"Underground" (1×01): Ucieczka do wolności
Mateusz Piesowicz
11 marca 2016, 19:02
Po serii mniejszych i większych klap trafiłem wreszcie na pilota, którego obejrzałem z przyjemnością. "Underground" od WGN America przywraca wiarę w serialowe nowości, a na tle konkurencji wydaje się wręcz produkcją z lepszego telewizyjnego świata. Spoilery.
Po serii mniejszych i większych klap trafiłem wreszcie na pilota, którego obejrzałem z przyjemnością. "Underground" od WGN America przywraca wiarę w serialowe nowości, a na tle konkurencji wydaje się wręcz produkcją z lepszego telewizyjnego świata. Spoilery.
Choć słowo "przyjemność" nie do końca pasuje do opisu serialu traktującego o ciężkim losie niewolników pracujących na plantacji bawełny w XIX-wiecznej Georgii. Zwłaszcza że twórcy (Misha Green i Joe Pokaski) nie bawią się w wygładzanie historii i ukazują ją w pełnym wymiarze. W samym pilocie nie brak więc scen brutalnych i wywołujących dyskomfort wśród widowni. Przez to "Underground" nie sprawdzi się jako serial do obiadu, bo zdecydowanie nie stanowi rozrywki łatwej i lekkiej w odbiorze.
Równie daleki jest jednak od dydaktyzmu, który bywał prawdziwą zmorą produkcji choćby w najmniejszym stopniu poruszających kwestię rasizmu (wystarczy wspomnieć niedawne "Mercy Street"). Twórcy "Underground" obrali trudniejszą, ale znacznie ciekawszą drogę, jaką jest połączenie niewygodnej historii z opowieścią gatunkową. W tym przypadku przede wszystkim trzymającym w napięciu thrillerem, ale nie tylko. Znalazło się tu miejsce również dla porządnej dawki dramatu obyczajowego, nienarzucającego się romansu, a nawet przypominającej kino przygodowe opowieści o ucieczce. Taki gatunkowy miszmasz mało komu wychodzi na zdrowie, ale w tym przypadku wszystkie jego elementy zagrały naprawdę bardzo dobrze.
W pierwszym odcinku, pełniącym funkcję obszernego wprowadzenia, poznajemy ogólny zarys historii, która rozpoczyna się na plantacji bawełny w okolicach Atlanty w 1857 roku. Niewolnik Noah (Aldis Hodge) planuje ucieczkę do abolicjonistycznych stanów na północy, ale rzecz nie należy do najłatwiejszych, bo od najbliższego Ohio dzieli go 600 mil drogi wypełnionej niebezpieczeństwami na czele z nieustępliwymi łowcami nagród. Noah chwyta się jednak kurczowo nadziei w postaci tzw. underground railroad, czyli sieci dróg, domostw i osób pomagających zbiegłym niewolnikom przedostać się na północ. Zebrawszy grupę ludzi, których umiejętności mogą się przydać po drodze, bohater zaczyna więc planować wielką wyprawę, od początku napotykając jednak przeszkody.
Na pierwszy rzut oka widać, że "Underground" nie wprowadzi nowej jakości do telewizji. Zbyt dużo tu zgranych motywów i przerobionych na własne potrzeby schematów wyciągniętych czy to z kina, czy z seriali. Produkcja WGN America zdaje się jednak wcale nie mieć takich ambicji, starając się nadać znanej historii odnowiony połysk. Widać to najwyraźniej w warstwie technicznej, gdzie aż roi się od efektownych ujęć kamery, szybkiego montażu czy momentami wręcz teledyskowej realizacji. Choć twórcy balansują niebezpiecznie blisko granicy taniego efekciarstwa, to ani razu jej nie przekraczają, serwując nam za to kilka robiących wrażenie scen.
Na czele z porywającą sekwencją otwierającą, w której rozszalała kamera ściga uciekającego w popłochu bohatera w rytm idealnie tu pasującego "Black Skinhead" Kanye Westa. Finalny efekt jest wręcz piorunujący i przykuwa do ekranu od pierwszych sekund. Także za sprawą ścieżki dźwiękowej, która w przypadku "Underground" zasługuje na osobne wspomnienie. Za dobór muzyki odpowiadał sam John Legend i trzeba powiedzieć, że spisał się znakomicie. Soundtrack daleki jest od klasycznego, bo królują w nim agresywne i żywe dźwięki (oprócz Kanye również Zack Hemsey, Great Wolf czy Jarina De Marco) na pozór nieprzystające do opowiadanej historii. Tutaj sprawdzają się jednak świetnie, dodając serialowi wyjątkowego posmaku i kontrolując jego szybki rytm.
Nie można jednak sprowadzać "Underground" tylko do realizacji, bo to po prostu świetna, trzymająca w napięciu, a nade wszystko emocjonująca historia. Losy poszczególnych bohaterów, choć na razie ledwie zarysowane, już teraz intrygują, a każda postać otrzymała interesującą charakterystykę. Mimo że próżno tu szukać czegoś nowego, to nie można powiedzieć, by ktokolwiek pełnił rolę manekina. Dotyczy to przede wszystkim niewolników, wśród których znajdziemy i młodą, pozornie delikatną, ale ulepioną ze znacznie twardszej gliny Rosalee (Jurnee Smollett-Bell), i przebiegłego Cato (Alano Miller), i Zeke'a (Theodus Crane), olbrzyma o złotym sercu, i wielu innych. Noah wcale nie wiedzie tu prymu, choć rola Aldisa Hodge'a należy do najlepszych w serialu.
Tych zresztą nie brakuje, bo obsada "Underground" to kolejny bardzo mocny punkt serialu. Praktycznie nie sposób wskazać w niej słabych punktów, a dodatkowym atutem są nieopatrzone twarze wykonawców, którzy mając wsparcie w dobrze napisanym, nie popadającym w komunały scenariuszu, tworzą zapadające w pamięć kreacje. Można do nich dodać również Christophera Meloni w roli Augusta Pullmana, moralnie dwuznacznej postaci, znów mało odkrywczej, ale frapującej i dobrze rokującej na dalsze odcinki.
Nieco gorzej wygląda sprawa w kwestii pozostałych białych bohaterów, których stereotypowe cechy wybrzmiewają mocniej niż w przypadku reszty obsady. Są więc pozbawieni sumienia pracownicy i właściciele plantacji oraz postępowo myślący abolicjoniści. Ich wątki, choć nadal sprawnie napisane i zagrane, wypadają jednak gorzej w porównaniu z tymi dotyczącymi niewolników i niewiele pomaga tu urozmaicenie w postaci wyborów do Senatu czy problemów rodzinnych. Miejmy nadzieję, że jeszcze się to zmieni, ale nawet jeśli nie, to trzeba podkreślić, że "Underground" ciężar historii kładzie na niewolnikach, a nie ich białych wybawicielach.
Sprawia to, że serial WGN America, choć w gruncie rzeczy nie mówi nic nowego, wygląda na prawdziwy powiew świeżości w skostniałych produkcjach historycznych. Emocjonująca, kiedy trzeba to brutalna, kiedy indziej znów wzruszająca historia ukazuje biegłość twórców w posługiwaniu się gatunkowymi schematami i dostosowywaniu ich do wymagań współczesnego widza. Przy tym wszystkim pozostaje "Underground" prostą opowieścią o potrzebie nieustającej nadziei i najpiękniejszych wartościach przyświecających człowiekowi. Nic tylko polecić, bo to jedna z najlepszych tegorocznych nowości.