Nasz top 10: Najlepsze seriale grudnia 2015
Redakcja
10 stycznia 2016, 12:33
10. "Doktor Who" (nowość na liście)
Bartosz Wieremiej: Ostatni miesiąc 2015 roku upłynął u Dwunastego Doktora (Peter Capaldi) pod znakiem "wycieczki" na Gallifrey, kolejnej wizyty na samym końcu wszystkiego oraz na kradzieży drugiej TARDIS i delikatnego czyszczenia pamięci. Ach, wszechświata o mało nie spotkała katastrofa, ale tak to już z wszechświatami bywa.
Jeśli komuś tego było mało, to zanim ostatni rok się skończył, przyszedł jeszcze czas na świąteczną eskapadę z River Song (Alex Kingston). W jej czasie mężowie River pozostawali często tylko z głowami, a Doktor dorobił się rogów – takich prawdziwych, no dobrze, hologramowych. Oczywiście autorstwa wspaniałej TARDIS, choć początkowo można było podejrzewać, że gdzieś tam za zakrętem w towarzystwie kilku butelek po winie leży pijany renifer. Co więcej, nikogo nie żegnaliśmy, Doktor wciąż pozostał sobą, a Moffat napisał bardzo dobry scenariusz. Same cudowne chwile.
9. "Casual" (spadek z 8. miejsca)
Bartosz Wieremiej: Wiecie, że w zasadzie obecność "Casual" w kalendarzowym grudniu dałoby się podsumować dwoma zdaniami: "Szukano psa. Pies niestety skończył marnie". Problem w tym, że nie oddaje to tego, jak dobry był to finał i w jak udany sposób zamknął debiutancki sezon komedii Hulu.
W "Dave" pojawili się godni kandydaci do pełnienia funkcji wyimaginowanych przyjaciół. Była także nieudana próba samobójcza i całkiem skuteczne rozstanie. Leon (Nyasha Hatendi) ponownie nie zawiódł, a trio składające się z Valerie (Michaela Watkins), Aleksa (Tommy Dewey) i Laury (Tara Lynne Barr) ostatecznie powróciło pod jeden dach. Ich dalsze życie wyglądać będzie pewnie trochę inaczej, ale to dobrze – drobne zmiany bywają korzystne.
Marta Wawrzyn: Zadziwiające, jak udana okazała się ta kameralna opowieść o niczym. Znaczy o życiu – o pogubieniu i poszukiwaniach bez końca. O rodzinie, miłości, o tym, że nie wszyscy jesteśmy tacy sami i nie wszyscy tacy sami być musimy. O więzach, których nie da się rozerwać i tym, czego się nie ma, nieważne, jak bardzo się chce. A także o psie, przypadkowym przechodniu, znaczy rybaku, przyjacielu, który pojawił się z zaskoczenia i został na dłużej.
To, że jeden odcinek wystarczył, aby "Casual" załapało się na tę listę, najlepiej świadczy o tym, jakie wrażenie wywarła na nas całość.
8. "The Knick" (powrót na listę)
Michał Kolanko: Sezon drugi "The Knick" nie był lepszy niż pierwszy. Ale miał swoje momenty, z których do historii przejdzie zapewne scena operacji, którą sam na sobie wykonywał dr Thackery. Jej koniec budzi też wątpliwości co do przyszłości serialu w obecnym kształcie, ale nie zmienia to faktu, że mieszanka pesymizmu, barwnych postaci i ponurego obrazu ówczesnego Nowego Jorku cały czas bardzo przyciąga.
Marta Wawrzyn: Wydaje mi się, że dobrych kilka seriali z tej listy nagrodziliśmy za styl, w jakim się z nami pożegnały. W przypadku "The Knick" zachwyt dotyczy tak naprawdę jednej sceny – ale za to bez wątpienia najlepszej w całym serialu. Dr Thackery podjął szaloną, brawurową i niestety też straszliwie głupią decyzję, by operować się samemu na oczach licznie zgromadzonej publiczności.
I choć lepszego przedstawienia w tym cyrku jeszcze nigdy nie było, jest możliwe, że i szpital Knickerbocker, i my pożegnaliśmy Thacka na zawsze. Wciąż nie wiadomo, czy serial będzie kontynuowany – a jeśli będzie, to czy zostanie w nim Clive Owen – ale jeśli to był koniec, to trzeba przyznać, że bardziej zapadającego w pamięć zakończenia wymyślić się nie dało.
7. "Mozart in the Jungle" (nowość na liście)
Mateusz Piesowicz: O sile przyciągania, jaką ma serial Amazona, niech świadczy fakt, że zacząłem go oglądać dopiero niedawno i całe dwa sezony pochłonąłem w ciągu czterech dni. Muszę przyznać, że dawno nie miałem do czynienia z czymś równie lekkim, co nie pozostawiło po sobie uczucia zmarnowanego czasu bądź zwyczajnie mnie nie znużyło. Serial o nowojorskich filharmonikach ma swego rodzaju naturalny czar, dzięki któremu zupełnie nie odczuwa się jego ogólnej schematyczności.
Może to Rodrigo (Bernal nadal wygląda, jakby znakomicie się bawił na planie, co bardzo się udziela podczas oglądania), może inni, równie sympatyczni członkowie orkiestry, a może po prostu nagromadzenie znakomitej muzyki. Cokolwiek by to nie było, faktem jest, że w drugim sezonie "Mozart in the Jungle" nie stracił nic ze swojego uroku i nadal smakuje się go, jak cudownie lekki deser. A gdy jeszcze twórcy bawią nas takimi perełkami, jak meksykańskie odcinki, to nic tylko dać się pochłonąć i zapomnieć, że gdzieś już to widzieliśmy.
Marta Wawrzyn: Mnie "Mozart" całkowicie pochłonął na przełomie roku 2014 i 2015 – i teraz było dokładnie tak samo. Też nie do końca potrafię to wytłumaczyć, bo przecież wiele tam jest schematów, pewne rzeczy dałoby się poprawić, pogłębić, zmienić. A jednak to działa i niesamowicie wciąga w takiej formie, jaką mamy teraz.
Najlepszym punktem tego sezonu wydaje mi się wdzięczna meksykańska przygoda, ale nie mogę też wyjść z podziwu, jak dobrze poprowadzono wątek Hailey, która dorosła, pokazała pazurki i okazała się kimś innym, niż wydawała się na początku. Rodrigo się zdziwił i ja też się zdziwiłam, oglądając kolejne jej romanse i zdecydowanie, z jakim broniła tego, co udało jej się wywalczyć. Ciekawie zaprezentowano też walkę o pieniądze i przyszłość orkiestry, bardzo udany występ zaliczyła Gretchen Mol, zaś najważniejsze jest to, że nie zgubiła się w tym wszystkim miłość do muzyki.
Fantastyczny pomysł z różnymi czołówkami i zamknięciami odcinków sprawił, że 2. sezon "Mozarta" był także cudowną podróżą przez rozmaite style muzyczne. I świetnie, bo w serialu Amazona znaczenie ma również to, że w pomysłowy i bezpretensjonalny sposób zapoznaje nas z muzyką klasyczną, która dla jego bohaterów stanowi całe życie. Wszystkie czołówki z 2. sezonu możecie obejrzeć i usłyszeć poniżej.
6. "Homeland" (powrót na listę)
Michał Kolanko: Jeśli ktoś liczył na wielkie "bum" na koniec sezonu, tu musiał się zawieść. Zamach terrorystyczny w Berlinie został powstrzymany. I chociaż wątek samych terrorystów i ich motywacji jest być może najsłabszy z całego sezonu, to nie zmienia to faktu, że cały sezon – podobnie jak ostatnie odcinki – były po prostu solidnym thrillerem szpiegowskim.
A finał – zwłaszcza wątek Quinna – wybijał się ponad przeciętność. "A False Glimmer" to na pewno jeden z najlepszych finałów sezonu w historii serialu.
Marta Wawrzyn: Wydaje mi się, że grudniowe odcinki "Homeland" były najlepsze w całym sezonie – w jednym mieliśmy wystrzałową Allison, która naprawdę mnie zadziwiła swoją determinacją, w drugim pożegnanie z Quinnem. Nie jestem rozczarowana tym, że zamachu nie było – w "Homeland" przerabialiśmy już i "wielkie bum", i kameralne zakończenia, w których liczyły się głównie emocje bohaterów.
Tym razem – po raz kolejny, zauważcie – postawiono na to drugie i udało się wymyślić coś, co po upływie kilku tygodni wciąż świetnie pamiętam. Gorzka historia chłopaka, który został superszpiegiem, kiedy tak naprawdę jeszcze był dzieciakiem, nie mogła mieć lepszego zakończenia. Zresztą w "A False Glimmer" – co za przewrotny tytuł! – happy endów nie było właściwie żadnych, mimo że udało się przecież uratować Berlin. Takie "Homeland" lubię.
5. "You're the Worst" (pozycja bez zmian)
Bartosz Wieremiej: W "You're the Worst" w poprzednim miesiącu zafundowano nam ostatnie dwa spotkania w sezonie. Odwiedziny, które nie tylko nie rozczarowały, ale dostarczyły wspaniałych momentów i zamknęły 2. sezon na bardzo wysokim poziomie. Przykładowo "Other Things You Could Be Doing" zakończył się prawdopodobnie moją ulubioną sceną w całej serii. Szczerze mówiąc, owe sekundy można oglądać bez końca, a na tę jedną chwilę pracowano przez kilka długich tygodni. Nie jest więc dziwne, że wystarczył w niej całkiem przyzwoity fort z koców i poduszek, Gretchen (Aya Cash), Jimmy (Chris Geere) oraz jedno krótkie zdanie.
Dodatkowo już po emisji "The Heart Is a Dumb Dumb" wypada docenić, jak dobrze poprowadzono poszczególne wątki. Należy też wspomnieć, że nic nie przebije imprez u Bekki (Janet Varney) i Vernona (Todd Robert Anderson). Najważniejsze jednak wydaje się uświadomienie sobie, jak parszywe będzie całe to czekanie na kolejny sezon.
4. "The Affair" (skok z miejsca 7)
Mateusz Piesowicz: Końcówka sezonu w "The Affair" była mocno urozmaicona, bo oprócz emocjonującego finału zaserwowano nam również pół godziny sesji terapeutycznej wraz z Noah i Cynthią Nixon. Ten odcinek (2×10) był według mnie w ogóle jednym z najlepszych w całym serialu, bo udowodnił, że twórcy nadal mają tę niezwykłą umiejętność hipnotyzowania za pomocą najprostszych środków, co wcale nie było tak oczywiste.
Udało się również rzucić zupełnie nowe światło na Noah, który w jednej chwili z najbardziej nielubianego bohatera przemienił się w całkiem normalnego faceta. Jego przemyślenia na temat wielkości i dobroci to kawał naprawdę dobrze napisanego scenariusza i jeszcze lepszej gry Dominica Westa. Aż sam się sobie dziwię, ale ten fragment zapadł mi w pamięć nawet bardziej niż finał, który przecież był więcej niż dobry i udowodnił, że "The Affair" to nadal telewizyjna czołówka.
3. "Pozostawieni" (spadek z miejsca 2)
Michał Kolanko: Gdy rozpoczynał się drugi sezon "Pozostawionych" można było mieć obawy co do dalszego ciągu i finału. Ogromna liczba tajemnic miasteczka Jarden mogła sugerować, że będziemy mieli do czynienia z klęską na miarę finału "Zagubionych". Na szczęście nic takiego się nie stało. Ostatni odcinek spełnił wszystkie oczekiwania i mógłby być na dobrą sprawę też finałem serialu.
Damon Lindelof z precyzją rozpisał historię na dziesięć odcinków drugiego sezonu, tak że ten ostatni budzi maksymalne emocje u widza. Zaplanował też scenę finałową, która – mimo że dużo bardziej kameralna niż finał pierwszego sezonu – jest też dużo trudniejsza do zapomnienia.
Marta Wawrzyn: Skoro minął już miesiąc, a ja wciąż widzę Kevina błądzącego po zaświatach i wciąż śpiewam z nim "Homeward Bound", to znaczy, że ten sezon rzeczywiście coś ze mną zrobił. Nie tylko wciągnął i sprawił, że oglądałam tę historię do końca na krawędzi fotela, ale też zadziałał na płaszczyźnie emocjonalnej. A do tego udowodnił, że w dzisiejszej telewizji nie ma żadnych ograniczeń, i zabrał nas w takie zakamarki ludzkiej wyobraźni, jakich nie zwiedzamy na co dzień.
Damon Lindelof po mistrzowsku opowiedział historię skomplikowaną i prostą jednocześnie, która na końcu okazała się przede wszystkim magiczną, emocjonalną podróżą do domu. Finał wyglądał dokładnie tak, jak powinny wyglądać finały takich sezonów, to znaczy był odjechany, pełen szalonych emocji, a jednocześnie najbardziej logiczny na świecie. I przede wszystkim dostarczył od groma odpowiedzi. Czekam z niecierpliwością na trzeci sezon.
2. "Transparent" (nowość na liście)
Mateusz Piesowicz: Drugi sezon rodzinnej sagi Pfeffermanów był chyba jeszcze bardziej pokręcony od pierwszego i w wielu elementach zwyczajnie lepszy. Każdy z bohaterów otrzymał solidną porcję czasu ekranowego i naprawdę trudno wskazać czyjś wątek jako słabszy czy mniej angażujący od reszty. Pomimo wszelkich swoich dziwactw Pfeffermanowie pozostali bowiem całkiem normalnymi ludźmi z tysiącem wad i złych wyborów na swojej drodze. Dzięki temu właśnie tak łatwo jest się z nimi zżyć, a znacznie trudniej rozstać na cały długi rok.
Bartosz Wieremiej: Spotkanie z 2. sezonem "Transparent" było niesamowite, czasem absurdalne, a momentami wręcz przygnębiająco smutne. Bohaterowie starali się zmieniać, próbowali nowych rzeczy, czasem miotali się po prostu lub zwyczajnie popełniali błędy. Były festiwale, święta i jedno bardzo białe wesele. Niektórzy także nie mieli szczęścia do mebli. Związki się tworzyły i rozpadały. Błądzono też trochę, bo błądzenie podobno czasem bywa zdrowe.
Opowiedziano nam również historię młodej Rose i tego, jak ostatecznie wraz z matką znalazła się po drugiej stronie Atlantyku. Zobaczyliśmy także rodzeństwo Pfeffermanów "pijące" podwodną herbatkę w domowym basenie i nawet nie wiem, dlaczego akurat teraz ten moment wydał mi się wart wspomnienia. W zasadzie co kilka chwil trafiały się świetne sceny, cudowne minuty, wiec pewnie mógłbym napisać o paru innych, może istotniejszych. Mógłbym wspomnieć np. o Maurze (Jeffrey Tambor), jej licznych przygodach i kilku konfrontacjach lub o dziwnych wędrówkach Ali (Gaby Hoffmann) – czasem wykraczających poza szarą rzeczywistość.
Marta Wawrzyn: 2. sezon "Transparent" chwaliliśmy już na wszelkie możliwe sposoby, ale o jednej rzeczy nie pisaliśmy, więc pozwólcie, że wspomnę o tym tutaj. We flashbackach z Berlina – które w moim przypadku przesądziły o tym, że ocena tego sezonu była jeszcze wyższa – jest więcej prawdy, niż może się wydawać na pierwszy rzut oka, bo opowiadają one historię dr. Magnusa Hirschfelda, niemieckiego prekursora seksuologii, który pomagał gejom, parom heteroseksualnym, transseksualistom i każdemu, kto się do niego zgłosił.
Trudno powiedzieć, czy prowadzony przez niego instytut wyglądał rzeczywiście od środka tak, jak pokazał to "Transparent", niemniej jednak jego badania i pomysły zmian prawnych, aby nie karać homoseksualistów za to, kim są, były rzeczywiście przełomowe i mogły uczynić z Niemiec najbardziej tolerancyjny kraj w ówczesnym świecie. Tyle że to wszystko zostało zniszczone przez nazistów, co też pokazuje "Transparent".
Jestem pod wrażeniem, jak dobrze udało się tę historię wpleść w losy rodziny Pfeffermanów, ale nawet bez flashbacków to byłby świetny sezon, w którym rzeczywiście dużo było błądzenia i odnajdywania się, uciekania od rodziny i powracania w jej objęcia. Nie ma teraz ciekawszej serialowej rodziny niż ta z "Transparent".
1. "Fargo" (pozycja bez zmian)
Mateusz Piesowicz: Trzecie nasze miesięczne podsumowanie i po raz trzeci na szczycie znajduje się ten sam serial. "Fargo" w grudniu zanotowało tylko dwa odcinki, ale za to jakie! "The Castle" odnajdziecie wśród najlepszych odcinków roku 2015 i nie ma w tym żadnego przypadku. Masakra w Sioux Falls spełniła wszelkie pokładane w niej nadzieje, a nawet więcej, bo takiego jej przebiegu, a przede wszystkim zakończenia nikt nie mógł się spodziewać. Cały odcinek był perfekcyjny pod każdym względem i pewnie byłby najlepszą rzeczą, jaką widziałem w grudniu, gdyby nie…
Finał. Do dziś nie mogę wyjść z podziwu nad sposobem, w jaki Noah Hawley pograł sobie z nami wszystkimi w trakcie tego sezonu. Jak dokładnie przemyślał te dziesięć odcinków, w trakcie których daliśmy się oszukać niczym dzieci, by w końcu zorientować się, jak bardzo się myliliśmy, próbując dopasować jego dzieło do jakichkolwiek schematów. Praktycznie mógłbym chwalić "Fargo" bez końca, więc może i lepiej, że to już ostatni raz, gdy ląduje w tym rankingu. Co za dużo, to niezdrowo.
Michał Kolanko: Wypada się zgodzić z tezą, że masakra w Sioux Falls nie zawiodła. Nie zawodzi też ostatnia część tego spektakularnego sezonu, którym Noah Hawley udowodnił, że naprawdę potrafi opowiadać wielowątkowe, wielopłaszczyznowe historie. Jedyna wątpliwość, która pozostaje po 2. sezonie: czy kolejny sezon może być jeszcze lepszy?
Bartosz Wieremiej: Tak, niekończąca się opowieść o tym, jak wspaniały jest 2. sezon "Fargo", wciąż trwa. Prawdopodobnie już teraz wszyscy to wiedzą, a niektórzy pewnie mają wręcz dość czytania owego rozpływania się nad serialem Hawleya. Na dodatek w którymś momencie dochodzi się do etapu, kiedy człowiekowi wręcz kończą się pochwały, a niektóre synonimy brzmią już nieco dziwnie. Chwalić jednak trzeba, bo produkcja FX niezmiennie na nie zasługuje.
W ostatnich dwóch grudniowych godzinach okazało się, że masakra w Sioux Falls godna była swojej legendy. Losy poszczególnych bohaterów niekiedy zaskakiwały, gra z oczekiwaniami widzów również. W finale rozdano także kilka nagród, bo przecież każdy marzy o klitce z biurkiem i maszyną do pisania – zaraz, chyba teraz już się raczej korzysta z boksów. Nie wszyscy też przeżyli, choć nikt na koniec nie utopił się w jeziorze.
Marta Wawrzyn: To prawda, że trzy nasze pierwsze miesięczne zestawienia top 10 były trochę nudne, bo pytanie brzmiało nie który serial wygra, a o ile długości "Fargo" wyprzedzi wszystko inne. Niemniej jednak faktem jest, że "Fargo" wyprzedzało tej jesieni wszystko inne o dobrych kilka długości i nie można było tego nie docenić. Świetny drugi sezon można teraz oglądać w niedzielne wieczory (o godz. 20:10) w Ale kino+, polecamy i zapraszamy.