"Gra o tron" (6×05): Śmierć czeka za drzwiami
Nikodem Pankowiak
23 maja 2016, 21:11
Wygląda na to, że poprzedni odcinek nie był przypadkowy i "Gra o tron" wraca na właściwe tory – w tym tygodniu jest jeszcze lepiej i jeszcze efektowniej. Uwaga na spoilery.
Wygląda na to, że poprzedni odcinek nie był przypadkowy i "Gra o tron" wraca na właściwe tory – w tym tygodniu jest jeszcze lepiej i jeszcze efektowniej. Uwaga na spoilery.
Kolejny raz potwierdziło się to, co wiedzieliśmy od dawna – najlepiej wypadają te odcinki "Gry o tron", w których nie skaczemy pomiędzy tuzinami bohaterów. W "The Door" akcja skupiła się tylko na kilku postaciach, z największym naciskiem na Brana, dzięki czemu w ogóle nie odczuło się wrażenia bałaganu, wciąż zbyt często towarzyszącego nam podczas oglądania tego serialu.
Owszem, zdarzyły się momenty słabsze, jak choćby płaczliwa scena z Daenerys, która chyba miała wywoływać jakieś emocje, ale we mnie wywołała jedynie chęć przewinięcia do przodu. Wygląda na to, że tej bohaterce nie jest dane posiadanie interesującego wątku dłużej niż przez jeden odcinek. Mam nadzieję, że ten cały dramat między nią a Jorahem wreszcie dobiegł końca, bo dłużej znieść się już go naprawdę nie da.
Na całe szczęście to chyba jedyna rzecz, do której mogę przyczepić się w tym tygodniu, cała reszta wypadła już zdecydowanie bardziej przekonująco, a każdy kolejny wątek został popchnięty do przodu. Nawet gdy już myślałem, że Tyrion ponownie zajmuje się tylko gadaniem, twórcy postanowili mnie zaskoczyć i wprowadzić do scenariusza kolejną czerwoną kapłankę. Kinvara wydaje się równie intrygująca i seksowna, co Melisandre i odnoszę wrażenie, że może ona odegrać w Meereen równie znaczącą rolę. Przy okazji, na jej szyi możemy zobaczyć identyczny naszyjnik. Mam nadzieję, że nigdy go nie zdejmie…
Dużo dzieje się także na Żelaznych Wyspach – choć elekcja nowego króla zajęła trochę mniej czasu niż w książkach Martina. Yara ostatecznie nie przejęła schedy po swoim ojcu, co przypomniało nam, w jak szowinistycznym świecie toczy się akcja "Gry o tron". Gdyby była mężczyzną, nieważne jak słabym, byłoby jej o wiele łatwiej. Ostatecznie na władcę wybrano jej wujka, Eurona, który jak się okazało ma swoje zamiary wobec Daenerys i jej smoków. Ciekawe, czy ten motyw będzie miał swój ciąg dalszy. Mam nadzieję, że tak, ale podejrzewam, że na jego kontynuację przyjdzie nam poczekać do kolejnego sezonu. Choćby dlatego, że Theon i Yara odpłynęli z najlepszymi statkami w nieznane.
Tak czy inaczej, sojusz Daenerys z Żelaznymi Wyspami byłby zaskakujący, ale z drugiej strony wydaje się bardzo możliwy – Matce Smoków przyda się sojusznik w Westeros, a większość rodów raczej nie czeka z utęsknieniem na jej przybycie. Euron ma lub za chwilę będzie miał flotę, której tak bardzo Daenerys potrzebuje, na dodatek nie jest pierwszym lepszym lordem, a władcą bardzo ważnego ze strategicznego punktu widzenia regionu. Kto by pomyślał, że za sprawą kilku zdań wypowiedzianych przez Eurona będę czekał na kontynuację wątku Żelaznych Wysp. Nagle historia, której nie chciałem oglądać w serialu, stała się jedną z moich ulubionych.
Wielkie brawa należą się także za to, co dzieje się na Murze, przede wszystkim za Sansę, która znowu bryluje na ekranie. Nie mam pojęcia, jak i kiedy się to stało, ale dziś jest to jedna z najciekawszych postaci. Dziewczyna wie, czego chce i wie, jak to zdobyć. Podczas jej rozmowy z Littlefingerem miałem wrażenie, że po raz pierwszy to nie on kontrolował sytuację. To młoda Starkówna dyktowała warunki, a jej niedawny opiekun czuł się przez to bardzo niepewnie. Sansa bez oporów wspomina o wszystkich okrucieństwach, jakie spotkały ją z ręki Ramseya i można nawet odnieść wrażenie, że teraz wykorzystuje je na swoją korzyść. Między nią a Littlefingerem można było wyczuć kiedyś nić porozumienia, ale dziś jej odbudowanie jest raczej niemożliwe. No chyba że Littlefinger przyjdzie jej z pomocą wraz z wojskami Doliny. A pewnie przyjdzie… Póki co Sansa i Jon wyruszają w poszukiwaniu sojuszników, a wielka bitwa na Północy zbliża się wielkimi krokami.
Aha, widzieliście TO spojrzenie Tormunda? Brienne musi mu w końcu ulec, nie ma innej opcji.
Większość odcinka skupia się jednak wokół Brana. Pisałem niedawno, że dokądś to wszystko na pewno zmierza, ale póki co jego wątek to raczej droga przez mękę. I od tego czasu stał się on dużo bardziej interesujący. W kolejnej z jego wizji zobaczyliśmy między innymi, jak narodzili się Biali Wędrowcy. Choć sam temat potraktowano nieco po macoszemu, to niewątpliwie rzuca on na nich nowe światło, a być może jeszcze więcej dowiemy się w przyszłości. Najbardziej imponująco wyglądały jednak sceny z armią nieumarłych – zarówno te we śnie, jak i na jawie. Wygląda na to, że Bran ma ogromną rolę do odegrania w całej historii, skoro sam Nocny Król chce go pojmać. Sceny z Białymi Wędrowcami jak zwykle wyglądały świetnie, ale tym razem przyniosły też dużo większy ładunek emocjonalny…
Bo oto zginęła śmiercią bohaterską jedna z ulubionych postaci wszystkich widzów. O ile zdążyliśmy się już uodpornić na zgony kolejnych drugoplanowych bohaterów, tak śmierć Hodora z pewnością poruszyła większością fanów. Ta sympatyczna postać zginęła w niezwykle bohaterski sposób – broniąc Brana przed ściągającą go armią nieumarłych. Przy okazji dowiedzieliśmy się także, jak narodził się Hodor. Bran, gdy się obudzi, na pewno będzie się obwiniał.
Aż trudno uwierzyć, że "The Door" to już półmetek sezonu. Sezonu, który wystartował raczej przeciętnie, ale z każdym kolejnym tygodniem prezentuje się coraz lepiej. To dobry zwiastun przed kolejnymi odcinkami, oby tylko twórcy potrafili utrzymać tendencję i serwowali nam coraz lepsze sceny.