Hity tygodnia: "Agentka Carter", "Brooklyn 9-9", "Billions", "Baskets", "Galavant", "Supernatural"
Redakcja
24 stycznia 2016, 22:02
"Agentka Carter" – sezon 2, odcinki 1 i 2 ("The Lady in the Lake" i "A View in the Dark")
Mateusz Piesowicz: Twórcy serialu o najsympatyczniejszej agentce świata konsekwentnie trzymają się kursu obranego w zeszłym roku. Jest prosto i urokliwie, a od czasu do czasu uda się przemycić jakąś poważniejszą treść. Jest też nieco bardziej kolorowo, a to za sprawą przeniesienia akcji do słonecznego Los Angeles.
Poza tym zmiany są właściwie kosmetyczne. Peggy trafiła na trop trudnej do wyjaśnienia sprawy, w której dużą rolę odgrywa tajemnicza substancja, Daniel Sousa zmaga się z uczuciami względem naszej agentki i równie uroczej pielęgniarki, a Jarvis, tym razem w towarzystwie podobnie specyficznej małżonki, zapewnia niezbędny element komediowy. Wszystko razem składa się na niezobowiązującą rozrywkę, w której pierwsze skrzypce gra oczywiście cudowna Hayley Atwell. A jej widok w pełnym słońcu rekompensuje nie tylko większość wad, ale również sprawia, że zimowy krajobraz za oknem staje się łatwiejszy do zniesienia.
Bartosz Wieremiej: To wielka przyjemność móc znowu oglądać Peggy Carter (Hayley Atwell). Miło także, że zaliczyliśmy przenosiny do Los Angeles – miasta, które tutaj naprawdę dobrze wygląda i które chce się zwiedzać dalej. Wreszcie poznaliśmy też panią Jarvis (Lotte Verbeek), a sam Jarvis (James D'Arcy) zabrał się za ćwiczenia fizyczne – czysta radość i rozrywka.
W tych dwóch odcinkach podoba mi się szczególnie, jak rozwija się ta historia. Jak dobrze wpleciono w ten już zaludniony świat nowe postacie. Z jakim wyczuciem wmieszano w to wszystko poważniejsze tematy. Wszystko po prostu znajduje się na swoim miejscu. Sezon zaczyna się stosunkowo niewinnie, a kilka zwrotów akcji później nie tylko mamy ofiary, ale i porządny spisek, tajną organizację i żonę polityka, której losy mogą okazać się niesamowicie ciekawe. Niecierpliwie czekam na kolejne odcinki.
"Galavant" – sezon 2, odcinki 5 i 6 ("Giants vs. Dwarves" i "About Last Kinght")
Mateusz Piesowicz: "Galavant" utrzymuje niezły poziom praktycznie w każdym odcinku tego sezonu, ale "About Last Knight" wywarł na mnie chyba największe wrażenie. Poczynając od Sida i jego (nie)umiejętności porywania tłumów za sobą, poprzez relację Galavanta z ojcem, aż do równie zaskakującego, co efektownego cliffhangera na koniec.
Najlepszym pomysłem był jednak Las Zbiegu Okoliczności – mam wrażenie, że większość scenarzystów przyjęłoby takie miejsce z pocałowaniem ręki. Na nasze szczęście nigdzie poza "Galavantem" nie ma ono racji bytu.
Andrzej Mandel: Kolejne odcinki "Galavanta" i kolejny hit – od karłów i olbrzymów, poprzez wciąż zaskakująco świeżą naiwność króla Ryszarda aż po zręczną parodię "Nędzników", Las Zbiegów Okoliczności i zaskakujący twist na koniec drugiego odcinka. "Galavant" wciąż zręcznie miesza wątki i konwencje, zadowala muzycznie (tym razem Sid i jego (nie)porywająca tłum pieśń zgarniają pulę) i bawi, bawi.
Twórcy serialu najwyraźniej dostali pełną swobodę i korzystają z niej w pełni robiąc wszystko to, o czym wielu innych scenarzystów może sobie pomarzyć. Wychodzi im to świetnie, a ja nieustannie kibicuję rozwijającemu się uczuciu między Madaleną a Garethem.
Fantastycznie wypadła też parodia ojcowsko-synowskich scen z wielu filmów i seriali. Cóż, kapusta w służbie rodziny.
"Billions" – sezon 1, odcinek 1 ("Pilot")
Mateusz Piesowicz: Dowód na to, jak niewiele potrzeba, by przykuć uwagę widza. Pilot nowego serialu Showtime to przecież w gruncie rzeczy zbiór mniejszych i większych banałów, które znajdziemy w każdej innej produkcji poświęconej światowi wielkiej finansjery. Jednak tutaj wszystko nabrało życia dzięki wykonawcom, którzy nawet zwykłym, nic nie znaczącym scenom dodali niesamowitego ognia.
Paul Giamatti i Damian Lewis mają tyle charyzmy, że można by nią obdzielić jeszcze z tuzin innych bohaterów, więc ich ekranowy konflikt musiał porządnie podnieść temperaturę. I rzeczywiście, ten krótki moment, gdy prokurator Rhoades i Bobby Axelrod spotkali się w cztery oczy, miał więcej iskier niż cały serialowy styczeń razem wzięty. A to przecież była tylko przygrywka.
Nie gorzej wypadł drugi plan, na którym prym wiodły panie. Grająca na dwa fronty Wendy (Maggie Siff) z pewnością zafunduje nam jeszcze niejeden zwrot akcji, podobnie zresztą jak niepozorna Lara (Malin Akerman), która potrafi wypowiedzieć zawoalowaną groźbę z uśmiechem, od którego aż dreszcz człowieka przechodzi. Oczekiwanie na moment, w którym losy całej czwórki wejdą w ruch kolizyjny, zapowiada się na jedną z większych atrakcji początku roku.
"Baskets" – sezon 1, odcinek 1 ("Renoir")
Marta Wawrzyn: Bardzo liczyłam na tę komedię o życiowym nieudaczniku, który postanowił zostać francuskim klaunem, i nie przeliczyłam się. Louis C.K., Zach Galifianakis i Jonathan Krisel (reżyser i scenarzysta "Portlandii") połączyli siły i razem stworzyli jedną z najdziwniejszych, najbardziej absurdalnych, a także po prostu najsmutniejszych telewizyjnych komedii, jakie widziałam. Galifianakis gra tutaj rolę, która całkiem może zmienić to, jak jest postrzegany – Chipa Basketsa, faceta z amerykańskiej prowincji, opętanego pragnieniem, by zostać klaunem. Ale takim lepszym, europejskim. Marzenie szybko szlag trafia, Chip ląduje na rodeo, gdzie publikę bawi tylko jedna rzecz: jak potrąca go byk.
Ogarnięcie tego, czym jest "Baskets", po samym pilocie wydaje mi się nie do końca możliwe, ale spróbujmy. To jedna z tych gorzkich komedii, które, owszem, potrafią śmieszyć, ale przede wszystkim zadziwiają, zastanawiają, wywołują poczucie dyskomfortu, a momentami wręcz smucą. To postmodernistyczne szaleństwo, gdzie wdzięczną francuską piosenkę potrafi przerwać zupełnie dosłowne wejście buhaja, matkę głównego bohatera gra facet (i nawet nie próbuje nie być facetem), a zamiast wesołej grupki przyjaciół na kanapie mamy samotną łzę spływającą po groteskowym makijażu. To świetna, przemyślana, świeża rzecz, jakich wciąż w telewizji nie ma pod dostatkiem.
I choć to prawda, że "Baskets" jest zbyt specyficzne, aby miało trafić do każdego, wydaje mi się, że przetrwa, dojrzeje i jeszcze nieraz zdąży mnie zaskoczyć.
"Supernatural" – sezon 11, odcinek 10 ("The Devil in the Details")
Bartosz Wieremiej: Zaskakujący odcinek. Zaskakujący, ponieważ w ostatnich latach po przykuciu widzów do telewizorów twórcy serialu często zaliczali jedno potknięcie za drugim. Tym razem jednak stało się inaczej. Świetne momenty miał w "The Devil in the Details" Lucifer (Mark Pellegrino). Kuszenie Sama (Jared Padalecki) jego autorstwa było całkiem spójne i sensowne. Zresztą dobrze, że wreszcie ktoś wygarnął młodszemu z braci wszystkie głupoty, jakie popełnił, choć to ciekawe, że akurat diabeł mówił językiem często zmęczonych widzów.
Nie tylko to okazało się istotne, a zmiany, jakie wprowadziła zgoda Castiela (Misha Collins) na przejęcie swojego ciała, przyczyniła się do przykrego pożegnania. Choć zgon Roweny (Ruth Connell) po wydostaniu się Lucka z klatki był raczej oczywisty to dobrze, że zanim się to stało, opowiedziano nam coś istotnego o jej stosunku do Crowleya (Mark A. Sheppard). Miło też, że zajrzeliśmy do jej snów – to, co się tam działo, było czystym wariactwem.
Ogólnie więc był to bardzo dobry odcinek, który sprawił, że dalsza część sezonu zapowiada się naprawdę interesująco. Szczególnie że niejakiemu wszechmogącemu zdublowano liczbę problemów. Teraz po globusie biega już nie tylko wkurzone rodzeństwo, ale i wściekły dzieciak znany z organizowania małych rewolucji.
"Angie Tribeca" – sezon 1
Andrzej Mandel: W zalewie marnych komedii "Angie Tribeca" błyszczy jasno tylko pozornie głupim humorem. Wbrew moim początkowym obawom, bardzo niewiele jest tu humoru typowo womitalno-skatologicznego, za to sporo inteligentnego wyśmiewania najbardziej ogranych motywów z procedurali.
Osobiście w "Angie Tribece" czuję przede wszystkim klimat starego dobrego "Police Squad!" z Leslie Nielsenem. Podobnie absurdalny humor i podobny balans między humorem koszarowym, a inteligentną satyrą. Rewelacyjnie wypada Rashida Jones w głównej roli, a pomysły scenarzystów potrafią zaskakiwać (szczególnie podobają mi się wszelkie retrospekcje kręcone w klimacie onirycznym). Za całość odpowiadają Steve Carell i Nancy Carell i nie ma proceduralowego schematu, którego by nie wyśmiali.
"Brooklyn Nine-Nine" – sezon 3, odcinek 12 ("9 Days")
Mateusz Piesowicz: Odcinek wręcz wypełniony świetnymi pomysłami, bo oprócz przymusowej izolacji Jake'a i kapitana Holta, w której zagrała każda scena, znalazło się tu miejsce i na Terry'ego przemieniającego się w Hulka, i na Diaz ze szczeniakiem, i na Amy z jej absolutnym antytalentem kucharskim. Dawno nie było odcinka, w którym udałby się praktycznie każdy gag, a poszczególne wątki nie różniły się poziomem, więc "9 Days" należy się szczególna pochwała. A największy plus ode mnie dostaje Jake i jego genialna taktyka na siłowni – wiadomo, równowaga jest kluczem do sukcesu!
Andrzej Mandel: Pomysł Peralty na pomoc kapitanowi jak zwykle zrykoszetował. Dla nas pozytywnie oczywiście, a i dla bohaterów w sumie też. Rewelacyjnie wypadła bowiem ta izolacja kapitana Holta i Jake'a, a wszystko z powodu śledztwa, jakim Peralta chciał odwrócić uwagę Holta od pewnych smutnych wydarzeń. Przy okazji tego śledztwa antytalent Amy do gotowania sprawdził się w deszyfracji.
Najbardziej urzekł mnie jednak wątek Boyle'a i Diaz. Biedny Boyle stracił ukochanego psa, czego Diaz nie rozumiała. Ale gdy zrozumiała, to pojechała po bandzie, ach, Scully i Ave Maria! Nie zawiodła też Gina, która wierzyła w Terry'ego. Nawet po tym, jak Terry dokonał uszkodzeń w strukturze budynku jednym zamknięciem drzwi. Hulk!
"The Blacklist" – sezon 3, odcinek 11 ("Mr. Gregory Devry (No.95))
Andrzej Mandel: "Czarnej liście" hit należał się przez ostatnie dwa tygodnie pod rząd, ale z pewnych względów miałem opóźnienie w oglądaniu. Na szczęście również odcinek zamykający wątki, które mieliśmy w otwarciu drugiej części sezonu, okazał się rewelacją, tak jak poprzednie.
Zagrał przede wszystkim niezwykle precyzyjny i zręczny plan Reda, którego nie mogę ujawnić, bo byłby to olbrzymi spoiler. Grunt, że w pewnym momencie nic nie wyglądało na takie, jakie było. Oprócz niezmiennej pewności siebie Reddingtona oraz jego chłodnej, wyrachowanej szczerości w zemście. Efekt popsuła nieco sama końcówka, ale nie na tyle, by zniszczyć dobre wrażenie. Jeżeli jeszcze nie zaczęliście drugiej połowy sezonu "Czarnej listy", warto to rozważyć.