Serialowa alternatywa: "Blue Eyes"
Mateusz Piesowicz
8 czerwca 2016, 21:43
Patrząc na serialowe produkcje rodem ze Skandynawii, można by dojść do wniosku, że tamtejsi twórcy lubują się tylko i wyłącznie w kryminałach i dramatach politycznych. Szwedzkie "Blue Eyes" potwierdza ten stereotyp, bo skutecznie łączy te dwa gatunki w intrygującą układankę.
Patrząc na serialowe produkcje rodem ze Skandynawii, można by dojść do wniosku, że tamtejsi twórcy lubują się tylko i wyłącznie w kryminałach i dramatach politycznych. Szwedzkie "Blue Eyes" potwierdza ten stereotyp, bo skutecznie łączy te dwa gatunki w intrygującą układankę.
Serial autorstwa Alexa Haridiego zadebiutował na antenie tamtejszej SVT w 2014 roku i odbił się w Szwecji szerokim echem, bo idealnie trafił w swój czas. Wtedy bowiem najwyższy wynik w wyborach parlamentarnych w swojej historii uzyskała prawicowa partia Szwedzkich Demokratów, stając się trzecią siłą Riksdagu. Dlaczego to istotne? Dlatego, że Haridi w swoim serialu praktycznie przewidział taki scenariusz już kilka lat temu – gdy zaczynał go pisać, prawicowcy mieli kilkuprocentowe poparcie, które w następnych latach zaczęło wyraźnie rosnąć.
W "Blue Eyes" (tytuł podaję za BBC, w oryginale brzmi "Blå Ögon") wprawdzie nie ma bezpośrednich odniesień do sytuacji politycznej w Szwecji, ale nie trzeba być ekspertem w tych sprawach, by zauważyć podobieństwo fikcyjnej Trygghetspartiet (Security Party) do Szwedzkich Demokratów i dalej, do wszystkich przybierających na sile w całej Europie prawicowych ruchów. Choć od premiery minęło już trochę czasu, wydźwięk serialu pozostaje nadal aktualny, co czyni go interesującym już choćby z tego powodu. A jak się zapewne domyślacie, nie jest to jego jedyna zaleta.
Fabularnie mamy do czynienia z połączeniem typowego skandynawskiego kryminału z political fiction, a więc mieszanką, która powinna zagwarantować emocje na wysokim poziomie. Tak też się dzieje już od pierwszego odcinka, choć nie spodziewajcie się tu szybkiego tempa czy szczególnie mrocznego klimatu. "Blue Eyes" jest zbudowane raczej na nieźle napisanych dialogach i tajemnicach, które zamiast w ciemnych zaułkach, kryją się w jasno oświetlonych gabinetach. Co wcale nie oznacza, że nie ma się czym ekscytować – w końcu już w pierwszych minutach w dziwnych okolicznościach znika szefowa sztabu ministra sprawiedliwości, a później atmosfera tylko gęstnieje.
Jak to w skandynawskim kryminale, kolejne elementy tej układanki są dokładane stopniowo i początkowo możemy tylko zgadywać kto, z kim, przeciw komu i dlaczego. Na szczęście nie jesteśmy w tej sytuacji sami, bo równie zagubiona jest tutejsza główna bohaterka, Elin Hammar (Louise Peterhoff, którą możecie kojarzyć z trzeciego sezonu "Mostu nad Sundem"), która nagle wskakuje na wolną pozycję szefowej sztabu przy ministrze sprawiedliwości, co jest dla niej okazją, by wrócić na polityczną karuzelę, z której jakiś czas temu wypadła. Elin oczywiście nie ma bladego pojęcia, na co się pisze, ale szybko zdaje sobie sprawę z tego, że coś jest tu bardzo nie w porządku i stara się na własną rękę wyjaśnić co.
Tak początkowo kształtuje się polityczno-kryminalna intryga po jednej stronie barykady, ale równie ciekawie jest po drugiej, gdzie w siłę rośnie wspomniana już prawicowa Trygghetspartiet. Na samym początku poznajemy lokalną działaczkę z Uddevalli, Annikę Nilsson (Anna Bjelkerud) i problemy, jakie jej zaangażowanie i przekonania przynoszą jej najbliższym. Im dalej w las, tym bardziej dwie linie scenariusza zaczynają się ze sobą łączyć, a intryga kryminalna przeradza się w niepokoje społeczne o znacznie szerszym zasięgu.
Siłą "Blue Eyes" jest to, że scenariusz nie popada w skrajności, nie pozwalając żadnemu ze swoich elementów brać góry. Dzięki temu sprawdza się i jako political fiction, i kryminał, i obraz podzielonego społeczeństwa. Zwłaszcza to ostatnie robi wrażenie, bo odnosi się bezpośrednio do sytuacji, jaką mamy obecnie w Europie. Twórca serialu starał się być jak najbardziej obiektywny przy przedstawianiu ruchów prawicowych i trzeba mu oddać, że spisał się całkiem nieźle. Nie można zarzucić mu jednokierunkowego spojrzenia, bo obok grup radykalnych (które odgrywają dużą rolę w dalszej części serialu, może nawet za dużą), pokazał również zwykłych ludzi z innym spojrzeniem na świat i zrobił to obiektywnie.
Wprawdzie "Blue Eyes" po jakimś czasie oddala się od zaangażowanej społecznie tematyki, dryfując bardziej w stronę rozrywki, to jednak można, szczególnie na początku, znaleźć tu fragmenty stawiające trudne pytania bez konkretnych odpowiedzi.
Błędem byłoby jednak traktowanie "Blue Eyes" jako politycznego manifestu czy nawet serialu skupiającego się na konfliktach na szczytach władzy. Polityka odgrywa tu dużą rolę, ale jest tylko jednym z elementów budujących ten świat, a po pewnym czasie schodzi wręcz do roli tła dla dramatycznych wydarzeń z pierwszego planu. Trochę jednak żałuję, że Alex Haridi nie trzymał się odważniej tonu, który przyjął na początku tej opowieści, bo mógł on uczynić z niej serial wyjątkowy. Ostatecznie historia nieco się rozmazuje, tonie w ilości postaci i wątków, przez co nie do końca spełnia wygórowane ambicje, jakie stawia sobie na wstępie, ale też nigdy nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Szukający dobrego i aktualnego dramatu śmiało mogą kierować wzrok na Szwecję.
***
W następnej Serialowej alternatywie zajrzymy do hiszpańskiego więzienia dla kobiet w serialu "Vis a vis". Zapraszam!