Hity tygodnia: "Żona idealna", "Dolina Krzemowa", "Peaky Blinders", "New Girl", "Orphan Black"
Redakcja
15 maja 2016, 13:13
"Żona idealna" – sezon 7, odcinek 22 ("End")
Mateusz Piesowicz: Już samo to, że finał wywołuje tak mieszane uczucia, pokazuje, że był on wyjątkowy. Odcinki, które jedni uważają za genialne, a inni wręcz odwrotnie, zawsze zostają z nami najdłużej, więc i z tym będzie podobnie. Ja przekonywałem się do niego coraz bardziej, im dłużej o nim myślałem i teraz jestem już blisko tej pierwszej opinii – rozstanie z Alicią Florrick było najlepsze z możliwych.
Policzek od Diane przebojem wdarł się do czołówki najbardziej pamiętnych scen w całym serialu, ale sprowadzanie finału tylko do niego byłoby równie niesprawiedliwe, jak mówienie o "Żonie idealnej" tylko w kontekście jej zakończenia. Owszem, było cyniczne, bardzo niejednoznaczne i tak dalekie od cukierkowego, jak to tylko możliwe, ale też idealnie tutaj pasowało.
Nieprzypadkowo większość tego odcinka skupiało się na sali sądowej i procesie Petera, który w ostatecznym rozrachunku okazał się mało znaczący i tylko potwierdził wszystkie negatywne cechy tego bohatera. Było to jednak konieczne, by w pełni przekazać, z jak skomplikowaną opowieścią mieliśmy tu do czynienia – na obraz Alicii, jaki ułożyliśmy sobie przez te wszystkie lata, złożyło się tyle różnych czynników, że ostateczne sprowadzenie wszystkiego do tego, czy będzie z Jasonem lub czy założy damską kancelarię, byłoby względem niej niesprawiedliwe. To nie był przecież romans czy banalny procedural, tylko historia niezwykłej kobiety. A takie rzadko kończą się w przewidywalny sposób.
Marta Wawrzyn: Ja obejrzałam ten finał w poniedziałek o 8. rano, zanim na dobre zdążyłam się obudzić. Szybko napisałam recenzję, w której sypały się takie określenia jak "wybitny" i "genialny", i dopiero potem przejrzałam Twittera i komentarze w amerykańskich serwisach. Dzięki czemu dowiedziałam się, że nie, nie mam racji, ten finał to totalne dno, a to, że Kingowie zaczęli go w końcu widzom tłumaczyć, źle świadczy o nich, a nie o widzach. No cóż… dla mnie to tylko ostateczny dowód na to, że "Żona idealna" od początku należała do kablówki, a nie telewizji ogólnodostępnej.
Bo tak się składa, że ta nutka tragedii, która w finale dosłownie eksplodowała, była widoczna w historii Alicii Florrick od bardzo, bardzo dawna – im więcej ona uczyła się o mechanizmach rządzących cynicznym światem chicagowskich prawników i polityków, tym więcej granic przekraczała i tym bardziej moralnie niejednoznaczne stawały się jej działania. Tak, Alicia stawała się Peterem, a w finale zobaczyliśmy jej bezwzględność w pełnej krasie. Policzek od Diane spełnił rolę uświadamiającą i zarazem odebrał jej coś, na co pracowała latami – pozycję wspólniczki w prestiżowej kancelarii. W praktyce bohaterka straciła więc wszystko i została na końcu sama – bez rodziny, bez miłości, bez pracy.
To bardzo mocne, tragiczne, cyniczne i po prostu życiowe zakończenie. Kingowie zrobili, co uważali za słuszne, i zagrali na nosie wszystkim tym, którzy uważali, że "Żonę idealną" można jakoś zaszufladkować – na przykład jako serial o feministycznej wymowie. Powodzenia z taką interpretacją, po tym co Alicia zrobiła Diane w finale. Historia kobiety, która odzyskuje po latach zmagań kontrolę nad swoim życiem, ale płaci za to ogromną cenę, okazała się dużo bardziej mroczna i skomplikowana niż wydawała się jeszcze parę sezonów temu, a sama Alicia okazała się mieć w sobie coś z antybohaterki.
Dzięki takiemu zakończeniu serial nie zostanie zapomniany i nawet słabsze momenty będzie mu łatwiej wybaczyć, bo ma sens jako całość.
"Penny Dreadful" – sezon 3, odcinek 2 ("Predators Far and Near")
Marta Wawrzyn: Wygląda na to, że tylko mnie zaskoczyła tożsamość Drakuli. Ale przypuszczam, że nawet dla tych, którzy wszystko przewidzieli, to musiała być całkiem duża frajda, zobaczyć drugą, nie taką już słodziutką twarz doktora Sweeta. Vanessa Ives – która znów wygląda na ekranie jak dzieło sztuki – zdecydowanie nie ma szczęścia do facetów. I zdecydowanie nie spodobałby jej się taki zwykły zoolog, prowadzący wykłady o lemurach z Madagaskaru.
Chemia między tą parą jest świetna, nawet kiedy on wydaje się być zupełnie zwyczajnym facetem z ciekawym hobby, więc wyobraźcie sobie, co będzie się działo, kiedy odsłoni przed nią swoje drugie oblicze. Jeśli to będzie finałowa rozgrywka w "Penny Dreadful" – a wyniki oglądalności niestety na to wskazują – na pewno ją zapamiętamy, bo zapowiada się po prostu smakowicie.
"Dolina Krzemowa" – sezon 3, odcinek 3 ("Meinertzhagen's Haversack")
Mateusz Piesowicz: Los już nieraz rzucał kłody pod nogi naszych bohaterów, ale tak bolesnego upadku, jaki w tym odcinku zaliczył Richard, jeszcze chyba nie było. Opracowany w najdrobniejszych detalach, niemal genialny plan legł w gruzach, a wszystko z powodu pewnego dowcipu nie na miejscu, węża ogrodowego w biurze i braku domowej niszczarki. Takie scenariusze możliwe są tylko tutaj.
Czym dokładnie będzie to wszystko skutkować, na razie trudno przewidzieć, ale już teraz trzeba docenić skrupulatność, z jaką została skonstruowana cała historia. Począwszy od wizyty w wywołującej dreszcze serwerowni, poprzez tworzenie planu rodem z tego filmu z Julią Roberts i jedenastoma facetami, aż po finalne fiasko. Komediowe mistrzostwo, a po drodze znalazło się jeszcze miejsce na serię docinek w kierunku Dinesha i jego łańcucha – co jedna to wymyślniejsza, ale moim faworytem jest chyba porównanie do pewnej dziewicy.
"Peaky Blinders" – sezon 3, odcinek 2
Marta Wawrzyn: Ten odcinek mógłby dostać hit z wielu powodów: za to, w jaki sposób wprowadzono postać księdza, granego przez Paddy'ego Considine'a, albo na przykład za to, że impreza charytatywna u Shelbych wyglądała, jakby ci ludzie chcieli pokazać środkowy palec przedstawicielom uprzywilejowanych warstw społecznych w stylu bohaterów "Downton Abbey". A poza tym serial raz jeszcze udowodnił, że nie potrzeba gigantycznego budżetu, aby był klimat.
Wiadomo jednak, że przede wszystkim w fotel wgniotła końcówka, w której najprawdopodobniej zabito jedną z głównych postaci. I to w momencie kiedy wydawało się, że Tommy będzie miał chwilę oddechu przynajmniej na froncie prywatnym. To była niesamowicie dramatyczna końcówka, a Cillian Murphy wypadł rewelacyjnie jako roztrzęsiony gangster, któremu właśnie cały świat zawalił się na głowę.
Nie wiemy tak naprawdę, czy Grace zginęła, ale wiele na to wskazuje. Jej śmierć dodałaby serialowi kopa – choć państwo Shelby pięknie wyglądali razem, za chwilę mogliby stać się zwyczajnie nudni. Tommy jako mściciel, zaplątany w awantury międzynarodowe, na pewno nudny nie będzie. Czekam na więcej!
"New Girl" – sezon 5, odcinki 21 i 22 ("Wedding Eve" i "Landing Gear")
Mateusz Piesowicz: Finałowe odcinki piątego sezonu "New Girl", choć nie uniknęły pewnych wad, były najlepszą rzeczą, jaką serial zaoferował już od jakiegoś czasu. Przedślubne zamieszanie, które potem zamieniło się w prawdziwe weselne tornado chaosu, przyniosło sporo szczerej radości. Zarówno takiej małej, ze wzruszenia (przy okazji kameralnej ceremonii w mieszkaniu), jak i najprawdziwszych wybuchów śmiechu (tu już kandydatów byłoby kilku).
Gra w "Prawdziwego Amerykanina", Schmidt spędzający własny ślub na pokładzie samolotu do Portland, czy Winston kradnący każdą scenę ze swoim udziałem, to zdecydowanie fragmenty, które zostaną ze mną na dłużej. Siłą rzeczy będzie tak również z Jess i Nickiem, którzy chyba ponownie wybiją się na prowadzenie w wyścigu najbardziej zajmujących tutejszych par. Czy to dobrze, czy raczej niekoniecznie, to już pytanie na kolejny sezon.
"NCIS" – sezon 13, odcinek 23 ("Dead Letter")
Bartosz Wieremiej: Jest kilka rzeczy, które zazwyczaj bardzo dobrze wychodziły w "NCIS" – np. wracanie postaci po kilku latach przerwy czy przedstawianie nowych bohaterów. Całkiem nieźle też wypadały odcinki, w któryś ktoś z najbliższego otoczenia Gibbsa (Mark Harmon) i spółki był zagrożony, a sama procedura odchodziła nieco na bok. W "Dead Letter" jest to wszystko, a jeszcze trzeba traktować tę godzinę jako początek pożegnania Tony'ego DiNozzo (Michael Weatherly). I nie da się o tym napisać inaczej, jak o odcinku, w którym na moment wszystko stanęło na głowie.
W "Dead Letter" co kilka chwil dzieje coś ważnego. Tobias Fornell (Joe Spano) próbuje dożyć do końca odcinka, a dwie nowe postacie, czyli Tess Monroe (Sarah Clarke) i Clayton Reeves (Duane Henry), od razu pozostawiają po sobie mocne wrażenie. Dodatkowo wreszcie poznajemy Jacoba Scotta (Vince Nappo), ale zanim się to dzieje i zanim zaczyna się wywracanie do góry nogami tego, dotychczas dość standardowego, polowania na złoczyńcę, po kilku latach przerwy do "NCIS" wraca sam Trent Kort (David Dayan Fisher). Dużo ciekawych scen ma tutaj także córka Fornella, Emily (Juliette Angelo), a na koniec nie tylko wspomniano o Zivie David, ale i w powietrze wyleciało jej ostatnie znane nam miejsce zamieszkania.
Przedostatni odcinek 13. sezonu oglądało się z ogromnym zainteresowaniem, a i bardzo ciekawie ustawił nam poszczególne wątki przed samym finałem.
"Orphan Black" – sezon 4, odcinek 5 ("Human Raw Material")
Mateusz Piesowicz: Coraz bardziej podoba mi się czwarty sezon "Orphan Black", także dlatego, że przypomina, za co kiedyś tak mocno polubiłem ten serial. Tym razem dostaliśmy połączenie abstrakcyjnej komedii z historią z dreszczykiem w stylu, w jakim potrafią to czynić tylko tutejsi twórcy.
Za dawkę humoru odpowiadała dawno nieoglądana Krystal, której praktycznie sama obecność zapewniłaby dobrą rozrywkę, ale już wcześniej zdążyliśmy się przekonać, że panna Goderitch pod obcisłym strojem, obcasami i blond lokami skrywa więcej, niż mogłoby się wydawać. Boleśnie uświadomił sobie to Donnie i aż szkoda, że całość skończyła się tak szybko. Mam nadzieję, że nie był to ostatni występ Krystal w sezonie i to nie tylko dlatego, że Tatiana w tej wersji wygląda wręcz obłędnie.
Choć chaos w Brightborn wysunął się na czoło, to odcinek oferował więcej atrakcji, które nieźle wróżą na przyszłość. Ciągnące się za Alison wspomnienie pigułkowo-mydlanego interesu, śledztwo Cosimy prowadzące do przerażających odkryć i rodzinne perypetie Sary wcale nie wypadły gorzej. Oby taką formę udało się utrzymać jak najdłużej.
"The Last Man on Earth" – sezon 2, odcinek 17 ("Smart and Stupid")
Marta Wawrzyn: Wciąż nie mogę wybaczyć "The Last Man on Earth", że skręciło w stronę banału i tam pozostało, częściej próbując nas bawić średniej jakości żartami o seksie i kupach, niż stawiając na to, co w serialu rzeczywiście jest wyjątkowe. Czyli czarny humor, związany z niecodzienną sytuacją tej garstki ludzi, którzy oglądali, jak wszyscy na świecie umierają po kolei.
W "Smart and Stupid" wreszcie coś się zaczęło dziać na tym froncie – brat Phila (Jason Sudeikis), który przetrwał sam kilka lat w kosmosie, zachorował. Nie wiemy co prawda, czy to nie jest przeziębienie, ale wiele wskazuje na to, że nie jest. Mike'a prawdopodobnie dopadło właśnie to, co zabiło całą ludzkość. Wiemy to my, wie to Phil, wiedzą to wszyscy bohaterowie serialu. Ich reakcje są zrozumiałe i przerażające jednocześnie – ale najbardziej fantastyczny w tym odcinku jest Phil, który upiera się, żeby być przy Mike'u, cokolwiek nie będzie się działo.
Nie wiem, co zaplanowano na finał, ale to, co zobaczyliśmy teraz, wystarczyło, by znów się przerazić i zdać sobie sprawę z tego, że to jednak nigdy nie będzie banalna komedyjka. A jednocześnie, gdzieś obok tej bardzo depresyjnej historii obu braci Millerów, udało się zmieścić sporo wdzięcznych scen. O, na przykład ten moment kiedy Mike i Erica prawie się pocałowali. A i jej historia życiowa, opowiedziana na początku odcinka, zdecydowanie coś w sobie miała. Jak również to, że ujawniono ją właśnie teraz.
Czekam na finał, ale jestem prawie pewna, że bohater grany przez Jasona Sudeikisa nie dożyje 3. sezonu. Co byłoby naprawdę przygnębiające, w końcu wszyscy widzieliśmy, jakich cudów ten człowiek musiał dokonać, żeby wrócić do domu.
"Underground" – sezon 1, odcinek 10 ("The White Whale")
Mateusz Piesowicz: Finał jak cały sezon – szybki, wypełniony akcją i jej dramatycznymi zwrotami, ale też niepozbawiony bardziej kameralnych scen, stawiających ten serial półkę wyżej niż prosta rozrywka. Losy większości bohaterów pozostały nierozstrzygnięte, co pozwala z nadzieją wypatrywać kontynuacji, licząc, że nie wszystko zostało tu jeszcze powiedziane.
Zwłaszcza że niektóre postaci poczyniły w trakcie tych dziesięciu odcinków znaczący krok do przodu. Piję tu oczywiście do Rosalee, która z damy w potrzebie przemieniła się w najprawdziwszą heroinę, gotową na wszystko, by dopiąć swego. A że jej bliscy nadal pozostają w nieciekawej sytuacji, to z pewnością będzie miała co robić w najbliższej przyszłości. Niech tylko wszystko utrzyma tu taką formę, jaką zaprezentowało choćby w tym finale, a nie powinniśmy się rozczarować.