"Angie Tribeca" (2×01-02): Absurdalny posterunek
Nikodem Pankowiak
10 czerwca 2016, 21:43
"Angie Tribeca" wróciła w formie, której sam się nie spodziewałem. Po nierównym 1. sezonie przyszedł czas na odcinki o klasę lepsze. Pod warunkiem że niestraszne Wam tego rodzaju poczucie humoru. Spoilery.
"Angie Tribeca" wróciła w formie, której sam się nie spodziewałem. Po nierównym 1. sezonie przyszedł czas na odcinki o klasę lepsze. Pod warunkiem że niestraszne Wam tego rodzaju poczucie humoru. Spoilery.
Nowy sezon rozpoczyna się naprawdę wybuchowo, i to dosłownie. Nie, twórcy nie poszli na łatwiznę i nie wysadzili w powietrze Geilsa, co mógł sugerować finał poprzedniej serii. Tutaj zostaje on uratowany przez tytułową bohaterkę, z którą uprawia namiętny seks. Już po wszystkim Angie zakłada zdezaktywowaną kamizelkę z bombą, aby nie prezentować się widzom nago… I wtedy kamizelka wybucha. Oczywiście w każdym innym serialu, może poza "Prison Break", oznaczałoby to śmierć bohatera, ale nie w tym wypadku. Po roku Angie budzi się w szpitalu ze śpiączki, aby dowiedzieć się, że zdążyła w tym czasie urodzić zaskakująco duże już dziecko, a Gails spotyka się z Scholls. Brak tu logiki? Ano brak, ale właśnie taki jest ten serial. Jeśli nie podobało Ci się to wcześniej, nie ma szans, aby spodobało się teraz.
Bo "Angie Tribeca" nie jest w 2. sezonie nowym serialem – nie próbuje się zredefiniować ani przedstawiać widzom innego typu poczucia humoru. Tak naprawdę, ze względu na krótką przerwę w emisji, możemy mówić, że to sezon 1B. Największą zmianą w stosunku do poprzedniej serii jest nowy motyw dźwiękowy w czołówce – i bardzo dobrze, bo ten kilkusekundowy krzyk był już naprawdę męczący.
Fakt, że "Angie Tribeca" jest nadal tym samym, dobrze już nam znanym serialem, to żadna wada. Prezentowany nam humor, czyli mieszanka absurdu i slapsticku, nie zdążył się jeszcze znudzić, a wręcz mam wrażenie, że otwierające nowy sezon odcinki to najlepsze, co do tej pory przydarzyło się temu serialowi. Może i nie ma tu już nic zaskakującego, bo w większości przypadków można przewidzieć, kiedy spodziewać się dowcipów, to i tak są one na tyle finezyjne, że można na to przymknąć oko. I owszem, czasem zdarzają się zupełnie niepotrzebne przecięcia, jak chociażby w scenie pocałunki Geilsa i Scholls, jednak przez większość czasu twórcy udanie balansują na granicy i nie serwują dowcipów w stylu poślizgu na skórce od banana czy innych rodem z najgorszych slapstickowych komedii.
Scenarzyści potrafią na szczęście błyszczeć nie tylko przy okazji żartów sytuacyjnch, których mamy tutaj od groma, ale także w dialogach. Moim zdecydowanym faworytem w dwóch pierwszych odcinkach jest Geilsa mówiący do Scholls "Kocham Tribecę, ale umawiam się z Tobą i to się nie zmieni". Prawdopodobnie możemy uznać to za jedno z najlepszych wyznań miłosnych w historii telewizji.
Aktorzy wcielający się w główne role są jednym z najjaśniejszych punktów całej produkcji. Rola twardej policjantki jest wręcz skrojona pod Rashidę Jones, która wypada w niej doskonale. Na marginesie, trzeba przyznać, że upływ lat w ogóle jej nie szkodzi i wygląda ona świetnie nawet w kamizelce z przypiętą bombą. Chociaż to ona jest główną bohaterką serialu, gwiazda Hayesa MacArtuhra świeci równie jasno. Aż trudno uwierzyć, że w pierwszej wersji pilota jego bohater ginął – "Angie Tribeca" bez Geilsa to nie byłoby to samo.
Nie można nie odnotować też występów gościnnych – mogliśmy już przyzwyczaić się, że Alfred Molina bawi za każdym razem, gdy pojawia się na ekranie, ale najbardziej ucieszył mnie krótki występ Jona Hamma, który był swego rodzaju ukłonem w kierunku jego postaci z "Parks and Recreation". W otwarciu 2. sezonu pojawia się James Franco i choć nie ma tym zbyt wiele do roboty, już teraz widać, że wokół jego postaci będziemy często krążyć. Powrót dawnego kochanka z pewnością nie ułatwi Angie i Geilsowi powrotu do siebie.
Wszystko wskazuje na to, że ich relacja będzie jednym z ważniejszych wątków w tym sezonie. Ci dwoje muszą być razem i pewnie gdzieś pod koniec tego sezonu to zrozumieją. Póki co jednak muszą nam wystarczyć całkiem zabawne sceny zazdrości. Logiczne byłoby, gdyby wrócili do siebie już w kolejnym odcinku, ale to "Angie Tribeca", nie oczekujcie tu zbyt wiele logiki. Jeśli lubicie absurdalne poczucie humoru, to zdecydowanie produkcja dla Was. Musicie przyjąć ją z całym bogactwem inwentarza – jeśli ktoś myśli, że wystarczy od czasu do czasu przymknąć oko na głupoty, niech wie, że przez większość czasu będzie miał zamknięte oczy. Bo ten serial to właśnie taka głupotka. Na całe szczęście bardzo zabawna i przynosząca sporo rozrywki głupotka.