"Flaked" (1×01-03): Chip, nudziarz z Venice
Bartosz Wieremiej
14 marca 2016, 21:30
Słońce, palmy, stadko podstarzałych facetów, uzależnienia, byłe żony, banalne problemy – we "Flaked" ciągle coś wydaje się znajome. Niestety, całość nie przekonuje, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że po trzech odcinkach trudno znaleźć powód, aby dalej oglądać ten serial. Spoilery.
Słońce, palmy, stadko podstarzałych facetów, uzależnienia, byłe żony, banalne problemy – we "Flaked" ciągle coś wydaje się znajome. Niestety, całość nie przekonuje, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że po trzech odcinkach trudno znaleźć powód, aby dalej oglądać ten serial. Spoilery.
Na początku wypadałoby przedstawić Chipa (Will Arnett). Nasz główny bohater to facet, który ma tzw. przeszłość i od lat zmaga się z alkoholizmem lub udaje, że się z nim mierzy. Mieszka w Venice, czyli w bardzo specyficznej części Los Angeles: słońce, plaże, dziwni ludzie, wiadomo… Ma także sklep, w którym zasadniczo nic się nie dzieje i eksżonę, choć o tej ostatniej dowiadujemy się po jakimś czasie, a i chyba do końca owa małżonka nie była aż tak znowu była. W papierach tu i ówdzie brakowało podpisu. Wydaje się także, że obchodzi go los innych ludzi, ale też nie za bardzo i raczej zwyczajnie wciska kit wszystkim dookoła, aby coś zyskać. Ach, zapomniałem dodać: żadna kobieta mu się nie oprze, pełen jest dobrych rad na każdą okazję, a i osiągnął niesamowitą biegłość we wciskaniu kitu.
Grający wspomnianego Chipa Will Arnett jest jednocześnie jednym z pomysłodawców, scenarzystów – drugim jest Mark Chappell – i producentów serialu. Ta ostatnia grupa jest nieco liczniejsza. Zawiera również np. Mitchella Hurwitza – tak, to ten pan od "Arrested Development". Z kolei listę reżyserów poszczególnych odcinków otwiera Wally Pfister, czyli operator filmowy, który kolekcjonował nominacje oraz nagrody za zdjęcia do filmów Christophera Nolana. Skoro już jesteśmy przy zdjęciach, to za te odpowiada z kolei Bryce Fortner, znaczy człowiek, dzięki któremu "Portlandia" wygląda tak, a nie inaczej. Nazwiska dźwignią handlu lub jakoś tak.
Celowo wspominam o tym wszystkim w takiej kolejności, bo niestety po trzech odcinkach poza bohaterem i owymi nazwiskami ładnie wyglądającymi w kolejnych bazach danych, za wiele więcej we "Flaked" nie ma. Ot, obserwujemy nieudolne próby łączenia się w pary oraz związki, które z kolei nie mają szans na przetrwanie. Widzimy też niby przyjaciół, którzy są nimi nie wiadomo po co. Koniec. Na dobrą sprawę ze wszystkiego, co wrzucono do "Westminster", "Horizon" i "Rose", dałoby się zrobić przyzwoitą godzinę telewizji lub nawet pół. Szkoda, że tak się nie stało.
Dokładniej rzecz biorąc, jak na razie dowiedzieliśmy się czegoś o Chipie – komplet informacji powyżej – i jego przyjaźni z Dennisem (David Sullivan). Zahaczyliśmy też o jego, hmm, związek z Karą (Lina Esco), małżeństwo z Tilly (Heather Graham) i niby dominujące zauroczenie London (Ruth Kearney). W tym ostatnim przypadku pojawia się także magiczne określenie: trójkąt miłosny. Dowiedzieliśmy się również, że bohater może stracić sklep i że ma dziwnego (byłego?) teścia oraz kumpli – patrz Cooler (George Basil).
Oczywiście trafiały się przyjemne momenty. Pomaga w tym to, że najzwyczajniej dobrze się patrzy na Venice. Miejsce wydaje się fajne, ładne i słoneczne, co szczególnie w tych dość ponurych miesiącach nad Wisłą jest bardzo pożądane. Co więcej, obsada wydaje się całkiem sensownie dobrana. Dodatkowo niektóre rozmowy Chipa i Dennisa bywały ciekawe, a ich wspólny czas na rowerze był całkiem zabawnym momentem. Ogólnie po tych trzech odcinkach z Dennisa coś tam może jeszcze być, ale nie da się ukryć, że to za mało.
"Flaked" w owych trzech odcinkach negatywnie zaskakuje przede wszystkim tym, że poza Chipem pozostałe postacie dałoby się zastąpić meblami, a widz nie odczułby tej zmiany. Często nie wiemy, po co i dlaczego poszczególni bohaterowie są w danym miejscu, jakie są ich motywacje. Irytuje także przekonanie scenarzystów, że wszystkie kobiety wręcz marzą, aby znaleźć sobie podstarzałego alkoholika z problemami, mieszkającego w pobliżu plaży. Męczy także, że wątki najbardziej oczywiste już teraz ciągną się w nieskończoność.
Najgorsze jednak, że wśród odczuć dominuje to, iż duet odpowiedzialny za scenariusze, czyli Arnett i Chappell, za bardzo nie ma nic ciekawego do opowiedzenia, i to nawet gdyby z trzech odcinków zrobiono jeden. Naprawdę nie mam nic przeciwko komediom, w których nie dzieje się nic ważnego czy istotnego, ale chciałbym mieć poczucie, że ktoś próbuje mi coś opowiedzieć, czymś zaciekawić itp. Przydałoby się dosłownie cokolwiek ciekawego, zabawnego, może absurdalnego trochę, momentami też smutnego – tak dla kontrastu. Tutaj nawet nie wiem, po co to wszystko i zwyczajnie nie jestem przekonany, czy warto brnąć dalej.
Podsumowując, na ten moment "Flaked" wydaje się raczej niedopracowanym pomysłem, niż gotowym serialem, w którym co najwyżej niektóre rzeczy ładnie wyglądają. Śmiechu tu niewiele, łez jeszcze mniej, a próby udowadniania, jaki to Chip jest fajny i jaki skomplikowany, przesuwają całą produkcję w stronę nieopisanej wręcz nudy. Napisałbym na koniec, że to bardzo rozczarowujące, ale na tak silne uczucia jak rozczarowanie, również trzeba zapracować.