Nasz top 10: Najlepsze seriale stycznia 2016
Redakcja
6 lutego 2016, 11:32
10. "Agentka Carter" (nowość na liście)
Bartosz Wieremiej: Nowy sezon "Agentki Carter" pokazał, jak miło czasem spotkać lubianych bohaterów zajmujących się rzeczami, na których się znają. Szczególnie jeśli jest to bardzo ciekawe śledztwo i dzieje się w nowym, bez dwóch zdań wartym zwiedzania, miejscu.
Całą wizytę Peggy Carter (Hayley Atwell) w Los Angeles, od zawiązania akcji po jej kolejne zwroty, ogląda się naprawdę nieźle. Wszystko jest solidnie przemyślane i zawiera co najmniej kilka elementów, które zachęcają do cierpliwego wyczekiwania na kolejne odcinki. Poza starymi znajomymi dostaliśmy w tym sezonie co najmniej parę postaci, które warto poznać i śledzić – wiwat, Whitney Frost (Wynn Everett). Porządne spiski też są w cenie, a jak się do owych spisków doda groźne mutacje, nieudane eksperymenty i kilka zdesperowanych, potężnych osób, to robi się z tego naprawdę wybuchowa mieszanka.
I oczywiście kibicuje się Peggy, aby z uśmiechem wkopała każdemu zbirowi, który próbuje utrudniać jej życie.
9. "Z Archiwum X" (nowość na liście)
Michał Kolanko: Powrót "Z Archiwum X" budził od samego początku zarówno obawy fanów, jak i nadzieję, że serial odzyska nieco swój dawny blask. Obietnice klasycznego formatu zostały spełnione – "Z Archiwum X" nie jest eksperymentem pod względem formy czy treści, przez co jawi się niemal jako archaiczne. Ale niekoniecznie jest to wadą – wręcz przeciwnie.
Odcinki, które widzieliśmy w styczniu, to przekrój przez to, co było typowe dla "Z Archiwum X" w latach świetności serialu. Odcinek głównonurtowy i później odcinek z "potworem tygodnia", luźno tylko związany z głównym wątkiem.
I właśnie ten ostatni wybija się swoją jakością i atmosferą. Wątek spiskowy – co jest "zasługą" Chrisa Cartera – jest najsłabszym punktem całego powrotu. Ale "Founder's Mutation" James Wonga to klimatyczne, mroczne, momentami odrażające widowisko, w najlepszym stylu z lat 90. "Z Archiwum X" to powrót do przeszłości – ale przez to, że nie zmieniono prawie niczego, to paradoksalnie dlatego całość jawi się świeżo.
Marta Wawrzyn: Na pewno obecność "Z Archiwum X" na tej liście jest wypadkową sentymentów, dawnego uwielbienia dla serialu i tego, że serialowy styczeń 2016 do zbyt udanych miesięcy nie należał. Wybieraliśmy w dużej mierze spośród średniaków i jakoś tak wyszło, że nowym przygodom Muldera i Scully udało się zapisać na tym tle całkiem pozytywnie – mimo pewnych potknięć.
To prawda, że "Z Archiwum X" wydaje się dość archaiczne i nie do końca przystające do naszych czasów – bo jest "sprzed epoki Google" – ale jeśli porównać je z nowymi proceduralami FOX-a, wypada bardzo korzystnie. Nie dziwię się, że widzowie zalewani takimi okropieństwami jak "Second Chance" czy "Lucifer" masowo rzucili się oglądać powrót serialu, który po prostu pozytywnie im się kojarzył. Lekkie rozczarowanie niestety jest – spodziewaliśmy się czegoś wybitnego, dostaliśmy serial z lat 90. w niezmienionej i na dodatek dość chaotycznej wersji – ale nie ma wielkiej wtopy. Na 9. miejsce, jak widać, wystarczyło, choć nikt z nas nie ma wątpliwości, że to trochę nagroda pocieszenia, przyznana za to, że Mulder i Scully znów są z nami.
8. "Shetland" (nowość na liście)
Mateusz Piesowicz: Spora niespodzianka, bo miesiąc temu mało kto w ogóle o tej produkcji słyszał. Serial, który był bohaterem jednego z odcinków naszego alternatywnego cyklu w styczniu rozpoczął swój trzeci sezon i zrobił to w bardzo dobrym stylu. Tym razem historia ma być dłuższa (sześć odcinków opowiadających o jednej sprawie) i jeśli jej dalszy ciąg utrzyma poziom dwóch pierwszych odsłon, to dostaniemy kawał naprawdę solidnego kryminału.
Póki co wiadomo tyle, że sprawa ma bardzo szeroki zasięg, obejmując zarówno przemyt narkotyków, jak i morderstwo oraz ukrywającego się świadka koronnego. Podobnie jak w poprzednich sezonach, zachowano niepowtarzalny szetlandzki klimat (widoki nadal są nieziemskie), a detektyw Jimmy Perez nie zmienił się nic a nic i nadal metodycznie dąży do odkrycia prawdy. Ta, bazując na szczątkowych informacjach, które do tej pory otrzymaliśmy, zapowiada się na mocno skomplikowaną i na pewno czeka nas jeszcze niejeden zwrot akcji.
Wartością dodaną są natomiast gościnne występy, bo w nowych odcinkach pojawili się Ciarán Hinds oraz Archie Panjabi (wprawdzie na razie tylko na chwilę, ale i tak jej obecność cieszy mnie niezmiernie). Oglądajcie, jeśli macie okazję, bo na ten moment to prawdopodobnie najlepszy kryminał, jaki znajdziecie na małym ekranie.
7. "Baskets" (nowość na liście)
Marta Wawrzyn: Najdziwniejszy serial na liście i prawdopodobnie jedna z dziwniejszych rzeczy, jakie zobaczymy w tym roku. Nie do końca rzeczywisty świat faceta żyjącego po to, by rozśmieszać ludzi, najlepiej w bardziej wyrafinowany sposób, bezlitośnie zderza się tutaj z zaściankową Ameryką, która za nic nie sprawia wrażenia miejsca, gdzie każdy może spełnić swój sen o sławie i bogactwie.
Zdaję sobie sprawę z tego, że taki serial jak "Baskets" nie trafi do każdego – i nie sądzę, by to było jego celem – ale mnie takie odjechane, gorzkie komedie zachwycają. Właściwie nie ma tu momentów, które wywoływałyby salwy śmiechu, seansom "Baskets" towarzyszy raczej zdziwienie i poczucie dyskomfortu. Ten serial to postmodernistyczne szaleństwo, gdzie wdzięczną francuską piosenkę potrafi przerwać zupełnie dosłowne wejście buhaja, matkę głównego bohatera gra facet (i nawet nie próbuje nie być facetem), a zamiast wesołej grupki przyjaciół na kanapie mamy samotną łzę spływającą po groteskowym makijażu.
Zach Galifianakis wciela się tu jedną z najciekawszych ról życia – faceta z amerykańskiej prowincji, któremu coś w duszy i uparł się, żeby realizować się jako klaun. Widać tu też rękę Louisa C.K. i Jonathana Krisela z "Portlandii". Całość jest świeża, cudownie surrealistyczna i depresyjna jak na nowoczesną komedię przystało.
6. "Brooklyn 9-9" (nowość na liście)
Mateusz Piesowicz: Styczeń był naprawdę udanym miesiącem dla policjantów z 99. posterunku. Jake i Kapitan Holt przetrwali najdłuższe dziewięć dni w swojej karierze, przeciwstawiając się nie tylko przestępcom, ale przede wszystkim bezlitosnej śwince, Boyle i Diaz z miłośników czworonogów przeistoczyli się w bezwzględnych przeciwników w walce o mieszkanie, a Terry zamienił się w Hulka, wcale nie zmieniając przy tym koloru. Powrócił też Pontiac Bandit, co przyczyniło się do kolejnego kroku naprzód w związku Jake'a i Amy – no tak, w końcu od czego ma się przyjaciół arcywrogów?
Andrzej Mandel: Mimo słabszych chwil styczeń był niewątpliwie dobry dla policjantów z Brooklynu. W pamięć zapadły zwłaszcza heroiczne zmagania kapitana Holta i detektywa Peralty z groźną… świnką oraz umiejętności kucharskie Amy. Świetnie wypadła też rywalizacja Rosy i Boyle'a o mieszkanie, choć równie mocno bawiły sposoby, w jakie Rosa próbowała przywrócić Boyle'a do pionu po śmierci jego ukochanego psa.
Na deser, w ostatnim styczniowym odcinku, dostaliśmy powrót Pontiac Bandita. To zaskakujące, jak arcywróg/przyjaciel może pomóc w rozwoju związku, prawda? Plus kapitan Holt… budujący fort!
5. "American Crime" (nowość na liście)
Marta Wawrzyn: Jeden z najbardziej niedocenianych seriali – tak było rok temu, tak jest i teraz. Wielka szkoda, bo "American Crime" to naprawdę dobra, znakomicie zrealizowana i wybitnie wręcz zagrana opowieść o tym, co trapi współczesną Amerykę. Ten niezwykły tygiel narodów, który dla mieszkańców wielu miejsc na świecie wciąż pozostaje szczytem marzeń.
Rok temu mieliśmy mocny wgląd w kwestie rasowe, teraz zajmujemy się takimi tematami, jak elitarność, pieniądze, męskość i zwykła ludzka obłuda. Historia gwałtu (jeżeli możemy użyć tego słowa) na chłopaku, który miał miejsce na imprezie dzieciaków z prywatnej szkoły, nie mogłaby być mocniejsza i bardziej zapadająca w pamięć. Aktorzy nie mogliby być lepsi w swoich rolach. Scenariusz nie mógłby zachwycać bardziej trafnością stawianych diagnoz.
"American Crime" działa, bo choć nie mówi nic nowego, czyni to w sposób na tyle brutalny i bezlitosny, że nie da się tego wyrzucić z pamięci. To w gruncie rzeczy dość statyczny, kameralny dramat, rozgrywający się w kilku pomieszczeniach, a jednak każda minuta jest coś warta, każda scena coś wnosi. Wciąż nie mogę się nadziwić, że taki serial emituje ABC.
4. "Billions" (nowość na liście)
Mateusz Piesowicz: Nie jest łatwo odpowiednio uzasadnić tak wysokie miejsce "Billions" na tej liście, a to dlatego, że serial Showtime'a zdaje się dopiero odkrywać przed nami swoje najlepsze karty. Jeśli jednak to, co otrzymaliśmy w styczniu, ma być tylko wstępem do prawdziwych emocji, to wypada sobie życzyć, by każda nowość tak zaczynała.
Historia pojedynku pomiędzy potężnym finansistą i polującym na niego prokuratorem przykuwa uwagę od pierwszych chwil i potrafi budować napięcie prostymi chwytami. Krótka rozmowa, znaczące słowo czy gest, groźba kryjąca się pod pozornie banalną uwagą. "Billions" powoli, ale systematycznie tworzy gęstą atmosferę, w której prędzej czy później będzie musiało dojść do eksplozji.
Dodając do tego wyśmienitą obsadę i ciekawą próbę przedstawienia świata wielkiego biznesu od strony charakteru ludzi, którzy się nim zajmują, łatwo puścić w niepamięć drobne niedociągnięcia. "Billions" ma naprawdę spore szanse na zostanie hitem z prawdziwego zdarzenia i wypada sobie tylko życzyć, by kolejny miesiąc przyniósł krok właśnie w tym kierunku.
3. "Shameless" (nowość na liście)
Marta Wawrzyn: Nie da się nie kochać szaleństw Gallagherów, a jak na 6. sezon – jeśli nie liczyć "Z Archiwum X", "Shameless" to największy weteran na tej liście – jest naprawdę wyśmienicie. Serial Showtime'a w idealnych proporcjach łączy pokręcony humor z całkiem poważnymi dramatami i wkłada w każdą scenę bardzo dużo serca.
Front komediowy należy do Franka Gallaghera, szukającego celu w życiu po tym jak pochował swoją jedyną prawdziwą miłość, bawią również zaskakujące koleje losu baru Alibi i Svetlany, która wybiła się na jedną z najlepszych postaci. Carl wymiata jako mały gangster, a nietypowa reakcja nauczycieli na jego działalność w szkolnej toalecie stanowiła jeden z mocniejszych komentarzy społecznych, jakie zobaczyliśmy w styczniu na małym ekranie.
Jakby dramatów było mało, mamy jeszcze dwie ciąże i zbliżającą się utratę dachu nad głową. Śliczna Fiona wciąż jest zawieszona pomiędzy facetami – z których jeden postanowił pożegnać ją piosenką, Lip coraz głębiej wpada w romans z "panią Robinson", zaś Ian chyba zdołał odnaleźć nowe powołanie. Prawdopodobnie o czymś zapomniałam, bo w tych czterech odcinkach wydarzyło się naprawdę dużo. Nie ma drugiego serialu, który w styczniu trzymałby tak wysoki i równy poziom jak "Shameless".
2. "Galavant" (nowość na liście)
Andrzej Mandel: Wysokie miejsce "Galavanta" w top 10 stycznia to nie przypadek, tylko zasługa znakomitej passy tego serialu. Komedia ABC jest, biorąc pod uwagę oglądalność, ekstrawagancją, ale za to niezwykle wręcz smakowitą. Rewelacyjne dowcipy, świetne piosenki, przemyślne parodie (jak choćby ta "Nędzników" czy scen z Daenrys) i zręcznie przemycane ciekawostki historyczne (Szef i Gwynne śpiewający "Cóż, przynajmniej dożyliśmy dwudziestu pięciu lat") stanowiły o sile serialu na równi z dobrze pomyślanymi twistami fabuły.
Całą pulę niewątpliwie zgarnął Tad Cooper, ale przecież i zachwycaliśmy się nieporadnością króla Ryszarda (a później jego szczęściem z Robertą), przyznawaliśmy rację Isabelli, że to okrucieństwo chodzić dwa sezony w jednej kiecce (no przecież!), a i wzruszaliśmy się wątkiem rodzącego się między Garethem i Madaleną uczucia.
Poza tym nuciliśmy sobie pod nosem niezwykle mocno wchodzące w uszy piosenki (najmocniej mi weszło w głowę "It Was a Dark Season", ale i inne były świetne) i bawiliśmy się absurdalnym humorem, w którym czuć było inspirację Monty Pythonem.
Bartosz Wieremiej: "Galavant" skutecznie poprawiał humory przez cały miesiąc – o samego początku, po ostatni dzień. Zaserwowano nam wielką przygodę i pokazano kilka bardzo dziwnych miejsc. Wyznawano sobie miłość, a i przytrafiło się parę zgonów. Używano też magii, a i okazało się, że ze zwykłej jaszczurki wyrosnąć może smok. Tak, niech świat usłyszy, że nawet Richard (Timothy Omundson) dorobił się smoka. Ja też chcę smoka, bo kto nie chciałby mieć smoka. Tylko czym to karmić w typowym polskim mieście? Wracając…
Zwiedzaliśmy dziwne lasy, pokręcone knajpy, słodkie zbrojownie i przedsionki zaświatów. Stadko nieumarłych nawiedziło świat, a i przeżyliśmy najprawdziwszą bitwę, prawie, pięciu armii. Prawie, bo jedna armia się spóźniła, a piątej niestety nikt nie znalazł. Pojedynki też były, a i przez moment zobaczyliśmy wszystkich bohaterów w jednej scenie. Zapomniałem dodać: nawet Gareth (Vinnie Jones) dorobił się własnego karaoke.
Dużo więc się działo, a i nie zabrakło sensownych gościnnych wizyt i jednorożców (cóż…). I dopiero kiedy przyszło się już ze wszystkimi pożegnać, pomiędzy jednym wybuchem śmiechu a drugim, do człowieka dochodziło, że to naprawdę może być koniec. Że nigdy nie zobaczymy, jak przebiegać będzie dalsza edukacja Madaleny (Mallory Jansen) – nikt przecież nie chce relacji z chatki nad wodą należącej do dwójki emerytowanych herosów, nie?
1. "Sherlock" (nowość na liście)
Mateusz Piesowicz: Czy "Upiorna panna młoda" była najlepszym odcinkiem "Sherlocka"? Nie, ale bez wątpienia była najlepszym, co spotkało mnie na małym (i nie tylko) ekranie w styczniu. Wprawdzie nierozpieszczani przez twórców fani genialnego detektywa byliby pewnie zachwyceni jakąkolwiek możliwością spotkania swoich ulubionych bohaterów, ale specjalny odcinek okazał się być czymś więcej, niż tylko prostą atrakcją.
Zgrabnie łącząc XIX-wieczną historię ze współczesnością, Mark Gatiss i Steven Moffat wykazali się zarówno po raz kolejny scenopisarskim kunsztem, jak i wyczuciem swojej widowni. Każdy powinien tu znaleźć coś dla siebie, nieważne czy oczekujemy skomplikowanej zagadki, odpowiedniego klimatu czy ciekawej historii. Przy tym wszystkim udało się utrzymać całość w ryzach i sensownie wprowadzić do dalszego ciągu, którego oczywiście nie mogę się już doczekać. Zdecydowanie za rzadko dostajemy takie prezenty.