Pazurkiem po ekranie #124: Kawa na ławę
Marta Wawrzyn
2 czerwca 2016, 22:31
Wbrew temu, co pisałam tydzień temu, seriale mi się nie skończyły. Uff! Będzie więc o "Peaky Blinders", "Outlanderze", "Penny Dreadful", a także komediach HBO. Uwaga na spoilery!
Wbrew temu, co pisałam tydzień temu, seriale mi się nie skończyły. Uff! Będzie więc o "Peaky Blinders", "Outlanderze", "Penny Dreadful", a także komediach HBO. Uwaga na spoilery!
W tym tygodniu było oglądanie seriali w pociągach i tramwajach, będziecie mi więc musieli wybaczyć, jeśli czegoś nie zrozumiałam, nie zapamiętałam albo opacznie zinterpretowałam. Pociągi są głośne, pasażerowie też, a to, że człowiek ciągle się gdzieś spieszy, bynajmniej nie pomaga. Ale przynajmniej podczas krótkiego a intensywnego pobytu w obecnej stolicy Polski udało mi się zaliczyć świetne partyzanckie radio, mieszczące się gdzieś między knajpą a garażem. Znacie Medium Publiczne? Jeśli nie, to polecam, nie tylko dlatego, że wolnych mediów mamy coraz mniej.
"Mojej" audycji możecie posłuchać poniżej, choć nie wiem, czy czymkolwiek Was tutaj zaskoczymy. Wydaje mi się, że w pewnym momencie po prostu wymienialiśmy seriale, które lubimy, i okazało się, że prowadzący program Łukasz Komuda lubi ich bardzo, bardzo dużo. Co może być dla Was powodem, aby słuchać go częściej. A możecie to czynić tutaj.
Z opóźnieniem obejrzałam kolejny świetny odcinek "Peaky Blinders" – jeszcze bardziej mroczny i konkretny niż poprzednie, bo Tommy Shelby, który cały czas miał mord w oczach, popełnił poważny błąd i powiedział ciotce Polly o swoich planach. W efekcie sam znalazł się na granicy życia i śmierci, a Cillian Murphy miał okazję wspiąć się na aktorskie wyżyny. Docenić też wypada Paddy'ego Considine'a i graną przez niego postać księdza. Facet spełnia wszystkie oczekiwania, i to z nawiązką.
Helen McCrory prezentuje się w tym sezonie iście królewsko, ale tym razem z kobiecej obsady błyszczała nie tylko ona. Nie zdziwię się, jeśli z tego odcinka, pełnego przecież ważnych wydarzeń (Tommy prawie stracił życie) i cudownych szaleństw (rosyjska ruletka z roznegliżowaną arystokratką), zapamiętam ten jeden, jedyny moment, kiedy panie poszły strajkować. Do tej pory to panowie maszerowali w zwolnionym w rytm muzyki, teraz ten chwyt zastosowano z kobietami. Efekt końcowy to czysta magia.
Tymczasem "Outlander" wrócił do Szkocji, a ja odetchnęłam z ulgą. Francuska przygoda do pewnego momentu miała swój urok, ale im bardziej w nią brnęliśmy, tym mniej z tego wynikało. Szkocja to jak oddychanie znów czystym powietrzem – "Outlander" po prostu tam przynależy i tyle. Powrócili starzy znajomi, ciemne pomieszczenia, kraciaste kostiumy. Pojawił się dziadek Jaimiego – rzeczywiście straszny – i zaczęliśmy zbliżać się do tego tragicznego w skutkach powstania.
"Outlander" teraz znów zmieni nieco ton, bo zamieni się w jakimś stopniu w historię wojenną. Książek nie czytałam, ale liczę na to, że szkockie intrygi okażą się ciekawsze od francuskich. A poza tym stawka rośnie, przez co serial powinien stać się znów bardziej angażujący.
"Penny Dreadful" zaserwowało amerykański odcinek, skupiający się na Ethanie i jego historii rodzinnej. Odcinek klimatyczny, pięknie nakręcony i raczej daleki od interesującego, choć finałowa rewelacja rzuciła trochę światła na postać przystojnego wilkołaka. Jeśli jednak przez cały odcinek wypatruje się pojawienia Evy Green na ekranie, to znaczy, że coś nie do końca tu wyszło.
Wydaje się, że w tym sezonie "Penny Dreadful" postanowiło podomykać wszystkie wątki i nie zostawić nas w stanie niewiedzy, stąd takie odcinki jak ten i poprzedni. Niby sporo zostało wyjaśnione i dopowiedziane, jednak wydaje mi się to średnio satysfakcjonujące, bo takie historie powinno się przemycać gdzieś na boku, a nie wykładać kawę na ławę. John Logan prawdopodobnie robił ten sezon z myślą, że może on być ostatni. I pewnie rzeczywiście będzie. Mimo wszystko tęsknota za "Penny Dreadful" jest nieunikniona, bo nawet jeśli fabuły czasem tam było jak na lekarstwo, to trzeba przyznać, że serial zawsze wyglądał jak dzieło sztuki. Będzie mi tego brakować.
Świetnie ma się "Veep", który w tym zaszalał z odcinkiem zatytułowanym "C**tgate". Na dzień dobry dowiedzieliśmy się z niego, czego Truman nie robił w Hiroszimie, na do widzenia zobaczyliśmy szeroki uśmiech Catherine i jej nowej dziewczyny, a w międzyczasie Jonah obrywał od grupy fokusowej, zaś w Zachodnim Skrzydle toczyło się śledztwo związane z tym, że ktoś z ekipy pani prezydent nazwał ją bardzo brzydko przy reporterze Politico. Śledztwo zakończyło się w łatwy do przewidzenia sposób – dosłownie wszystkim zdarzyło się ją tak nazwać – ale po drodze bawiło do łez, dostarczając przy tym paru prawd o współczesnych mediach czy choćby o tym, że pewne rzeczy w polityce mogą spotkać tylko kobietę.
Ach, i wreszcie padł ten zachwycający, jakże wyrafinowany żarcik ze zwiastuna z jajami i penisem w rolach głównych. "Veepie", trwaj w nieskończoność!
"Dolinie Krzemowej" udało się coś, co od dawna nie wychodzi "The Big Bang Theory" – czyli zrobić fajny odcinek o geekach i ich problemach z kobietami. Właściwie wszyscy chłopcy mnie zaskoczyli, a najbardziej oczywiście Jared. Kto by pomyślał, że taki z niego facet! Spór pod tytułem: tabulatory czy spacje też swoje momenty miał, zwłaszcza że Richard znów udowodnił, iż jest absolutnie niepodrabialną mieszanką pierdoły i człowieka z zasadami. Szacun zwłaszcza za te schody na końcu.
A co Was spotkało w tym tygodniu? Piszcie, komentujcie i koniecznie zaglądajcie do nas na Twittera, bo tam dzieje się najwięcej. Do następnego!