13 najmocniejszych scen z 6. sezonu "Gry o tron"
Redakcja
2 lipca 2016, 20:43
Naga prawda o Melisandre (odcinek 1)
Marta Wawrzyn: Niby fani już od dawna podejrzewali Melisandre o bycie dość wiekową kobietą, a i sama Carice Van Houten mówiła w wywiadach, że jej bohaterka ma przynajmniej sto lat, ale to jednak był wielki moment. Kiedy widzowie czekali, aż czerwona kapłanka ożywi Jona Snowa, twórcy zafundowali nam w pierwszym odcinku 6. sezonu inną atrakcję. Pokazali Melisandre, jak ją Pan Światła stworzył. Tyle że bez naszyjnika, który czyni ją młodą i ponętną.
I tak oto zaczął się sezon na memy, a także przypominanie wszystkich wskazówek, które były rzucane wcześniej. Na przykład tej sceny, w której żona Stannisa oglądała kapłankę nago i patrzyła na nią dość dziwnym wzrokiem.
Ożywienie Jona Snowa (odcinek 2)
Mateusz Piesowicz: Ciekawy przypadek, bo to scena, na którą wszyscy czekali i doskonale wiedzieli, że w końcu się pojawi, a gdy już twórcy zdecydowali się nam ją pokazać (w drugim odcinku), to zaczęło się narzekanie, że nie było w niej niczego zaskakującego. Nie było, bo być nie mogło. Na zmartwychwstanie Snowa czekaliśmy cały rok, będąc przez ten czas z lepszym i gorszym skutkiem trollowani przez HBO, więc w gruncie rzeczy trudno było oczekiwać tu jakichś cudów.
Wprawdzie twórcy starali się nas zwodzić do samego końca, w mało wyszukany sposób pokazując, że działania Melisandre nie przyniosły skutku, ale nie z nami te zabawy. Im dłużej kamera pokazywała martwe ciało Jona, tym bardziej stawało się jasne, że za chwilę bohater otworzy oczy. I całe szczęście, że w końcu to zrobił, bo zanim znowu zaczniecie narzekanie na przewidywalność, to pomyślcie, co by się działo, gdyby tak twórcy postanowili naprawdę uśmiercić Jona Snowa.
Spotkanie Jona z Sansą (odcinek 4)
Mateusz Piesowicz: Piękny i warty zapamiętania moment nie ze względu na jego efektowność, ale ładunek emocjonalny zawarty w kilku krótkich chwilach. Najpierw pełne niedowierzania spojrzenia dwójki rodzeństwa, a potem w końcu padnięcie sobie w ramiona. Takich zwykłych, naturalnych scen czasem bardzo brakuje w "Grze o tron", ale ta wiele wynagrodziła. Trudno było się nie wzruszyć, uświadomiwszy sobie, ile Jon i Sansa musieli przejść, by wreszcie pozwolić sobie na chwilę takiej prostej radości. Piękne i skuteczne.
https://www.youtube.com/watch?v=lzHj-LrhwBc
Ognista Daenerys (odcinek 4)
Marta Wawrzyn: Za nami sezon, w którym kobiety pokazały swoją siłę. W przypadku Dany, która trafiła do niewoli, okazało się to bardzo proste – wystarczyło zebrać wrogich Dothraków w jednym pomieszczeniu, a następnie puścić ich z dymem. Ognista władczyni pod koniec 4. odcinka posłała na tamten świat bezczelnego khala i jego kolegów, kończąc tym samym dość bezbarwny wątek. I nie był to pierwszy ani ostatni raz, kiedy w prosty i jednocześnie spektakularny sposób "Gra o tron" zakończyła wątek, który zaczynał już irytować.
Demonstracja siły wypadła znakomicie, zwłaszcza że bardzo szybko Matka Smoków przeszła od słów do czynów.
Raz jeszcze się przekonaliśmy, że Daenerys w ogniu czuje się jak ryba w wodzie, ale jej ubrania oczywiście płoną tak samo jak khalowie. Co ucieszyło fanów, zwłaszcza kiedy Emilia Clarke przyznała, że nie korzystała tutaj z pomocy dublerki.
Pożegnanie z Hodorem (odcinek 5)
Mateusz Piesowicz: Jedna z najszerzej komentowanych scen szóstego sezonu i powód radosnej twórczości internautów, dla których słowa "Hold the door" stały się inspiracją niekończącego się zalewu memów. Cała sytuacja daleka jednak była od żartobliwej, bo przyszło nam pożegnać jednego z ulubionych drugoplanowych bohaterów, który zdążył wcześniej zaskarbić sobie sympatię chyba każdego widza. A jeśli nie, to po tej scenie nie było już innego wyjścia.
Bohaterska śmierć dobrodusznego olbrzyma robiła tym bardziej wstrząsające wrażenie, że przy okazji jasny stał się powód jego zachowania. Działania Brana, które doprowadziły niewinnego chłopaka do obłędu, uświadomiły, jak niebezpieczne mogą wizje i ich skutki, a nam dały do zrozumienia, że młody Stark może odegrać w całej tej historii ogromną rolę. Nade wszystko jednak zapamiętamy tę scenę z prostego powodu – mało który bohater "Gry o tron" doczekał się równie poruszającego pożegnania.
Świetne wejście małej Lyanny Mormont (odcinek 7)
Marta Wawrzyn: Jednym z najlepszych zaskoczeń 6. sezonu okazał się wątek Lady Mormont – dziesięcioletniej głowy rodu, do której Jon i Sansa przyszli po pomoc wojskową. I zostali nieźle zaskoczeni, bo mała Lyanna okazała się mądrą, dojrzałą i na dodatek jeszcze szalenie wygadaną przywódczynią. Nie dała się kupić pochlebstwami, ale ostatecznie wysłuchała Starków i zgodziła się ich wspomóc. Mistrzyni dyplomacji!
Cała trójka petentów wyglądała na lekko zszokowaną, ale na szczęście szybko na ich twarzach pojawił się szacunek. Dokładnie tak jak na twarzach widzów.
Bitwa w Meereen (odcinek 9)
Mateusz Piesowicz: A to była niespodzianka – zanim doszło do wielkiej bitwy na północy, otrzymaliśmy solidną przystawkę w Zatoce Niewolniczej, po której ta zyskała w pełni zasłużoną nazwę Zatoki Smoków. Kolejna konfrontacja Daenerys z właścicielami niewolników okazała się być wreszcie ostateczną i całe szczęście, bo nic tak nie zamyka wątku jak porządna bitwa.
Ta była natomiast krótka, lecz treściwa. W pełnej krasie pokazali nam się podopieczni Daenerys (zresztą z właścicielką na grzbiecie) i trzeba przyznać, że ten widok naprawdę robi wrażenie. Specjaliści od efektów komputerowych wykonali kawał dobrej roboty i choć widać, że ograniczały ich koszty i tak zdołali pokazać, dlaczego całe Westeros powinno drzeć na myśl o spotkaniu z Matką Smoków. Coś czuję, że przy okazji następnego spotkania ze skrzydlatymi gadami nie skończy się na spopieleniu jednego okrętu.
Bitwa bękartów (odcinek 9)
Mateusz Piesowicz: Cóż to była za bitwa. Starcie armii dwóch bękartów – Jona Snowa i Ramsaya Boltona – to takie wydarzenie, o którym w Westeros będzie się układać pieśni. A nie zdziwi mnie specjalnie, jeśli i poza fikcyjną krainą znajdzie się chętny do opiewania krwawych wydarzeń na północy. Te przerosły bowiem wszystko, co w kwestii widowiskowych batalistycznych scen miała do tej pory do zaoferowania telewizja.
Ale szalony rozmach to nie wszystko, bowiem cała, bardzo długa sekwencja, miała kilka różnych etapów. Poczynając od dramatycznej śmierci Rickona, przy której trudno było nie obgryzać paznokci ze zdenerwowania.
Potem natomiast zaczęła się rozwałka, której skala przerosła najśmielsze oczekiwania. Piechota, konnica, łucznicy, wyszkoleni rycerze, szaleni Dzicy, siejący spustoszenie w szeregach wroga olbrzym – wszystko to zmieszało się w szalonej zawierusze, w której łatwo było stracić orientację.
Bitewny chaos oddano niewiarygodnie wręcz realistycznie, zwłaszcza w tych momentach, gdy Jon walczył o oddech w nieludzkim tłoku walczących. O przerażającym efekcie walk mogliśmy się przekonać tylko obserwując stale rosnącą górę ciał poległych i kto wie, do jakich rozmiarów by się ona powiększyła, gdyby nie odsiecz w wykonaniu rycerzy Doliny. Satysfakcjonujące zakończenie sekwencji, która już przeszła do historii telewizji.
Śmierć Ramsaya (odcinek 9)
Mateusz Piesowicz: Z różnych powodów można zapamiętać tę scenę. Dokonał wszak żywota największy drań, jakiego widziało Westeros (co nie zmienia faktu, że oglądanie go w akcji było przyjemnością – przerażającą, ale jednak). Zrobił to na dodatek w sposób, jaki na pewno by mu się spodobał, gdyby akurat nie był jego głównym bohaterem, czyli został żywcem pożarty przez własne psy.
Ale na mnie największe wrażenie zrobiło coś innego. Mianowicie przyglądająca się wszystkiemu ze stoickim spokojem Sansa. I ten jej uśmiech kwitujący nieludzkie wrzaski Ramsaya… Brrr. Lepiej nie zadzierać z tą dziewczyną.
Wielkie bum w Królewskiej Przystani (odcinek 10)
Marta Wawrzyn: Rewelacyjny finał sezonu rozpoczął się 20-minutową sekwencją w Królewskiej Przystani, po której obejrzeniu nabrałam szacunku dla Cersei. Co by nie mówić – trzeba mieć jaja, żeby odpalić taką akcję. Ta żelazna dama pozbyła się niemal wszystkich swoich wrogów w najbardziej spektakularny możliwy sposób, przy okazji wysadzając w powietrze budynek-symbol i znajdujące się w nim tłumy niewinnych ludzi.
Wydawałoby się, że za coś takiego można ją tylko nienawidzić, ale gdzie tam! Patrząc, jak przyszła zła królowa popija wino i spogląda na ruiny, poczułam do niej nie tylko szacunek, ale i sympatię. Oczywiście, że marnie skończy, ale co to będzie za koniec! Ta kobieta nie opuści łatwo ani tronu, ani tego świata, możemy być tego pewni. Straciła wszystkie dzieci, ale została jej druga ukochana rzecz na świecie – władza.
To było najlepsze możliwe rozwiązanie wątku z religijnymi fanatykami, który już zaczynał się irytująco ciągnąć – kilkadziesiąt sekund i po sprawie! I tylko Margaery (trochę) szkoda.
R + L = J (odcinek 10)
Marta Wawrzyn: Tak, wiem, że spodziewaliśmy się tego wszyscy. Nie było popularniejszej teorii fanowskiej niż ta głosząca, że Jon Snow ma w swoich żyłach krew Starków i Targaryenów, co czyni go głównym pretendentem do Żelaznego Tronu. On sam o niczym jeszcze nie wie, my zobaczyliśmy kolejną retrospekcję z Wieży Radości, która potwierdziła, iż rodzicami Jona są Lyanna Stark i Rhaegar Targaryen.
Niektórzy jeszcze mieli wątpliwości po finale, czy aby na pewno tatuś się zgadza, ale rozwiało je HBO, wypuszczając tę oto infografikę. Teraz możemy tylko czekać na ten moment, kiedy Jon się dowie. Jon – a także jego potencjalni wrogowie.
Cersei na tronie (odcinek 10)
Mateusz Piesowicz: Długo czekała na ten moment Cersei, ale wreszcie jest. Znalazła się w końcu tam, gdzie od początku pragnęła być – na Żelaznym Tronie, mogąc z góry spoglądać na wszystkich, kłaniających się z uległością ludzi. Trudno nie odczuwać jakiejś dziwnej satysfakcji na ten widok, bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że ta kobieta jest wprost stworzona do zasiadania w tym imponującym miejscu.
Co oczywiście nie oznacza, że zagrzeje tę pozycję na długo. Wrogowie spoglądają wszak na nią z każdego kąta, a i dotychczasowi przyjaciele mogą stanąć po drugiej stronie barykady. Spojrzenie Jaime'iego było aż nazbyt dosadne. Ktokolwiek zechciałby się jednak porwać na Cersei Lannister, musi się spodziewać piekielnie ostrej reakcji. Zwłaszcza że teraz już nic jej nie ogranicza.
Kierunek: Westeros! (odcinek 10)
Marta Wawrzyn: "Gra o tron" zawsze miała świetne finały, ale zakończenie 6. sezonu to po prostu mistrzostwo świata. I choć trochę chichotu w internetach wzbudziła teleportacja Varysa, którego dosłownie chwilę wcześniej widzieliśmy w Dorne, moment odpłynięcia Daenerys i jej ekipy w kierunku Westeros był po prostu wielki.
Po pierwsze, morze okrętów. Nie wiem, co porabia teraz Euron Greyjoy – szczerze mówiąc interesuje mnie to głównie dlatego, że dosłownie tydzień temu rozmawiałam z grającym go aktorem – ale Yara udowodniła, że sojusz z nią może się opłacać. Flota Daenerys wygląda imponująco.
Po drugie, Dany ma mocną drużynę u swojego boku. Zarówno Varys, jak i Tyrion jeszcze nie tak dawno przecież knuli w Królewskiej Przystani, teraz płyną na jej podbój. I z tego choćby powodu pokazanie Varysa w tym momencie miało sens, nawet jeśli wzbudziło uśmiech. Daenerys ma w swoim ręku kilka asów, jej doradcy to jeden z nich.
Po trzecie, broń atomowa Westeros, czyli smoki, swobodnie latające nad tą niesamowitą flotą. Piękny widok! Przed nami kolejny wielki sezon. Już za niecały rok.