Emmy 2016: Moje nominacje dla aktorów z seriali dramatycznych
Marta Wawrzyn
4 czerwca 2016, 20:27
Rami Malek – "Mr. Robot"
"Mr. Robot" otrzymał Złoty Glob dla najlepszego serialu dramatycznego, ale w kategorii aktorskiej Rami Malek przegrał z Jonem Hammem z "Mad Men". W przypadku tegorocznych nagród Emmy tego "problemu" już nie będzie, bo finałowy sezon "Mad Men" brano pod uwagę rok temu i Hamm swoją nagrodę otrzymał. Dlatego czas na świeżą krew, a skoro świeża krew, to oczywiście serialowy Elliot Anderson.
Rami Malek pokazał w tej roli prawdziwe cuda, przez długi czas trzymając nas w niepewności, co tak naprawdę dzieje się z jego bohaterem. Nie będę tu zdradzać głównego twistu, dość powiedzieć, że aktor grający główną rolę w "Mr. Robot" – polecony twórcy serialu przez jego dziewczynę, Emmy Rossum z "Shameless" – poradził sobie świetnie. Jego bohater po zaledwie dziesięciu odcinkach stał się postacią kultową, głosem tej części społeczeństwa, która ma zapędy anarchistyczne.
A i ci, którym robienie rewolucji nie w głowie, mieli wiele okazji, by docenić ten świetny portret wyalienowanego hakera, który nie tylko idzie na wojnę z korporacją, ale też zmaga się z własnymi demonami. To nie była najłatwiejsza rola na świecie, a jednak aktor znany wcześniej głównie z "Pacyfiku" od pierwszej chwili sprawdzał się w niej wyśmienicie. A kiedy w trakcie sezonu odsłaniano kolejne warstwy tej historii, mój podziw dla niego rósł i rósł. Rami Malek zasługuje nie tylko na nominację, on tę Emmy powinien po prostu otrzymać.
Kevin Spacey – "House of Cards"
Jeśli wydaje Wam się, że Kevin Spacey zgarnął już Emmy za rolę Franka Underwooda, to tylko Wam się tak wydaje. Owszem, zawsze był nominowany, ale też zawsze przegrywał – kolejno z Jeffem Danielsem, Bryanem Cranstonem i Jonem Hammem. Uważam, że i w tym roku nie może obejść się bez nominacji, zwłaszcza że za nami bardzo dobry sezon "House of Cards".
A Kevin Spacey wcale nie został przyćmiony przez Robin Wright – choć na pewno jej wątek w tym sezonie się wyróżniał. Widzieliśmy Franka w bardzo różnych sytuacjach: jak szedł na wojnę z żoną, a potem się z nią godził; jak walczył o życie, sięgał po to, co do niego należy, i grał tak brutalnie, jak tylko on potrafi. W 4. sezonie znów było więcej łamania czwartej ściany, co też jest fajną okazją dla aktora, żeby pokazać, co potrafi.
Choć z "House of Cards" raz się lubimy, a innym razem lubimy się trochę mniej, nie wyobrażam sobie, żeby ta rola nie została prędzej czy później nagrodzona najwyższym wyróżnieniem telewizyjnym.
Justin Theroux – "Pozostawieni"
Justin Theroux zafundował mi najbardziej emocjonalną podróż tego sezonu. Przeprowadzka Kevina Garveya i jego rodziny – a także całego serialu – do Teksasu okazała się strzałem w dziesiątkę pod każdym względem. W tym dziwnym miejscu Kevinowi przyszło zmierzyć się z demonami, które w nim drzemały, i podjąć nie jedną, a wiele prób ułożenia sobie wszystkiego na nowo.
Absolutnie go uwielbiałam w odcinku "International Assassin", w którym – niczym James Gandolfini w "Rodzinie Soprano" – odbył wędrówkę senną, pełną surrealistycznych zdarzeń, zaskakujących zwrotów akcji i emocji, jakich zupełnie się nie spodziewałam. Cóż, tak to już bywa, kiedy dowiadujesz się, że aby wrócić do domu musisz przejść ciężką próbę.
Bardzo mocno zapadło mi też w pamięć finałowe "Homeward Bound". Justin Theroux tak wspaniale fałszował załamującym się głosem, że miałam ochotę śmiać się i płakać naraz. A przede wszystkim bardzo, ale to bardzo chciałam tego biednego Kevina przytulić! Chyba żaden serial w tym sezonie nie wywołał tylu emocji co "Pozostawieni".
https://www.youtube.com/watch?v=NzakrA2NUpg
Clive Owen – "The Knick"
O kontynuacji "The Knick" nic nie słychać – nic też nie słychać o tym, że z serialu oficjalnie zrezygnowano – więc jeśli to koniec, bardzo proszę o nominację do Emmy dla Clive'a Owena. Facet był rewelacyjny przez dwa sezony i niestety nie został za to należycie doceniony. A przecież "The Knick" to przede wszystkim był Thack – geniusz, drań, narkoman, człowiek wiecznie balansujący na granicy życia i śmierci.
Ileż to razy naoglądaliśmy się go na dnie! Ileż to razy naoglądaliśmy się go wyczyniającego cuda w sali operacyjnej… I jaki Clive Owen był świetny, kiedy przyszło mu zagrać Thackery'ego na odwyku. A ta ostatnia scena, kiedy szalony chirurg postanowił dokonać jeszcze jednego cudu – a może wcale nie, może jego cel był zupełnie inny? – pozostanie mi w pamięci na zawsze.
To był – czas przeszły chyba niestety jest uzasadniony – bardzo dobry serial i wybitna wręcz rola Clive'a Owena. Wnoszę o Emmy!
Bob Odenkirk – "Better Call Saul"
Jimmy McGill – który w przyszłości stanie się dobrze nam znanym Saulem Goodmanem – ma wiele twarzy. Drobny cwaniaczek, prawnik z ambicjami, gotowy na poświęcenia brat, zakochany facet. Godna pogardy szuja i najszlachetniejszy człowiek w Nowym Meksyku. Klaun, geniusz, spryciarz. Dowcipniś doskonały i właściciel dość depresyjnego żywota. Itd., itp. – nie sposób wymienić wszystko.
A Bob Odenkirk jest doskonały w każdej odsłonie, w każdej wersji i w każdej sytuacji. Niezależnie od tego, czy serial zapędza się w lżejsze, komediowe rejony, czy zmierza w mrocznym, dramatycznym kierunku, on jest bez mała doskonały. Już w "Breaking Bad" udało mu się stworzyć postać, którą widzowie lubili, pomimo oczywistych wad. Tu zaś Odenkirk dostał możliwość pogłębienia Saula/Jimmy'ego, zaprezentowania go nam od najbardziej intymnej strony – i powiedzieć, że ją wykorzystał, to nic nie powiedzieć.
Dwa ostatnie odcinki 2. sezonu "Better Call Saul" udowodniły, jak bardzo skrajne uczucia potrafi wzbudzać ten bohater – i zapewne to się nie zmieni. Jimmy'ego zwyczajnie się lubi i ta sympatia raczej całkiem nie zniknie. Ale będziemy też nim pogardzać, nienawidzić go i kwestionować jego wybory, jeszcze bardziej niż teraz. Bob Odenkirk zapewne będzie miał w kolejnych sezonach jeszcze więcej okazji, aby się wykazać, ale mam nadzieję, że bez nominacji do Emmy w tym roku się nie obędzie. Choć wygranej spodziewałabym się raczej za rok czy dwa.
Wagner Moura – "Narcos"
Niesamowita historia i niesamowity aktor, którego Akademia Telewizyjna raczej nie doceni. Wagner Moura nie jest Kolumbijczykiem, jest Brazylijczykiem, który w kilka miesięcy nauczył się języka hiszpańskiego, aby móc zagrać Pabla Escobara, narkotykowego króla, który niegdyś zamienił całe państwo w swój prywatny folwark. I zrobił to tak, że trudno sobie wyobrazić kogo innego w tej roli.
"Narcos" to historia bardzo specyficzna, nie tylko dlatego, że prawdziwa. Twórcy zabawili się postacią głównego bohatera – jednego z największych zbrodniarzy, jakich ziemia nosiła – i pokazali go z wielu różnych stron, kreując antybohatera. Nie ma żadnych wątpliwości, że Escobar jest czarnym charakterem, ale zdarzają się momenty, kiedy można poczuć do drania sympatię. To po prostu złożony, skomplikowany drań, który ma wiele twarzy. Choć oczywiście serial nie próbuje go w żaden sposób wybielać.
Nominacji do Emmy raczej nie będzie, bo "Narcos" to jeden z tych seriali, które bardziej spodobały się reszcie świata niż Amerykanom (w tym również amerykańskim krytykom). Kiedy posypały się nominacje do Złotych Globów – które przyznają zagraniczni dziennikarze – zapanowało wielkie zdziwienie. Co nie znaczy, że Wagner Moura na docenienie nie zasługuje. Stworzył na nowo postać, o której wszyscy w mniejszym lub większym stopniu słyszeliśmy, i dobrze by było, gdyby na tym jego kariera się nie zakończyła.
Aden Young – "Rectify"
Jeden z najbardziej niedocenianych seriali i jedna z najbardziej niedocenianych kreacji ostatnich lat. "Rectify", już z racji tego że jest emitowane przez Sundance TV, uchodzi za serial niszowy. I choć rzeczywiście nie jest to produkcja dla wszystkich – akcja toczy się tu bardzo powoli, skupiając się głównie na ludzkich wnętrzach, a do tego nie brak tu surrealizmu, oniryzmu i wszelkiego rodzaju dziwności – to nie powinno być powodem, dla którego takie gremium jak Akademia Telewizyjna w ogóle jej nie dostrzega. A jednak trudno jest mi wyobrazić inny powód, dla którego "Rectify" nie miało nominacji do niczego z wyjątkiem nagród krytyków.
Przede wszystkim zaś nagrodami powinien zostać obsypany grający główną rolę Aden Young, który z ogromną wrażliwością tworzy portret niezwykłego, oderwanego od rzeczywistości – a przynajmniej tej naszej rzeczywistości – faceta, dopiero co wypuszczonego z więzienia, gdzie spędził prawie 20 lat, czekając na karę śmierci za morderstwo, które być może popełnił, a być może nie.
Postacią niezwykłą czyni Daniela już samo to, co go spotkało. Ale to też po prostu człowiek wyjątkowy, który postrzega świat zupełnie inaczej niż wszyscy dookoła – i tę wyjątkowość dzięki Adenowi Youngowi dosłownie się czuje. W zeszłorocznym sezonie "Rectify" – chyba najlepszym ze wszystkim – zobaczyliśmy go, jak wreszcie próbuje coś ze sobą zrobić, zacząć nowe życie na własną rękę, zbudować to, czego nigdy nie miał. I jest to cudowna, emocjonalna podróż, która zachwyca i zadziwia na każdym kroku. Dobrze by było nagrodzić tego, komu ją zawdzięczamy.