"Brooklyn Nine-Nine" (3×23): Prawie jak happy end
Andrzej Mandel
21 kwietnia 2016, 12:32
Finał kolejnego sezonu "Brooklyn Nine-Nine" nie zawiódł, choć i nie zachwycił ponad normę. Momentami było bardzo zabawnie, chwilami mniej. Udało się jedno – zaskoczenie na koniec. Uważajcie na spoilery.
Finał kolejnego sezonu "Brooklyn Nine-Nine" nie zawiódł, choć i nie zachwycił ponad normę. Momentami było bardzo zabawnie, chwilami mniej. Udało się jedno – zaskoczenie na koniec. Uważajcie na spoilery.
Zakończony właśnie sezon "Brooklyn Nine-Nine" nie zachwycał jakoś specjalnie. Nie było już mowy o świeżości, jaką miał ten serial na samym początku, Jake Peralta nieco się zużył (doprawdy, Andy Samberg powinien wymyślić jakieś nowe miny), podobnie jak większość ekipy 99. posterunku. Jeżeli ktoś pozostał niezmiennie zabawny, to oczywiście kapitan Holt, który chyba nigdy się nie znudzi. W finałowym odcinku trochę chwały odebrały jednak kapitanowi Amy i Rosa (a także Gina, ale to żaden brak zaskoczenia).
Sam finał zręcznie zakończył prowadzony od paru odcinków wątek śledztwa dotyczącego kreta w FBI i problemów, jakie przez to miał związek Rosy. Oszczędzono nam jednak łzawych scen (choć w przypadku Rosy mogłyby być łzawe z innych powodów niż zwykle), za to nie zabrakło (i dobrze) momentów, w którym Jake próbował myśleć jak Holt. Nie można powiedzieć, że trafił w 100 procentach, ale chwilami był blisko, a my mogliśmy się uśmiechnąć.
Najzabawniej wypadły przesłuchania, pożegnanie w więzieniu, a także sceny w samolocie oraz oczywiście zaskakujący finał i cliffhanger. Trzeba przyznać, że zwłaszcza kapitan Holt był uroczy w swej próbie uzyskania zeznań, gdy z kamienną twarzą stwierdził, że stracił autorytet. Równie zabawna była Rosa, wyciągająca różne narzędzia, tylko po to, by je chować. Notabene Rosa i taki wystrój mieszkania? Kto by się spodziewał, że ta twarda dziewczyna lubi zapachowe świeczki i miękki wystrój? Spodziewałem się raczej spartańskiego modelu życia.
W ogóle historia mieszkań Rosy sama w sobie aż się prosi o własny odcinek – sąsiedzi myślą, że nazywa się XY, współpracownicy, że XX, a za mieszkanie płaci przez podstawione firmy… I zmienia je po każdej wizycie gościa. To jest dopiero cudowna paranoja!
Bardzo dobrze wypadła też w tym odcinku Melissa Fumero, czyli Amy, od pożegnania z współwięźniarkami, po sceny w samolocie. W pierwszej klasie dzielnie asystował jej Boyle, który też fantastycznie wpadał w szał. I miał znakomite pomysły na to, jak uspokoić Amy. Notabene, po aktorce widać ciążę, ale idealnie się to w tym odcinku zgrało z jej postacią (nawet jeżeli ciąża Amy była udawana). Udawała za to Gina, która świetnie i wbrew warunkom fizycznym odegrała Serenę Wiliams, na szczęście w kaftanie bezpieczeństwa. Pomysł na wydostanie się ze szpitala był naprawdę przedni.
Przyznam, że twist na koniec odcinka był zaskakujący (choć w pewnym sensie zapowiedziany w tytule). Takiego obrotu sprawy nikt się chyba nie spodziewał, bo przecież śledztwo wyglądało na zakończone w sposób znany często pod nazwą "i żyli potem długo i szczęśliwie), ale w życiu Jake'a Peralty chyba nic nie może być normalne i dlatego teraz już nie będzie miał na imię Jake.
Zakończenie to daje sporo możliwości na kolejny sezon, więc jestem na tak. Wydostaniemy się, choć na chwilę, z ciasnych wnętrz posterunku i poszerzymy możliwości. Jak to się przełoży na dynamikę akcji oraz na jakość żartów? Liczę na to, że przynajmniej te ostatnie podniosą poziom, bo w tym sezonie troszkę dołowały. I tak, finał chwilami wyglądał jak zbiór nie całkiem połączonych akcją dowcipów, ale też nigdy to nam nie przeszkadzało w przypadku tego serialu. Póki – właśnie, póki – dowcipy były dobre. W finale to akurat się udało.