"Lucifer" (1×01): Męki piekielne
Marta Wawrzyn
28 stycznia 2016, 12:35
Serialowe piekło istnieje i nie trzeba go daleko szukać. To amerykańska telewizja ogólnodostępna, która każdą, dosłownie każdą historię jest w stanie zamienić w kolejny nudny procedural o policjantach.
Serialowe piekło istnieje i nie trzeba go daleko szukać. To amerykańska telewizja ogólnodostępna, która każdą, dosłownie każdą historię jest w stanie zamienić w kolejny nudny procedural o policjantach.
Lucyfer zstąpił z piekieł i zamieszkał w Los Angeles. Prowadzi klub nocny, rozbija się po mieście sportowym autem i właśnie poczuł potrzebę, by zacząć pomagać lokalnej policji w rozwiązywaniu zagadek kryminalnych. Tom Kapinos (niegdyś twórca "Californication") zaczerpnął to i owo z komiksu Vertigo i postaci stworzonej przez Neila Gaimana, dodał od siebie element policyjnego procedurala – i voila, mamy jeden z najgorszych pilotów sezonu.
Nic tu nie działa, nic się nie klei, nic nie jest wdzięczne ani urocze. Kiedy Lucek gdzieś tak pod koniec tej 45-minutowej męczarni powiedział o sobie: "Czego tu nie lubić?", miałam już gotową bardzo długą listę rzeczy, których lubić tu się nie da żadnym cudem. Przede wszystkim nie lubić można tego, że mający wielu fanów komiks został zamieniony w tandetny, płyciutki, głupiutki serial o policjantach. Nie lubić można tego, jak niewiarygodnie wyszła przemiana władcy piekieł w playboya, który nagle złapał bakcyla i postanowił bawić się w Sherlocka. Nie lubić można wreszcie jego zadziwiającego zainteresowania nudną postacią det. Chloe Dancer (Lauren German), jedynej kobiety na świecie odpornej na jego wdzięki.
I choć Tom Ellis – brytyjski akcent zawsze w cenie! – dwoi się i troi, żeby wprowadzić w to wszystko trochę życia, a i tego, jak doskonale wygląda w garniturze, przecenić się nie da, koniec końców nie da się tutaj dostrzec żadnej innej zalety. Postać czarującego diabła, który potrafi zmusić każdego do zwierzeń, to jedyne, co w "Luciferze" jako tako wyszło. Osobom zajmującym się tutaj castingiem należą się zasłużone gratulacje.
Wszystkim innym należy się bura za to, co zrobiono z komiksem Vertigo. Amerykańska telewizja ogólnodostępna dosłownie każdą historię potrafi przemienić w banalny procedural kryminalny – niedawno mieliśmy coś, co miało być "współczesnym Frankensteinem" – ale wydaje się, że tutaj pobito jakieś rekordy. "Lucifer" to serial tandetny, byle jak napisany i wciągający równie mocno co lektura książki telefonicznej. Tam, gdzie miało być niegrzecznie, wyszła autoparodia. Tam, gdzie miało być intrygująco, wyszedł banał. Tam, gdzie miało być lekko i zabawnie, wyszły zwykłe głupoty.
Nie zostało wiarygodnie wytłumaczone, czemu Lucek nagle postanowił porzucić swoje zwykłe rozrywki i zostać policyjnym konsultantem. Jego zainteresowania Chloe i jej życiem – w roli byłego faceta Kevin Alejandro – też nie da się zrozumieć. To najnudniejsza, najgrzeczniejsza postać na świecie – i choć to prawda, że pary detektywów należy budować na zasadzie przeciwieństw, wydaje mi się, że widzowie szybko ją znienawidzą. Dziewczyna jest po prostu synonimem nijakości.
Krótko mówiąc, co mogło pójść nie tak, poszło nie tak. FOX postanowił nam pokazać najmniej interesującą rzecz, jaką mógł zrobić diabeł po opuszczeniu piekła. Pozostaje się tylko zgodzić z jego tatą: powinien wracać do domu i to jak najszybciej. Co niestety może nie być takie łatwe do spełnienia – dzięki wsparciu "Z Archiwum X" serial zaliczył w poniedziałek całkiem niezły start i wydaje się, że ma spore szanse przetrwać. Zwłaszcza że znajdzie się sporo osób, które Tom Ellis rzeczywiście będzie w stanie uwieść.