"Kości" (7×04): Popis Bootha
Andrzej Mandel
5 grudnia 2011, 19:57
"The Male in The Mail" to zdecydowanie odcinek podporządkowany Boothowi. Nawet Hodgins i Clark bawiący się gilotyną i ceremonialną bronią Wikingów nie dali rady odebrać mu show. Aha, miejcie chusteczki pod ręką.
"The Male in The Mail" to zdecydowanie odcinek podporządkowany Boothowi. Nawet Hodgins i Clark bawiący się gilotyną i ceremonialną bronią Wikingów nie dali rady odebrać mu show. Aha, miejcie chusteczki pod ręką.
Trzeba zdecydowanie dodać, że cały odcinek nie kręci się jednakowoż tylko wokół Bootha, bo mamy też ciekawe, nawet jak na "Kości", miejsce odnalezienia zwłok. Cały wątek śledztwa jest wystarczająco interesujący, by zadowolić fanów zarówno "Kości", jak i miłośników mozolnego dochodzenia do prawdy.
Ale powiedzmy sobie szczerze, w tym odcinku najważniejsze jest co innego. Coś, na co niektórzy mogą kręcić nosem, że to telenowelowy wątek. Ale jeżeli weźmiemy pod uwagę to, jak rozwijają się "Kości" od samego początku, trzeba zauważyć, że wątek rozwoju uczuciowego bohaterów jest tu co najmniej równie ważny jak wątek kryminalny.
Zaczyna się od tego, że Booth otrzymuje wiadomość o śmierci ojca. I nie reaguje zgodnie z społecznymi oczekiwaniami. Nie topi się w smutku, pozornie nic go to nie obchodzi, jest opryskliwy gdy ktokolwiek, a już szczególnie Bones, zaczyna ten temat. Po raz pierwszy od dawna to Booth, a nie Bones wykazuje się brakiem empatii. Co boli Temperence, która bardzo chce mu pomóc.
Booth jest więc wyjątkowo opryskliwy jak na siebie i agresywnie reaguje na każdą wzmiankę o swoim ojcu. Ale ma, na szczęście dla siebie, dwie osoby, którego go kochają – dziadka i Bones. I to właśnie oni małymi kroczkami przekonują Bootha, że są rzeczy ważniejsze niż żal o to, że ojciec pił. Dzięki czemu w ostatniej scenie możemy się wzruszać razem z Boothem, a chusteczki na pewno się przydadzą tak paniom, jak i panom.
"The Male in The Mail" jest odcinkiem bardzo wzruszającym i dobrze się ogląda. Ale jednak, być może przez nadmierną koncentrację na jednej postaci, jest też przez to odcinkiem słabszym od reszty. Nie na tyle jednak, byśmy mieli się martwić o poziom "Kości". Coś mi się widzi, że scenarzystom zostało jeszcze pomysłów na przynajmniej parę sezonów.