"Hap and Leonard" (1×06): Mocny kwadransik i…
Bartosz Wieremiej
8 kwietnia 2016, 20:02
Ostatnia godzina z produkcją SundanceTV dostarczyła nam niezbędnych odpowiedzi. Pożegnaliśmy również kolejnych bohaterów, a pewien dom naprawdę przypominał pole bitwy. Jak na finał sezonu, "Eskimos" spełniło swoje zadania, choć zaskoczyło proporcjami między końcem pojedynku z Soldierem i Angel a tym, co było dalej. Uwaga na finałowe spoilery.
Ostatnia godzina z produkcją SundanceTV dostarczyła nam niezbędnych odpowiedzi. Pożegnaliśmy również kolejnych bohaterów, a pewien dom naprawdę przypominał pole bitwy. Jak na finał sezonu, "Eskimos" spełniło swoje zadania, choć zaskoczyło proporcjami między końcem pojedynku z Soldierem i Angel a tym, co było dalej. Uwaga na finałowe spoilery.
Szalone rzeczy w "Eskimos" wydarzyły się w zasadzie w pierwszym kwadransie. To w tych minutach rozegrał się ostatni akt batalii w domu Leonarda (Michael K. Williams), kiedy to Soldier (Jimmi Simpson) zaliczył kilka ciekawych momentów i dziwny monolog o Eskimosach, a zaskakująco żywa Angel (Pollyanna McIntosh) wreszcie dokonała żywota. Na dodatek już kilka chwil później Trudy (Christina Hendricks) udowodniła, że tzw. ogórki wymyślono po to, aby było czym wjeżdżać w ściany budynków. Równocześnie przeplatano wspomniane wydarzenia scenami z przyszłości, kiedy Hap (James Purefoy) stara się nieco ogarnąć Leonardowe domostwo.
Wbrew temu, do czego przyzwyczailiśmy się w przypadku finałów, w zasadzie po owych piętnastu minutach było po wszystkim. Zaczęło się zbieranie kawałków, jakie zostały po całej tej szalonej historii. Wspomniana Trudy, zanim jeszcze dołączyła do długiej listy ofiar, miała kilka rzeczy do powiedzenia, czego niestety Hap nie usłyszał. W retrospekcjach dokończono opowieść o początku przyjaźni głównych bohaterów. Były też odwiedziny w szpitalu, dużo sprzątania, a i dowiedzieliśmy się, kim jest Beau Otis. Na koniec zapowiedziano także nowe przygody, bo śmierć wujka Chestera (Henry G. Sanders) i zwłoki w piwnicy jego domu, to pochodzą z kolejnej po "Savage Season" książki Joego R. Lansdale'a , czyli "Mucho Mojo".
Finał 1. sezonu "Hap and Leonard" początkowo pozostawia po sobie raczej dziwne wrażenie. Jasne, kilka rzeczy zaskoczyło, jak np. krótkotrwały powrót do żywych panny Angel, jednak ostatecznie bardzo dużo energii włożono w wyciszenie wszystkiego. Był to po prostu niezbyt spektakularny finał, szczególnie na tle poprzednich dwóch odcinków, w których cała opowieść o łupie zostawionym w pewnym samochodzie zaliczyła kilka soczystych zwrotów akcji.
"Eskimos" ma więc szansę na wywołanie dwóch skrajnych reakcji. Z jednej strony, biorąc pod uwagę, do czego przyzwyczaiły nas finały, odcinek może być odebrany jako rozczarowanie. W finałach powinny dziać się przecież rzeczy spektakularne, a tutaj wszystko co dynamiczne zamknięto w kilkanaście minut, a potem przez długi czas opowiadano nam m.in. o następstwach. To podejście wzmacniają także słabsze momenty scenariusza – jak otwierająca scena, która była nieco zbyt typowa, czy jakże bezsensowna rozmowa z agentem FBI.
Z drugiej strony da się obronić to, co zobaczyliśmy. Ten finał bardzo dobrze pasuje do reszty sezonu i zamyka go w sposób sugerujący, że ostatecznie 1. seria produkcji SundanceTV została wręcz stworzona z myślą o serialowych maratonach. Co więcej, nie porzucono żadnego wątku, jaki został wcześniej zarysowany. Doprowadzono do końca tragiczną historię Trudy, wytłumaczono, jak doszło do spotkania Hapa i Leonarda oraz kto był odpowiedzialny za śmierć ich ojców. Godnie pożegnano wujka Chestera, którego obecność na samym początku wydawała się zupełnie niezwiązana z niczym.
Ten pozornie niespektakularny finał nie był również łatwym odcinkiem do napisania i nie wiem, jakim cudem się to nie rozsypało. W czterdziestu minutach zmieszczono przyzwoitą klamrę, retrospekcje, kilkumiesięczny skok w czasie, wizję senną, a jeszcze zakończono wszystko sensownym cliffhangerem, który zarazem nie doprowadzi widza do wściekłości, jeśli nie powstanie kolejny sezon. Powrócono także do tego co najważniejsze, czyli do przyjaźni Hapa i Leonarda. Ostatecznie obydwaj są sami, znowu oberwali, a jednak brną dalej.
I bliżej jest mi w ocenie finałowego odcinka do drugiego z wymienionych podejść. Ucieszyło mnie, że nie pożegnaliśmy bohaterów zbyt wcześnie; że zobaczyliśmy ich znowu w relatywnie normalnym stanie, choć z nowymi bliznami. Zdaję sobie sprawę, że w dużym stopniu moja reakcja opiera się na występie Williamsa oraz Purefoya, ale nic na to nie poradzę. W zaledwie kilka godzin stali się jednym z moich ulubionych telewizyjnych duetów ostatnich miesięcy. Mam więc nadzieję, że kiedyś ich jeszcze w tych rolach zobaczę.