"Wicedyrektorzy" (1×01): Wiecznie drudzy
Mateusz Piesowicz
19 lipca 2016, 13:03
Z letnimi komediami HBO bywa różnie, co potwierdza choćby wspomnienie zeszłorocznego niewypału, jakim był "Świat w opałach". Do premiery "Wicedyrektorów" podchodziłem więc z rezerwą, ale też pewnymi oczekiwaniami. Skłamałbym, mówiąc, że nie zostały one spełnione. Spoilery.
Z letnimi komediami HBO bywa różnie, co potwierdza choćby wspomnienie zeszłorocznego niewypału, jakim był "Świat w opałach". Do premiery "Wicedyrektorów" podchodziłem więc z rezerwą, ale też pewnymi oczekiwaniami. Skłamałbym, mówiąc, że nie zostały one spełnione. Spoilery.
Oczekiwania wiązały się z trzema osobami: twórcą serialu Jodym Hillem oraz grającymi główne role Dannym McBride'em i Waltonem Gogginsem. Dla dwóch pierwszych "Wicedyrektorzy" byli okazją do ponownego spotkania, bo wcześniej odpowiadali za inną komedię HBO – "Eastbound & Down". Kolejny efekt ich współpracy pod pewnymi względami przypomina poprzednika, co oznacza, że fani tegoż mogą zasiadać przed ekranami właściwie w ciemno. Co z całą resztą?
Zdecydowaną przesadą byłoby nazwać "Wicedyrektorów" pozycją obowiązkową, ale wstrzymałbym się też z nadmierną krytyką. Komedyjka HBO jest bowiem serialem idealnie "letnim" i nie mam tu na myśli tylko pory roku. Fabułę osadzono na wielokrotnie wykorzystywanym motywie podwładnego (tutaj podwładnych) czającego się na wyższą posadę, a w centrum akcji umieszczono karykaturalnych bohaterów. Wyposażono ich w oręż w postaci zestawu przerysowanych cech, paru efektownych one-linerów i stosu soczystych wulgaryzmów, po czym wpuszczono pomiędzy trybiki schematycznej historii. W tej zaś nie ma niczego odkrywczego ani zaskakującego, nie wzbudza też ona szczególnych emocji.
Trudno jednak o nie, gdy mamy do czynienia z opowieścią o dwójce prawdopodobnie najmniej interesujących osób na świecie. Sami przyznajcie, czy kogokolwiek zajmują losy wicedyrektora szkoły? Albo w ogóle kogokolwiek, kogo przedstawia się, rozpoczynając od przedrostka "wice-"? Wiceprzewodniczący, wicemistrz, wiceprezydent (Selina Meyer może coś na ten temat powiedzieć) – niby wszystko to ważne stanowiska, ale jest w nie wpisana swego rodzaju porażka. Zawsze przecież ma się świadomość, że nad głową jest ktoś jeszcze, ostatnia osoba, na którą nie można patrzeć z góry. Ależ to musi być frustrujące.
Neal Gamby (McBride) i Lee Russell (Goggins) sporo na ten temat wiedzą. Zwłaszcza że nawet to drugie miejsce w hierarchii muszą dzielić ze sobą nawzajem. Gdy więc z posady rezygnuje dotychczasowy dyrektor liceum North Jackson (w tej roli niespodzianka – Bill Murray we własnej osobie), obydwaj są przekonani, że oto nadszedł ich czas. Nietrudno się domyślić, że są w błędzie, a nowa przełożona, Belinda Brown (Kimberly Hebert Gregory), szybko stanie się największym wrogiem dla dwójki bohaterów. A znacie powiedzenie "wróg mojego wroga jest moim przyjacielem", prawda?
Znają je również obydwaj panowie, choć będą potrzebowali chwili, by przekonać się do pomysłu współpracy. Wzajemna niechęć nie zniknie przecież ot tak. Pierwszy odcinek serwuje nam zaledwie przystawkę. Mamy okazję poznać bohaterów, ich charaktery i metody działania, natomiast do właściwej akcji przejdziemy w dalszej kolejności. Póki co dostaliśmy tylko introdukcję, ale nie spodziewałbym się, że po niej dojdzie do jakiegoś przełomu. "Wicedyrektorzy" to bowiem serial utkany na masie stereotypów – albo kupujemy ten format i możemy się całkiem przyzwoicie bawić, albo lepiej od razu sobie odpuśćmy.
Jeśli nie poczuliście się zniechęceni, to z dużą dozą prawdopodobieństwa będziecie czerpali z nowej komedii HBO sporo przyjemności. Bo choć "Wicedyrektorzy" stosują ograne sztuczki, robią to w na tyle dobrym stylu, że można wybaczyć schematyczność. Wielka w tym zasługa odtwórców głównych ról, którzy do swoich płaskich postaci wnoszą nieco życia i szaleństwa.
Głębi nie ma sensu się tu doszukiwać, ale z pewnością i Gamby, i Russell mają potencjał, by nie skończyć tylko jako karykatury. McBride i Goggins nawet dobrani zostali stereotypowo. Jeden jest barczysty, drugi smukły. Jeden przypomina zwykłego faceta z sąsiedztwa, drugi wymuskanego gogusia. Przeciwieństwa specjalnie biją po oczach, by widzowie nie mieli najmniejszych wątpliwości co do charakteru całego serialu.
Akcja toczy się bowiem dokładnie tak jak powinna. Gamby to gość, któremu nie w głowie wielopiętrowe intrygi – do celu stara się dojść najprostszą drogą, a własne frustracje wyładowuje na córce, byłej żonie i jej nowym partnerze (świetny, wyluzowany Shea Whigham). Tu rzuci przekleństwem, tam pokaże jaki to z niego twardziel, ale pod tą skorupą kryje się zakompleksiony rozwodnik, któremu sterta pudeł służy za meble.
Russell jest jego przeciwieństwem. Przynajmniej w pracy, bo prywatnie jeszcze go nie poznaliśmy. Uroczy, sypiący żarcikami jak z rękawa, dla każdego mający gotowy komplement ulubieniec całego grona pedagogicznego. Wystarczy jednak rzut oka na tę przerysowaną postać, by wiedzieć, że pod kamizelką i muszką czai się obślizgły i przebiegły jak wąż typ, który podstępem chce osiągnąć swoje cele.
Ani jeden, ani drugi bohater nie wzbudzają naszej sympatii, bo nie temu służą. Mają być tylko nośnikiem humorystycznych sytuacji i opartych na prostych przeciwieństwach żartów – drugiego dna tu po prostu nie ma. "Wicedyrektorzy" nie mają ambicji zostania kolejnym "Veepem" czy "Doliną Krzemową". Twórcy stawiają na schemat banalnej i mało wyszukanej komedii, o co trudno mieć pretensje, bo działa on całkiem nieźle. Może nie wybuchałem śmiechem co chwilę, ale uśmiech towarzyszył mi przez większość odcinka, a niektóre sceny, jak choćby uroczystość pożegnalna dla odchodzącego dyrektora z jego umierającą żoną i "Wing Beneath My Wings", były naprawdę dobre.
Do "Wicedyrektorów" należy więc podchodzić ostrożnie, obniżając poprzeczkę oczekiwań na bardzo przeciętną wysokość, ale też nie spuszczając jej do samej ziemi. Letnia komedia HBO świata nie podbije, lecz może zapewnić godziwą rozrywkę na znośnym poziomie. Plusem jest również to, że nie będzie ciągnąć się w nieskończoność – całość, czyli 18 odcinków, została już nakręcona i będzie wyemitowana w dwóch sezonach.