"Shameless" (6×12): Najszczęśliwszy dzień życia
Marta Wawrzyn
5 kwietnia 2016, 20:03
W finale 6. sezonu "Shameless" zafundowało nam prawdziwą huśtawkę emocjonalną połączoną z twistami godnymi rasowego thrillera. Przeżyliśmy z bohaterami kilka wzlotów i upadków, by na koniec uświadomić sobie, że tylko dla jednego z nich nie ma żadnej nadziei. Uwaga na finałowe spoilery!
W finale 6. sezonu "Shameless" zafundowało nam prawdziwą huśtawkę emocjonalną połączoną z twistami godnymi rasowego thrillera. Przeżyliśmy z bohaterami kilka wzlotów i upadków, by na koniec uświadomić sobie, że tylko dla jednego z nich nie ma żadnej nadziei. Uwaga na finałowe spoilery!
To był trochę nierówny sezon "Shameless", niektóre wątki – jak ten z utratą i odzyskaniem domu – wydawały mi się wręcz pisane na chybcika, ale koniec końców liczy się, dokąd cała historia nas zaprowadziła. Frank Gallagher wylądował w lodowatej rzece i czytam opinie fanów, że może tam już zginąć, nikt po nim płakać nie będzie. Z kolei Lip już prawie, prawie został drugim Frankiem, by na koniec znaleźć się przed drzwiami ku nowemu rozdziałowi w życiu, które prędzej czy później przekroczyć będzie musiał.
Przede wszystkim jednak wielkim szokiem okazał się koniec marzeń Fiony o zamążpójściu i życiu w stabilnym, zwyczajnym związku. Wiadomo było, że coś się wydarzy i happy endu nie będzie, ale chyba jednak większość z nas spodziewała się prostszego rozwiązania, w którym winny byłby tylko Frank. Scenarzyści postanowili skomplikować sprawę i przynajmniej częściowo obarczyć winą także Seana, który nie jest tu tylko ofiarą. Nie zginął z ręki "płatnego zabójcy" ani samego Franka, bo ten znalazł znacznie bardziej dotkliwy sposób, by pozbyć się intruza, a przy okazji dopiec niewdzięcznej córce.
I właściwie nie wiadomo, czy można go tak do końca za to nienawidzić. Oczywiście, jego mowa w kościele – ach, jak ja lubię, kiedy Frank ma okazję zaprezentować swój krasomówczy talent w pełnej okazałości! – była obrzydliwa. Potraktował paskudnie i swoją najstarszą córkę, i resztę rodziny. Ale warto zauważyć, że kiedy wyjawił prawdę o nałogu Seana, Fiona uwierzyła mu od razu, a jej oczy w jednej chwili napełniły się łzami. Nie było z jej strony ani chwili zawahania, wiedziała, że Frank nie kłamie. Sean zresztą też nie próbował udawać czy tłumaczyć się.
To definitywny koniec tego związku, Fiona raz jeszcze oberwała od życia w wyjątkowo bolesny sposób. Scena, w której siedzi pod kościołem w środku zimy w samej sukni ślubnej i tępo patrząd w przestrzeń pali papierosy, niewątpliwie nie zostanie zapomniana przez fanów "Shameless" przez te dziewięć miesięcy, które zapewne nas dzieli od kolejnego sezonu. To mocny obraz, który długo pozostanie żywy, bo naoglądaliśmy się już tyle upadków Fiony, że chyba wszyscy życzyliśmy jej bezwarunkowego "i żyli długo i szczęśliwie". Nie tym razem.
Lip przebył przyspieszoną drogę od obiecującego studenta prestiżowej uczelni do żula, zapijającego się w środku dnia na stołku ojca w Alibi. Nie mam wcale pewności, że zdecyduje się przekroczyć drzwi, przed którymi stanął w ostatniej scenie. To inteligentny chłopak, któremu jednak nie jest łatwo przyznać się do słabości. I na jego upadek również przykro jest patrzeć, w końcu to przede wszystkim właśnie on miał szansę nie tylko wyrwać się ze swojego środowiska, ale i dokonać w życiu rzeczy wielkich. Powrót na uczelnię po tylu wybrykach nie wydaje się jednak możliwy, a poza tym on rzeczywiście najpierw musi po prostu wytrzeźwieć.
Fantastycznie rozwinięto wątki Carla i Iana, a obaj aktorzy – Ethan Cutkosky i Cameron Monaghan – nie raz, nie dwa mnie zachwycili. Ma dla mnie sens to, że Carl zauważył, iż ściganie przestępców potrafi dać tyle samo adrenaliny, co bycie przestępcą, no a poza tym jest po prostu zakochany. Z kolei Ian to teraz dojrzały facet, który ma najbardziej poukładane życie ze wszystkich Gallagherów. Sposób, w jaki bronił swojego prawa do bycia strażakiem, rzeczywiście imponował, a to, jak koledzy się za nim wstawili, stanowi najlepszy dowód na słuszność tej drogi życiowej. Brawo, Ian!
Debbie bardzo chciała być dorosła i w efekcie została 15-letnią matką, która nie radzi sobie z niczym. Wydaje się jednak, że i ona przebędzie za chwilę przyspieszony kurs dojrzewania. Zrozumienie, że rodzina jest wszystkim, to w tym przypadku podstawa. Rodzina – a zwłaszcza starsza siostra – rzeczywiście powinna być dla niej wszystkim, bo żadna 15-latka sama sobie nie poradzi z tym, co ona sobie wzięła na głowę. Debbie w trakcie sezonu bywała irytująca i zachowywała się jak totalny dzieciak, ale to też część jej drogi ku dorosłości.
Kevin, Veronica i Svetlana stanowili w tym sezonie mocne trio, wspierające komediową część "Shameless". Takie układy rzadko kończą się dobrze, ale w tej chwili niekoniecznie chcę myśleć o potencjalnych skutkach tego, co się dzieje między nimi. Tak jak szczerze mnie bawiły ich wspólne zmagania z hipsterami, tak bez większej refleksji nad potencjalnymi marnymi skutkami życia w trójkącie oglądam przygody seksualne tej trójki. Są zabawni i chwilowo nic więcej od nich nie chcę.
Oglądanie szalonych zmagań Gallagherów z rzeczywistością, ich kolejnych wzlotów i upadków, sprawia, że chcąc nie chcąc po kilku sezonach stajemy się zaangażowanymi odbiorcami. W końcu to waleczne dzieciaki, które co chwila udowadniają, że mają charakter. Frank jako jedyny z bohaterów przekracza co jakiś czas granicę, poza którą zaczynamy do niego pałać nienawiścią. Potem jednak robi coś, co sprawia, że znów go trochę lubimy albo przynajmniej traktujemy z pobłażaniem – i tak w kółko. Podobnie jak widzowie reagują bohaterowie serialu.
Sean zareagował bardzo ostro i stanowczo, w efekcie mamy finałowy szok. Ale choć ręce same składały się do oklasków, kiedy niedoszli weselnicy zgodnie wrzucali Franka do rzeki, jego zachowanie wciąż wymyka się jednoznacznym ocenom. W końcu co by było, gdyby Fiona nie poznała prawdy o swoim przyszłym mężu? Żyłaby długo i szczęśliwie do momentu, kiedy Sean nie byłby już w stanie ukryć swoich "grzeszków"? Frank ma rację, kiedy mówi, że jest palantem, ale przynajmniej uczciwym. I choć nie zrobił tego z dobroci serca, w jakimś sensie uratował córkę przed popełnieniem kolejnego życiowego błędu.
To był bardzo emocjonujący finał i w pewnym sensie też zaskakujący. Coś, co wydawało się proste do rozwikłania – zły Frank chce pozbawić córkę prawa do szczęścia – okazało się dużo, dużo bardziej pokręcone. Jak to w świecie Gallagherów. Ale też znów zobaczyliśmy ich siłę, ich determinację i charakter – zwłaszcza jako kolektywu, w którym wszyscy koniec końców się wspierają.
Choć nie wszystkie wątki w tym sezonie trafiły do mnie w tym samym stopniu, a i powtarzalnością niektórych schematów już jestem zmęczona – ileż jeszcze razy mamy oglądać nieszczęśliwą Fionę!? – muszę przyznać, że jak zwykle oglądało mi się "Shameless" świetnie. Gallagerowie wciąż mają w sobie "to coś", wciąż dają się lubić, a ich przygody wywołują autentyczne emocje. W serialu nie brak szalonych gagów, a także ostrego komentarza społecznego (pamiętacie małego Carla handlującego bronią w szkole?), kiedy zaś trzeba twórcy potrafią uderzyć w poważniejsze nuty. Bohaterowie bezustannie się rozwijają i aż chce się im kibicować, bo widać, jak pokonują kolejne przeszkody i stają się lepsi, dojrzalsi i mądrzejsi.
To inteligentnie napisany serial, który wciąż potrafi zaskoczyć, choć przecież ma już sześć sezonów. Oby tak dalej. Do zobaczenia za dziewięć miesięcy – i oby nikt nowy w tym czasie się nie urodził!