się jasne, że historia Spencera Strasmore'a nie skończy się na jednym sezonie, mieliśmy prawo oczekiwać, iż jej kolejna odsłona przyniesie jeśli nie spore, to przynajmniej jakiekolwiek zmiany w serialu. Poprzedni rok zakończyliśmy przecież nie dającym wielkiego pola do interpretacji finałem, który pozamykał wszystkie wątki w jednoznaczny sposób. Bohaterowie, na czele ze Spencerem, wyjaśnili swoje sprawy zawodowe i prywatne, a twórcy postarali się, byśmy nie mieli najmniejszych wątpliwości, co do ich losów. Drugi sezon miał więc szeroko otwartą drogę do zmian i opowiedzenia całkiem nowej historii.
Nikt jednak z pojawiającej się okazji nie skorzystał, sprawiając, że "Gracze" w dalszym ciągu nie wyściubiają nosa poza swoją strefę komfortu. Nowy sezon jest "nowy" tylko z nazwy, bo pojawiające się w nim wątki to praktycznie kalka tych sprzed roku. Spencer znów staje przed zawodowym wyzwaniem, gdy powracają historie z przeszłości, Joe (Rob Corddry) stara się wpasować w ekskluzywne towarzystwo i panować nad temperamentem przyjaciela, a Ricky (John David Washington) i Charles (Omar Benson Miller) zmagają się z problemami na boisku i poza nim. Wszystko to już było, wszystko ma łatwy do przewidzenia dalszy przebieg i zakończenie.
Nie byłoby to może szczególnym problemem, wszak "Gracze" nie są jedynym serialem, który kopiuje raz sprawdzony schemat aż do całkowitego zmęczenia materiału, gdyby nie jedna, poważna wątpliwość. Czy w przypadku pierwszego sezonu możemy bowiem tak naprawdę mówić o historii, która odniosła sukces? Skoro produkcja dostała zamówienie na kolejny, to pewnie tak, ale… No właśnie, "Gracze" są takim przypadkiem, w którym wskazanie konkretnych wad jest równie trudne, co wymienienie zalet. To kwintesencja przeciętności, której los tak naprawdę kompletnie mnie nie obchodził – skoro jednak otrzymaliśmy kontynuację, to logiczne, że wymagania powinny podskoczyć w górę.
Tutaj tymczasem dostajemy powtórkę z rozrywki, która jak nie wzbudzała żadnych emocji przed rokiem, tak pozostaje w tym działaniu konsekwentna. Ma to rzecz jasna swoje dobre strony. Jeśli "Gracze" podobali Wam się poprzednim razem, to i teraz się nie zawiedziecie. Na tych jednak, którzy spodziewali się czegoś więcej, czeka rozczarowanie. Może brzmi to zbyt ostro, bo serial HBO z pewnością nie jest produkcją szczególnie złą, ale nie widzę sensu w wychwalaniu przeciętności.
A ta wyskakuje tu z niemal każdego kąta, mimo że ekran aż skrzy się od bogactwa. Jachty, wspaniałe samochody, imprezy ociekające wielkimi pieniędzmi, stroje warte więcej niż można sobie wyobrazić – świat wielkiego sportu i jeszcze większej kasy atakuje nas od pierwszych sekund nowego odcinka i do samego końca imponuje swoim przepychem. Spod tej wystawnej warstwy wyziera jednak fabularna pustka. Owszem, wygląda to efektownie, ale ileż można podziwiać świat, do którego nie ma się dostępu? Problemy bohaterów są miałkie, bo w gruncie rzeczy kogo obchodzi, ile dokładnie milionów wpłynie na czyjeś konto i czemu dwóch celebrytów pobiło się na ekranie?
Twórcom nie udaje się stworzyć pomostu między wykreowanym światem a widzami. Od Spencera i reszty odgradza nas gruba szyba, zza której ich życie i kłopoty wyglądają wręcz bajkowo. Ta bajka szybko się jednak nudzi, bo brakuje czegokolwiek, do czego moglibyśmy się emocjonalnie przywiązać. Nawet sam główny bohater, ciągle napędzany charyzmą (i świetną prezencją w garniturze) Dwayne'a Johnsona nie wzbudza szczególnego zainteresowania. Wiadomo, że motywem przewodnim sezonu będzie jego rywalizacja z niejakim Andre Allenem (Andy Garcia), byłym sojusznikiem, a teraz największym przeciwnikiem, ale czy kogoś to wzrusza?
Będzie na czym zawiesić oko, to akurat pewne, ale w przeciwieństwie do pierwszego sezonu, nawet barczyste ramiona The Rocka mogą nie być w stanie utrzymać ciężaru całego serialu. Postać Spencera jest właściwie jego jedynym elementem wybijającym się ponad przeciętność, o ile jednak problemy bohatera nie staną się w kolejnych odcinkach bardziej interesujące, to obawiam się, że i on wtopi się w nijakie tło. Fabularna pustka, pokazowy przepych i brak jakiegokolwiek emocjonalnego punktu zaczepienia mogły przejść przez jeden sezon, ale ich kontynuowanie trudno odebrać inaczej, niż jako zbieranie miejsca w ramówce komuś, kto mógłby je lepiej wykorzystać.