Serialowa alternatywa: "Follow the Money"
Mateusz Piesowicz
25 maja 2016, 21:03
Do kryminałów rodem ze Skandynawii zdążyliśmy się już przyzwyczaić, ale gdy dotykają tematu przestępczości finansowej, jest to pewne novum. Duńskie "Follow the Money" zgrabnie łączy różne wątki, tworząc wciągającą i skomplikowaną układankę.
Do kryminałów rodem ze Skandynawii zdążyliśmy się już przyzwyczaić, ale gdy dotykają tematu przestępczości finansowej, jest to pewne novum. Duńskie "Follow the Money" zgrabnie łączy różne wątki, tworząc wciągającą i skomplikowaną układankę.
Trudno właściwie wyjaśnić, jak Skandynawowie to robią, ale faktem jest, że produkowanie co najmniej solidnych seriali przychodzi im z zadziwiającą łatwością. Pewnie, że nie wszystkie stają się kolejnym "Forbrydelsen" czy "Mostem nad Sundem", ale też trudno znaleźć wśród nich prawdziwe niewypały. Dzięki temu niemal w ciemno można sięgać po tamtejsze produkcje i oczekiwać, że nie zostaniemy rozczarowani. "Follow the Money" (przechrzczone przez Brytyjczyków z oryginalnego "Bedrag") jest następnym potwierdzeniem tej tezy.
Dziesięcioodcinkowy serial duńskiej telewizji DR1 nie jest jednak typowym przedstawicielem powszechnie lubianego gatunku skandynawskich kryminałów. Owszem, śledztwo w sprawie zabójstwa stanowi jego istotną część, ale główną atrakcją tutaj są sprawy znacznie mniej rozgrzewające publikę, a więc biznes, polityka i pieniądze, które mieszają się w świecie wielkiej finansjery. Nie każdego ta tematyka musi poruszać, ale od razu uspokajam, że twórcy "Follow the Money" nie wymagają od nas żadnej specjalistycznej wiedzy. Fabuła, choć skomplikowana, jest klarowna i zrozumiała.
Jak na każdą szanującą się produkcję ze Skandynawii przystało, "Follow the Money" musi się jednak zacząć od trupa. To już obowiązkowy element tamtejszego krajobrazu telewizyjnego, więc i w tym przypadku nie mogło się bez niego obejść. Ciało mężczyzny zostaje wyłowione z wody w pobliżu elektrowni wiatrowej i w tym miejscu poznajemy jednego z bohaterów tej historii, czyli detektywa Madsa Justesena (Thomas Bo Larsen), który szybko połączy martwego człowieka z korporacją Energreen, dla której pracował.
Od tego momentu zaczyna się robić mniej typowo, bo zamiast mozolnego śledztwa, odkrywającego coraz bardziej mroczne tajemnice, zostajemy skierowani w centrum nowoczesnego świata. Wielka korporacja, energia odnawialna, mieszający się do tego politycy i ogromne pieniądze – takie tematy będą nam towarzyszyć przez kolejne odcinki, w których tajemnicza śmierć będzie tylko jednym z wielu istotnych wątków. Bo świat poważnego biznesu od światka przestępczego różni się tu tylko kwotami pieniędzy, o jakich jest mowa i statusem społecznym zaangażowanych ludzi. Przekręty wszędzie są takie same.
Nic więc dziwnego, że nie mija wiele czasu, byśmy wpadli na trop grubszej afery z Energreen i jej prezesem Alexandrem Sødergrenem (Nikolaj Lie Kaas) w samym środku. Dodajmy jeszcze do równania ambitną i stawiającą wszystko na jedną kartę prawniczkę Claudię Moreno (Natalie Madueño) i parę wmieszanych w to wszystko przypadkowo złodziei samochodów, a dostaniemy wielowątkową historię, w której nie brak zwrotów akcji i ślepych uliczek.
A to rzecz jasna tylko wierzchnia warstwa, bo każdy z tutejszych bohaterów ma za sobą osobistą historię, w której nie brakuje kolejnych dramatów. Choroba żony, rozwód, stawianie kariery nad rodziną czy problemy z jej utrzymaniem – twórcy wrzucają do tej mieszanki tyle składników, że łatwo o niestrawność. Tym bardziej zdziwił mnie fakt, że nic takiego nie miało miejsca. Niektóre historie wypadają wprawdzie nieco słabiej, ale w ogólnym rozrachunku całość sprawia wrażenie spójnej, a przede wszystkim czytelnej.
Dzięki temu naprawdę łatwo wsiąknąć w tę historię i z zainteresowaniem śledzić, w jakim kierunku się rozwija. Nie jest to może typ serialu, przy którym obgryza się paznokcie ze zdenerwowania, ale już taki, którego oglądanie sprawia niemałą satysfakcję, jak najbardziej. Nie psują jej nawet spore uproszczenia, które spotyka się tu niemal na każdym kroku. Po części wymuszone jest to tematyką i chęcią dostosowania jej do oczekiwań przeciętnego widza, ale po części również wypchaną po brzegi fabułą, która musiała pozostać możliwe najmniej skomplikowaną, by nie pęknąć w szwach.
Trudno mi jednak czynić z tego zarzut w kierunku "Follow the Money", bo oglądanie duńskiego serialu najzwyczajniej w świecie sprawia przyjemność. No i nie zapominajcie, że pomimo pewnych odstępstw, to nadal jest skandynawski kryminał, który spokojne, na pozór nawet ślamazarne tempo i mozolne układanie fabularnych klocków ma we krwi. Za to gdy już rozpędzi się do maksymalnej prędkości, nie ma sobie równych.
***
W kolejnej Serialowej alternatywie nie opuścimy Skandynawii, ale przeskoczymy na drugą stronę Sundu, by zapoznać się ze szwedzkim "Blue Eyes" ("Blå Ögon") – będzie na czasie.