"Hap and Leonard" (1×01): O dwóch takich, co…
Bartosz Wieremiej
5 marca 2016, 15:03
Pierwsza godzina sześcioodcinkowego "Hap and Leonard" pokazuje potencjał, jaki ma najnowsza produkcja SundanceTV. Równocześnie niewiele się w jej trakcie zdarzyło, na fajerwerki trzeba będzie jeszcze poczekać, choć już teraz zaserwowano nam całkiem piorunującą końcówkę. Spoilery.
Pierwsza godzina sześcioodcinkowego "Hap and Leonard" pokazuje potencjał, jaki ma najnowsza produkcja SundanceTV. Równocześnie niewiele się w jej trakcie zdarzyło, na fajerwerki trzeba będzie jeszcze poczekać, choć już teraz zaserwowano nam całkiem piorunującą końcówkę. Spoilery.
Zacznijmy od tego, kim właściwie są Hap i Leonard. To dwóch mieszkańców wschodniej części Teksasu, którym w życiu raczej nie wyszło. Różni ich wiele, np. poglądy, doświadczenia wojenne lub więzienne (zamiast wojennych), obecność lub brak byłych żon. Łączy z przyjaźń i raczej marny zestaw prac, jakie zmuszeni są wykonywać. W serialu spotykamy ich pod koniec lat 80. na polu pełnym róż – znajdują się tam oczywiście z przyczyn zawodowych. Na dodatek chwilę później zostają zwolnieni – znaczy amerykański sen w wersji raczej nieudanej i nieco rustykalnej. Warto dodać, że akurat w pierwszym odcinku różnice między nimi będą ciągle podkreślane, tak jakby cały świat nie mógł zrozumieć, dlaczego tych dwóch trzyma się razem.
Bohaterowie przywędrowali do nas prosto z serii książek autorstwa Joego R. Lansdale'a. Pojawili się m.in. w dziewięciu kryminalnych powieściach i w kilku opowiadaniach. W ubiegłym roku miał wyjść także komiks, ale chyba słuch o nim zaginął. O istnieniu tego wszystkiego prawdopodobnie dotychczas nie wiedzieliście i trudno się dziwić. W Polsce pojawiła się raptem pierwsza część serii "Savage Season", czyli "Sezon na szaleńców", na podstawie której powstał zresztą serial. Polskie wydanie trafiło do księgarń gdzieś 25 lat temu, a książka obecnie dostępna jest jedynie w kilku bibliotekach, na paru aukcjach i zapewne w niektórych antykwariatach. Ceny owych licytowanych egzemplarzy wahają się między zacną złotówką a oszałamiającymi pięcioma złotymi.
Na mały ekran "Hap and Leonard" zawitał dzięki duetowi: Nick Damici i Jim Mickle. Nie jest to ich pierwsza adaptacja prozy Lansdale'a. Odpowiedzialni byli wcześniej za "Chłód w lipcu", czyli film, który gdzie się nie pojawił, tam był chwalony, a w którym nie brakowało znanych z telewizji twarzy. Swoją facjatą owo dzieło zdobił nawet pewien drwal, znaczy aktor grający drwala. Nie, wróć, źle. Aktor grał w serialu seryjnego mordercę, a ów morderca finalnie został drwalem. Nieważne, i tak wiecie, kogo mam na myśli.
Wracając do produkcji SundanceTV, kiedy poznajemy naszych bohaterów, jest rok 1988, róże kwitną, a oni właśnie tracą pracę przy ich ścinaniu. Chwilę później pojawia się była żona Hapa (James Purefoy), czyli Trudy (Christina Hendricks), a jej motywy, początkowo niejasne, bardzo szybko się klarują. Oto do odnalezienia jest "skarb", a dokładniej wypchany gotówką samochód, który dwadzieścia lat wcześniej wpadł do rzeki, co zresztą widzieliśmy w rozpoczynającej odcinek retrospekcji. Panowie dołączają więc do dziwacznej ekipy, poszukującej zaginionego samochodu utopionego w rzece. Jeśli dodać do tego spuszczenie łomotu przez Leonarda (Michael K. Williams) sąsiadowi swojego wujka i szokujące zabójstwo policjanta przez raczej dziwną parę na samym końcu, nic więcej w premierowym "Savage Season" się nie dzieje. Trzeba gdzieś pojechać, coś załatwić, kogoś podwieźć, zrobić zakupy, spędzić zbyt dużo czasu z eksmałżonką – zwykły wtorek, czwartek albo piątek.
Dużo jest za to poznawania samych bohaterów, w tym postaci z drugiego planu. Wszyscy mają jakiś bagaż, niektórzy nawet tajemnicę lub dwie, a minut do zapełnienia jest raptem 40. Dużo czasu zajmują przekomarzania i dyskusje właśnie Hapa z Leonardem i Leonarda z Hapem. Czasem oczywiście panowie nie gadają, ale się biją, jednak nawet sparingi przerywane są długimi rozmowami. W większości wypadków pewnie bym na to narzekał, jednak tym razem zupełnie mi to nie przeszkadza. Bohaterowie ewidentnie mają o czym rozmawiać, a same dialogi są po prostu dobre. Dodatkowo część postaci posiada całkiem niewyparzone gęby, co dodaje uroku całej gadaninie. Jasne, jest także taki Howard (Bill Sage), któremu po pierwszej mowie zwyczajnie chce się przyłożyć. Na szczęście wszystko tak zostało pomyślane, że już chwilę później znalazł się ktoś, kto ów pogląd obecny w głowie widza nie tylko podziela, ale i chętnie wprowadzi w życie.
"Hapa and Leonarda" najzwyczajniej w świecie ogląda się dobrze. Serial wygląda ciekawie, a Teksas z końca lat 80. po prostu chce się dalej poznawać. Wszystkie postacie wydają się dostatecznie pokręcone, aby dostarczyć ciekawych wrażeń, a i duet morderców z samej końcówki zaciekawił. Pomaga także to, że w swoich rolach świetnie wypadają James Purefoy i Michael K. Williams. Christina Hendricks również ma swoje momenty, szczególnie gdy Trudy znajduje się w pobliżu Leonarda. Uroczo wyszły też retrospekcje, a i ogólnie bardzo szybko zleciała ta godzina, może nawet zbyt szybko… i od razu chciałoby się znacznie więcej.
Oczywiście, nawet pomimo tego wszystkiego, co napisałem, wciąż można czynić tej produkcji wyrzuty, że przy ledwie sześciu odcinkach, w tym pierwszym zdarzyło się zbyt mało. Jednak otwierające sezon "Savage Season" zostawia po sobie dostatecznie dobre wrażenie, aby nie zwracać na to uwagi. Mam nadzieję, że dalsza część sezonu nie zawiedzie, a ostatecznie okaże się, iż Sundance dorobiło się kolejnego udanego serialu.