7 rzeczy, które uczyniły mój tydzień lepszym
Marta Wawrzyn
14 lutego 2016, 12:03
W tym tygodniu działo się bardzo dużo i nie wszystko, o czym chciałam napisać, zdążyłam napisać. Dlatego dzisiejsze "7 rzeczy" to głównie zbiór różnych przegapionych drobiazgów. Bez spoilerów.
W tym tygodniu działo się bardzo dużo i nie wszystko, o czym chciałam napisać, zdążyłam napisać. Dlatego dzisiejsze "7 rzeczy" to głównie zbiór różnych przegapionych drobiazgów. Bez spoilerów.
1. Bob Odenkirk i "Better Call Saul" w 60 sekund. "Better Call Saul" wraca w poniedziałek, następnego dnia powinien być na polskim Netfliksie (przy czym nie jest to oficjalna informacja, bo Netflix niczego nam oficjalnie nie mówi, jest to po prostu wniosek z tego newsa), a tymczasem zobaczcie talent komediowy Boba Odenkirka w najlepszym wydaniu. O serialu niczego się z tego streszczenia nie dowiecie, ale co się pośmiejecie, to Wasze.
2. "Master of None" jako stary sitcom. Na nowe odcinki "Master of None" poczekamy do 2017 roku, a tymczasem zobaczcie, jak Aziz Ansari i Eric Wareheim wygłupiają się w "Big Bud Li'l Bud" – starym CBS-owskim sitcomie, którego publika nigdy nie miała szansy zobaczyć. Parodia zaczyna się od sceny z górą bananów, a potem jest jeszcze bardziej surrealistycznie.
3. Alison Brie urocza jak zawsze. Tylko Alison Brie może w taki sposób opowiedzieć anegdotę o tym, jak pewnego razu przypadkiem nasikała na swój kostium z "Mad Men", po czym zagrała w nim pełną scenę, bo nie było innego wyjścia. Aktorka zebrała zasłużone oklaski od publiki "Late Night", a Wy pamiętajcie, że oglądając to, lepiej unikać spożywania wszelkiego rodzaju płynów.
4. Wiadomość o powrocie Jessa do "Gilmore Girls". Oczywiście, dzień później okazało się, że wracają wszyscy, w tym również Dean. Ale nie da się ukryć, że mam wizję Jessa i Rory znów razem po latach. A za dziesięć lat poproszę jeszcze dwójkę dzieciaków, ubranych w skórzane kurtki i zaczytanych w książkach. Tymczasem tutaj znajdziecie wywiad z Milo Ventimiglią, który mówi m.in., że zobaczymy go w "więcej niż dwóch i mniej niż czterech" odcinkach.
5. Larry David szaleje na planie "Saturday Night Live". Jeśli tak wyglądają próby do "SNL", na YouTube powinny częściej pojawiać się materiały zakulisowe.
6. A zwiastun "Outlandera" wszyscy widzieli? Zwiastun 2. sezonu "Outlandera" był na Serialowej dwa dni temu i tak mi się spodobał, że wrzucam go raz jeszcze. Fraserowie we Francji wyglądają świetnie, a ten twist z końcówki… o żesz kurcze!
7. "Vinyl" na dużym ekranie. Jak już pewnie zauważyliście, bardzo lubię, kiedy HBO puszcza mi seriale na bardzo dużym ekranie – od razu wszystko wygląda lepiej. Choć to oczywiście znak czasów, bo produkcjom sprzed kilkunastu lat, nawet tym najlepszym, pokazywanie w kinie raczej by w niczym nie pomogło. Dziś nawet taką bzdurkę jak "Togetherness" spokojnie można zaprezentować w kinie i nikt nie zwróci uwagi, że nie jest to film kinowy.
A już na pewno pokaz w kinie posłużył dobrze "Vinylowi" – jestem tak zachwycona muzyką i warstwą wizualną, że nie myślę na razie o tym, czy aby przypadkiem fabuła nie zacznie za chwilę zmierzać w dość standardowym kierunku. Może zacznie, może nie zacznie, a Wy jutro zobaczcie koniecznie pierwszy odcinek, najlepiej właśnie na jakimś większym ekranie.
Trwa prawie dwie godziny – czyli jest to pilot w starym stylu, jakich dziś się już nie robi – wyreżyserował go Martin Scorsese we własnej osobie (i to widać), a Mick Jagger zadbał o to, żebyśmy przez cały tydzień mieli co mruczeć pod nosem (jeśli rockowe piosenki można w ogóle mruczeć). Tyle dobrej muzyki naraz chyba jeszcze nie było w żadnym serialu. "Vinyl" to dla fanów muzyki prawdziwa uczta, a i reszta z nas zawiedziona być nie powinna. Momentami widać tu lekką inspirację "Mad Men", ale serial jest dużo bardziej spektakularnie zrealizowany, bo w HBO wszystko musi być większe.