"Shadowhunters" (1×01-02): Nadęci nastoletni
Bartosz Wieremiej
15 stycznia 2016, 20:03
Kiedy nie udało się raz, trzeba próbować do skutku. Tak przynajmniej pomyślano o serii książek "Dary anioła" i po katastrofalnym końcu snów o filmowym imperium zwrócono się w stronę telewizji. Niestety, podobnie jak w przypadku zmiany nazwy stacji emitującej ów nowy serial z ABC Family na Freeform, nowe nie zawsze jest lepsze, a często równie złe, jeśli nie gorsze. Spoilery.
Kiedy nie udało się raz, trzeba próbować do skutku. Tak przynajmniej pomyślano o serii książek "Dary anioła" i po katastrofalnym końcu snów o filmowym imperium zwrócono się w stronę telewizji. Niestety, podobnie jak w przypadku zmiany nazwy stacji emitującej ów nowy serial z ABC Family na Freeform, nowe nie zawsze jest lepsze, a często równie złe, jeśli nie gorsze. Spoilery.
Kolejna seria książek przywędrowała do telewizji i oczywiście do sieci, bo w Polsce "Shadowhunters" tydzień po tygodniu dostępne będzie dzięki Netfliksowi. Wspominam o tym raczej z kronikarskiego obowiązku, w końcu wciąż człowiekowi robi się miło, kiedy coś jest nad Wisłą dostępne bez zbędnej zwłoki. Umówmy się jednak, poza graniczącym z obsesją uwielbieniem dla książek Cassandry Clare, trudno zauważyć jakiekolwiek powody, dla których bez zastrzeżeń i nieco masochistycznych zainteresowań warto poświęcić czas na serial ABC Fam…, o przepraszam, stacji Freeform.
To, co charakteryzuje dwa pierwsze odcinki, to nadmierna potrzeba tłumaczenia wszystkiego. Poważnie, nie wyolbrzymiam – absolutnie wszystkiego. W dużym skrócie w rozpoczynającym serial "The Mortal Cup" śledzimy losy Clary Fray (Katherine McNamara), na pierwszy rzut oka zwyczajnej osiemnastolatki, o ile ktokolwiek traktuje artystów jak zwykłych ludzi. Wejściu w dorosłość panny Fray towarzyszyć miała przyzwoita impreza, ale wydarzenia w klubie Pandemonium całkowicie zmieniły jej życie. Tak to jest, kiedy zamiast balangi do białego rana zalicza się pierwsze od czasu wyczyszczenia pamięci zderzenie z obcym światem pełnym magii, demonów, półaniołów i wszystkiego, co tam jeszcze się znajdzie w podręcznym magicznym inwentarzu.
W drugim odcinku – "The Descent Into Hell Isn't Easy" – bardzo szybko nasza bohaterka wydaje się zupełnie oswojona ze wszystkim, co się dzieje. Obok innych rzeczy znowu serwuje się nam – zgadliście – więcej tłumaczeń przeplatanych odrobiną przemocy. Jest też trochę czasu na poznanie motywacji poszczególnych bohaterów, a Simon (Alberto Rosende) zostaje wprowadzony w miejsca, które powinny być dla niego niedostępne, ale poważnie: wszyscy wszystkim wszystko tłumaczą, czasem w niesamowicie nieznośny sposób.
Ma to bardzo duże konsekwencje dla całego serialu, bo to niepotrzebne zamęczanie nadmiarem czasem zbędnych informacji spowodowało, że praktycznie każdy z kilku obecnych w tych odcinkach zwrotów akcji wypadł blado. Nie wzbudził emocji, nie zaciekawił. Jasne, udało się wyznaczyć klarowne cele, rozpocząć poszukiwania tak Jocelyn (Maxim Roy), jak i pewnego kielicha, ale kwituje się to jedynie wzruszeniem ramion na zasadzie: "czymś muszą się zajmować". Nawet ujawnienie tożsamości ojca Clary – dość zaskakujące dla tych niemających wcześniej do czynienia z czymkolwiek związanym z tym światem – można było podsumować niezaangażowanym ziewnięciem.
Nie jest to i tak największym problemem "Shadowhunters". Tym okazało się to, jak nienaturalnie poważni są ci nasi młodzi dorośli ze świecącymi mieczykami oraz jak bardzo problematyczna wydaje się obsada serialu. Wina za to spada z jednej strony na scenarzystów, którzy postanowili, że grupowe zaaplikowanie swoim bohaterom kijów od szczotki jest dobrym pomysłem. Z drugiej, na ludzi odpowiedzialnych za casting, bo jedynie w interakcjach Simona i Izzy (Emeraude Toubia) obecne była jakakolwiek chemia. Dostajemy więc dwie godziny z nadętymi i nadwrażliwymi nastolatkami ze skłonnością do machania włączonymi latarkami. Gdzieś tu czai się dowcip o jakimś wykrzywionym wariancie prowincjonalnego konwentu.
Przez to wszystko serial stacji Freeform bardzo szybko staje się, co zrozumiałe wbrew intencjom, wręcz komiczny. Najlepszym przykładem jest prawdopodobnie rozmowa z Hodgem (Jon Hor) wewnątrz instytutu w drugim odcinku. Facet zwija się z bólu, Clary mu współczuje, ale i tak wraz z Jacem (Dominic Sherwood) wypytują go od początku do końca o wszystko, co możliwe, i to mimo że nasza główna bohaterka poznaje go raptem chwilę wcześniej. Nie chcem, ale…
Pewnie można by próbować jeszcze bronić tej produkcji, tylko do końca nie da się dojść, kto miałby to robić. Czy fani serii polubią coś, co chyba nie oddaje niesamowitości czy niezwykłości tego świata; co poprzez zmieszanie magii i technologii na oko zmienia też kilka podstawowych praw rządzących ich ulubionym książkami? Tego ostatniego nie jestem pewien – poprawcie mnie, jeśli się mylę. Czy z kolei zwykli widzowie znajdą w ogóle czas na kolejny relatywnie ładny serial z wadliwą fabułą i drewnianymi bohaterami? Na marginesie, po tych pierwszych dwóch godzinach widać, że jest to serial, który ma większy potencjał, aby zirytować właśnie tych pierwszych.
Uznajmy więc że "Shadowhunters" jest stosunkowo ładnym, często irytującym, a czasem zwyczajnie natrętnym serialem. Próbuje się w nim zapoznać widzów z już raz opowiedzianą historią, choć do końca nie wiadomo, kto miałby być owym widzem. U nas przynajmniej sprawa jest prostsza – grupą docelową tej potencjalnej telewizyjnej porażki będą wszyscy ci spragnieni nowości. Przykre to trochę.