"American Crime Story: Sprawa O.J. Simpsona", czyli prawo i sprawiedliwość po amerykańsku
Mateusz Piesowicz
2 lutego 2016, 20:33
Wszystko wskazuje na to, że początek lutego przyniósł nam pierwszy w tym roku serialowy hit z prawdziwego zdarzenia. "American Crime Story: Sprawa O.J. Simpsona" ma wszystkie cechy pożądane u tego typu produkcji, czyli mocną historię, gwiazdorską obsadę i świetną realizację.
Wszystko wskazuje na to, że początek lutego przyniósł nam pierwszy w tym roku serialowy hit z prawdziwego zdarzenia. "American Crime Story: Sprawa O.J. Simpsona" ma wszystkie cechy pożądane u tego typu produkcji, czyli mocną historię, gwiazdorską obsadę i świetną realizację.
Przed premierą nie było to jednak aż tak oczywiste, jak mogłoby się zdawać na pierwszy rzut oka. Wszystko przez jedną z osób, która stoi za sterami serialu, a więc Ryana Murphy'ego. Twórcę równie zdolnego, co nieprzewidywalnego. Zasadnym było więc zadawać sobie pytanie, czy jego nowemu dziełu bliżej będzie do tych udanych (bo "Glee" czy "American Horror Story" w swoich najlepszych momentach zdecydowanie takie były), czy raczej stanie w jednym rzędzie z niewypałami w stylu "Scream Queens". Pierwszy odcinek rozwiewa tę wątpliwość, dając jasny sygnał, że "American Crime Story" to nie tylko przedstawiciel ładniejszego oblicza twórczości Murphy'ego, ale może również najlepsza rzecz, jaką podpisał swoim nazwiskiem.
Trzeba jednak zaznaczyć, że Murphy figuruje przy "American Crime Story" tylko jako producent i reżyser, natomiast scenariusz do całości jest dziełem Scotta Alexandra oraz Larry'ego Karaszewskiego i oparty jest na książce Jeffreya Toobina "The Run of His Life: The People v. O.J. Simpson". Może to i lepiej, bo dzięki temu serial FX mógł uniknąć co poniektórych bombastycznych pomysłów, w jakich gustuje Murphy, a on sam zdaje się wyraźnie dobrze czuć na reżyserskim krześle. To natomiast udziela się również widzom, którzy zostają przykuci do ekranu już od pierwszych sekundach trwania odcinka.
Twórcy zostali postawieni przed nie lada wyzwaniem, by osiągnąć taki efekt. "American Crime Story" opowiada bowiem prawdziwą historię O.J. Simpsona, oskarżonego o zabójstwo byłej żony i jej partnera oraz przedstawia przebieg procesu, który w połowie lat 90. śledziła cała Ameryka. Procesu, który dzisiaj jest wzorcowym przykładem na to, jak działa amerykański wymiar sprawiedliwości, i o którym zapewne większość z Was słyszała, a przynajmniej zna jego rezultat. Jak więc opowiedzieć w zajmujący sposób historię, której najbardziej kulminacyjne momenty i finał były już przerabiane na wszelkie możliwe sposoby?
Okazało się, że nie jest to zadanie niewykonalne – wymagało jednak odpowiedniego podejścia i właściwych ludzi na właściwych miejscach. Scenarzyści sprostali oczekiwaniom, nie serwując nam kolejnej typowej historii prawdziwej zbrodni, mimo że sprawa zabójstwa Nicole Brown Simpson i Ronalda Goldmana aż się o to prosiła. Twórcy robią jednak, co mogą, by ich serial nie dał się łatwo zaszufladkować. Owszem, opowiadają przebieg zdarzeń z dużą dokładnością, która w kolejnych odcinkach będzie zapewne tylko rosnąć, ale dodają do tego zarówno pełnokrwiste postaci, jak i odpowiednie tło opowieści. Zwróćcie uwagę już na pierwsze sceny serialu, które umieszczają nas w adekwatnych okolicznościach i sporo mówią na temat tego, co będzie tu odgrywało najistotniejszą rolę. Krótkie i proste, ale bardzo przemyślane rozwiązanie.
Dalej jest już bardziej klasycznie, tzn. poznajemy scenę zbrodni i jej głównych aktorów. Nie oznacza to jednak, że robi się nudno. Wręcz przeciwnie, twórcy umiejętnie stopniują napięcie, które systematycznie rosnąc, eksploduje w bezbłędnej końcówce, nie pozwalając ani na moment oderwać wzroku od ekranu. Poznając kolejne, na razie drobne i nieusystematyzowane elementy sprawy, jako widzowie od razu możemy próbować poskładać je w całość i naprawdę nie ma tu znaczenia fakt, że znamy ją z prawdziwego życia. Ekranowe wydarzenia śledzi się z zapartym tchem, a zwroty akcji wyglądają tak, jakby zostały wymyślone przez scenarzystów, a nie zaadoptowane na ich potrzeby. Dodając do tego łatwość, z jaką Murphy porusza się pomiędzy kryminałem, a rodzinnym dramatem, otrzymamy obraz serialu o różnych obliczach, w którym tytułowa "sprawa" jest tylko jednym z kilku interesujących aspektów.
Nie byłoby jednak tego wszystkiego, na czele z towarzyszącym premierze rozgłosem, gdyby nie obsada, w której aż roi się od znanych nazwisk. Przyjemnym zaskoczeniem było odkrycie, że wszyscy odtwórcy bez wyjątku stanęli na wysokości zadania. Obsada "American Crime Story" nie jest tylko ozdobą tej historii, ale jej ważnym ogniwem, w którym każdy element pełni swoją rolę. Choć niektórzy na razie tylko przemknęli przez ekran (choćby Selma Blair jako Kris Jenner), to trudno tu znaleźć jakiś słabszy punkt. Akurat to, że Murphy potrafi wydobyć maksimum umiejętności ze swoich aktorów, jest stałym punktem wszystkich jego produkcji i w tym przypadku nie będzie inaczej.
W pierwszym odcinku najbardziej błyszczy, co zrozumiałe, Cuba Gooding Jr. i mogę tylko wyrazić rozczarowanie, że ten świetny aktor tak bardzo rozmienił swoją karierę na drobne. Być może rola O.J. Simpsona pozwoli mu wrócić na właściwe tory, bo jest w niej absolutnie fantastyczny. Sposób, w jaki balansuje pomiędzy gwiazdorskim stylem bycia swojego bohatera, jego bardziej ojcowskim wcieleniem i kompletnym szaleństwem, pozwala mu wykazać się pełnią talentu i pewnie przyniesie sporo zaszczytów.
Te jednak nie ominą również innych członków obsady, na czele z muzą Murphy'ego, czyli Sarą Paulson. Prokurator Marcia Clark to osoba o 180 stopni różna od Simpsona. Twardo stąpająca po ziemi, również obarczona problemami osobistymi, które jednak stara się rozwiązywać po cichu, staje przed zadaniem, o skali trudności którego dopiero się przekona. Głównie za sprawą muru prawników otaczających Simpsona. Robert Shapiro (John Travolta), Johnnie Cochran (Courtney B. Vance) czy Robert Kardashian (David Schwimmer) bardzo utrudnią życie pani prokurator, sięgając po metody, których nawet sobie nie wyobraża.
Brawa należą się twórcom, że w te i szereg innych postaci, znanych widzom pewnie głównie z archiwów lub notek biograficznych w sieci, udało się tchnąć tyle życia. Nikt nie jest tu po prostu oskarżycielem czy obrońcą. Każdy ma swój charakterystyczny rys pozwalający na identyfikację z bohaterem, dzięki czemu nie jest tylko pustą skorupą wypełniającą scenariuszową przestrzeń. W dalszych odcinkach pozwoli to na pewno na wprowadzenie kolejnych, niekoniecznie związanych ściśle ze sprawą, wątków, także tych dotyczących kwestii rasowych, co zostało już mocno zaznaczone.
"American Crime Story" spełnia więc wszystkie wymagania, jakie stawia się przed potencjalnym hitem i bez wątpienia jest najlepszą, jak na razie, tegoroczną premierą (ale nie oszukujmy się, nie jest to szczególne osiągniecie). A że drugi sezon, mający opowiadać o skutkach huraganu Katrina, jest już w planach, to zapewne kolejna antologia podpisana przez Ryana Murphy'ego na dłużej zagości w naszych ramówkach.
Recenzja jest przedpremierowa. Serial "American Crime Story: Sprawa O.J. Simpsona" debiutuje na kanale FOX jutro – 3 lutego o godz. 22:00. Nowe odcinki będą emitowane w kolejne środy o tej samej porze.