"Wikingowie" (4×10): Brak satysfakcji
Andrzej Mandel
23 kwietnia 2016, 18:00
Bardzo męczące kilka tygodni doprowadziło nas wreszcie do półfinału czwartego sezonu "Wikingów". Była widowiskowa haratanina, duszenie (nie)pokornych i była nawet bójka dwóch braci. Pytanie tylko co dalej. Uważajcie na parę spoilerów.
Bardzo męczące kilka tygodni doprowadziło nas wreszcie do półfinału czwartego sezonu "Wikingów". Była widowiskowa haratanina, duszenie (nie)pokornych i była nawet bójka dwóch braci. Pytanie tylko co dalej. Uważajcie na parę spoilerów.
Bieżący sezon "Wikingów" wyraźnie ucierpiał na zwiększeniu liczby odcinków. Nawet po rozsądnym podzieleniu sezonu na dwie połowy widać w nim dużo wątków wprowadzanych na siłę, jak ten z ćpającym chińskie ziółka Ragnarem. Być może chodziło o wytłumaczenie tego, co stało się w półfinale (jak pozwolę sobie nazywać finał pierwszej połowy 4. sezonu), ale naprawdę nie rozumiem po co. Szczerze mówiąc, to dla mnie sytuację i sezon ratował Linus Roache w roli króla Egberta, który naprawdę pokazał, na co go stać. Podobała mi się też powolna ewolucja Rollo, który z człowieka żyjącego w cieniu brata wyrósł na jego godnego konkurenta. Ale ogólnie rzecz ujmując, 4. sezon "Wikingów" jest obecnie najsłabszym ze wszystkich dotychczasowych.
Niezależnie od poziomu odcinków (wśród których parę hitów się znalazło), dotarliśmy jednak jakoś do półfinału i muszę przyznać, że było co oglądać. W ramach nagrody za wszystkie nużące i niepotrzebne wątki, dostaliśmy bardzo przyzwoitą i urządzoną z rozmachem bitwę na Sekwanie, w której krew lała się strumieniami, trup padał gęsto, a zmęczony Ragnarem widz z lubością kibicował Frankom i dowodzącym nimi Rollo. Tak, to ten moment, w którym oglądasz "Wikingów" i kibicujesz wszystkim, tylko nie wikingom.
Samą bitwę naprawdę warto było oglądać, bo relatywnie nieźle przedstawiała ówczesną taktykę, poziom uzbrojenia i brutalność starcia. Warto zwrócić uwagę na znaczenie dowódcy w podtrzymywaniu morale, nawet jeżeli osobiście musi zadźgać jakiegoś oficera w celu podniesienia ducha. Sądzę, że właśnie tak mogły wyglądać ówczesne bitwy. Oczywiście, bitwa prowadziła do celu ważniejszego niż Paryż – do starcia Ragnara i Rollo. Trzeba przyznać, że panowie zaczęli je widowiskowo.
Podejrzewam jednak, że wielu z Was może być rozczarowanych faktem, że od okładania się mieczami Ragnar i Rollo szybko przeszli do dobrego, tradycyjnego okładania się pięściami. Nie był to pojedynek bokserski, przypominało to raczej bójkę w barze, ale dobrze pokazało emocje targające braćmi. Gniew Ragnara, który koniecznie chciał zabić brata-zdrajcę i chęć Rollo, by wreszcie być tym lepszym. To nie był moment, w którym którykolwiek z nich powinien był zginąć, ten wątek ma jeszcze olbrzymi potencjał, szczególnie że zaraz po bitwie zobaczyliśmy solidny przeskok w czasie.
Znalazło się tu też miejsce na cliffhanger – Lagertha została ugodzona mieczem nieco powyżej lewego płuca. Możliwe, że nie żyje. Byłaby to spora strata, bo ambicje Lagerthy wnosiły całkiem sporo do wątków dziejących się wśród wikingów.
Mocne sceny w półfinale nie ograniczyły się jednak tylko do bitwy na rzece. Świetnie wypadła scena, w której mocno zniewieściały imperator zachowuje się w sposób godny najpaskudniejszych rzymskich cesarzy i nie przerywa posiłku z tak banalnego powodu, jak duszenie przy stole intrygantów. Równie dobrze wypadł tryumfalny przemarsz obitego Rolla i koronacja go na cezara (choć moja wiedza historyczna wyłączyła się w tym momencie i odmówiła dalszej współpracy).
Wbrew narzekaniom niektórych interesująco wypadł pobitewny przeskok w czasie, który pozwolił nam zobaczyć dojrzałych już (a przynajmniej wyrośniętych) synów Ragnara. Ivar zapowiada się na świra równie dużego jak ojciec (ale przy tym z mniejszą wyobraźnią). Dobrym pomysłem wydają się też być mocno sprecyzowane plany Bjorna, który najwyraźniej wziął sprawy w swoje ręce. A do tego potrzebuje Flokiego, który nagle stał się taki, jakim go lubiłem w pierwszym sezonie.
Punkty wyjścia przed drugą połową sezonu zapowiadają nam interesujące możliwości rozwoju akcji. Mamy Bjorna marzącego o Morzu Śródziemnym, mamy doniesienia z Wessex i chęć zemsty za śmierć pozostawionych tam osadników, mamy też i parę innych wątków, w tym Ragnara wracającego z niebytu. Oraz niepewność co do losu Lagerthy.
Istnieje spore prawdopodobieństwo, że druga połowa sezonu może być ciekawsza niż pierwsza. Jeżeli tylko nie będzie w niej różnych ciągniętych i wsadzanych na siłę wątków – powinno się udać. Póki co wszystko jest jednak w zawieszeniu, a ja po tych dziesięciu odcinkach nie będę wyczekiwał "Wikingów" z taką niecierpliwością jak kiedyś.