"Casual" (1×10): Szukając czegoś
Marta Wawrzyn
5 grudnia 2015, 17:32
Subtelna opowieść o życiowym pogubieniu i niemających końca poszukiwaniach. Serial o rodzinie bardzo nietypowej i zwyczajnej jednocześnie. Szczery komentarz na temat współczesnych związków. "Casual" to to wszystko i jeszcze więcej, a finał pokazał, że ktoś tu przemyślał całość od początku do końca. Uwaga na spoilery.
Subtelna opowieść o życiowym pogubieniu i niemających końca poszukiwaniach. Serial o rodzinie bardzo nietypowej i zwyczajnej jednocześnie. Szczery komentarz na temat współczesnych związków. "Casual" to to wszystko i jeszcze więcej, a finał pokazał, że ktoś tu przemyślał całość od początku do końca. Uwaga na spoilery.
Współczesna telewizja – a pisząc "telewizja", mam na myśli również platformy internetowe, jak Netflix, Amazon czy właśnie Hulu, któremu zawdzięczamy "Casual" – oferuje dosłownie wszystko i jest w stanie zaspokoić każdy gust. Mnie szczególnie cieszy, że nie brak w niej miejsca na seriale niszowe – takie, którymi zachwycamy się, bo są odważne i przełomowe ("Transparent"!), i takie, które w zasadzie nie mówią niczego nowego, a i tak ogląda się je świetnie ("Togetherness", "Master of None" itd., itp.). "Casual" to jedna z tych perełek, którymi zachwyca się mała garstka osób i które na szczęście opłaca się dla tej garstki produkować.
Finałowy odcinek 1. sezonu, czyli "Dave", rozpoczął się od burzy, a skończył uspokojeniem. Alex, po tym jak zobaczył swoją dziewczynę i siostrę razem w łóżku, po prostu wsiadł w auto i pojechał, ale wcale nie domu, tylko do człowieka, który zupełnie przypadkiem został jego najlepszym przyjacielem. Zanim był w stanie wrócić tam, gdzie w końcu wrócić musiał, odbył krótką, ale pełną szalonych emocji podróż. Zrozumiał, co się dzieje z pieskami, kiedy je wyrzucamy, zyskał odrobinę życiowej mądrości, choć jednocześnie omal nie stracił życia, i wrócił gotowy dokonać trudnego wyboru.
Valerie – terapeutka, która ewidentnie sama potrzebuje terapii, i to znacznie bardziej niż faceta i seksu – spędziła sporą część odcinka przerażona własnymi poczynaniami. Rzeczywiście udało jej się namieszać i w życiu córki, i brata, ale czy to znaczy, że zasłużyła na etykietkę "złego człowieka"? Prawdopodobnie nie, to wszystko, co zrobiła, czyni z niej po prostu człowieka.
Laura wróciła do domu, by znów opuścić go w gniewie, spotkać rybaka, zaplanować błyskawicznie półroczną podróż do Meksyku i w końcu wszystko z siebie wyrzucić. Dave, jej niezbyt ładnie pachnący towarzysz, był prawdziwą ozdobą tego odcinka – jego ostentacyjny tumiwisizm nie tylko pozwolił mu się wyróżnić w tym rozemocjonowanym towarzystwie, ale też w pewnym momencie stać się idealnym workiem treningowym dosłownie dla wszystkich.
Emmy wyleciała z hukiem – chyba już na stałe, czego troszkę żałuję, bo bardzo lubię Elizę Coupe, a tutaj była zupełnie inna niż w nieodżałowanym "Happy Endings". Valerie zrozumiała, co zrobiła, przeglądając serwis randkowy, który stał u źródła całego nieszczęścia. Otóż ta dziewczyna wybrała Alexa spośród 712 osób. To dla niego ona była jedynym wyborem, do niej "pasują" całe tłumy facetów i mimo to postawiła na Alexa. Mimo to sprawa jest jakieś tysiąc razy bardziej skomplikowana – Emmy jest, jaka jest, co od początku zmniejszało szansę na "i żyli długo i szczęśliwie, w monogamicznym związku". Czyli on i tak nie byłby z nią szczęśliwy, przynajmniej dopóki nie przeszłaby jakiejś drastycznej przemiany.
Kiedy Alex, Valerie i Laura zasiedli w końcu w kościelnych ławach – ale nie z powodu pogrzebu, jak we śnie w pilocie, tylko ślubu – można było zauważyć, że wściekłość gdzieś wyparowała i (prawie) wszystko zostało po staremu. Choć nie wszystko zostało wybaczone, co wyraźnie wyczuła Val, rezygnując w ostatniej chwili z chwycenia swojego brata tak po prostu za rękę. Ten subtelny gest, który można było przegapić, jeśli mrugnęło się w nieodpowiednim momencie, mówi wszystko i o obecnym stanie relacji tej dwójki, i o samym serialu.
"Casual" ma wiele zalet – poczynając od specyficznego klimatu indie, przez przyjemne zdjęcia, aż po niesamowitą, naturalną chemię w obsadzie – ale najbardziej chyba lubię go za to, że jest niegłupi, subtelny i potrafi po swojemu mówić o rzeczach, o których mówili już chyba wszyscy. Produkcja Hulu wie, jak przyciągać wzrok zupełnie zwyczajnymi scenami, które gdzie indziej albo by były niewidoczne, albo wręcz nudne.
W dziewięciu przypadkach na dziesięć nie wcisnęłabym pauzy, tylko po to aby przeczytać profil bohatera w serwisie randkowym. Teraz wcisnęłam, przeczytałam od początku do końca i zgodziłam się z Valerie, że było tam wiele prawdy o Alexie. Zrobiło mi się go na moment żal, kiedy mi powiedział, że idziemy przez życie samotnie, niezależnie od tego, ilu ludzi akurat nas otacza. A potem zostało to przełamane scenami z zupełnie innej bajki i atmosfera stała się już lżejsza.
Bo "Casual" jest jak prawdziwe życie – są wzloty i upadki, burze i chwile uspokojenia, sarkastyczne rozmowy w kościele i wybuchy na parkingu. Ale koniec końców zawsze znajdujemy coś, co stawiamy wyżej niż wszystko inne. W przypadku tej trójki w tym momencie tym czymś jest rodzina. I oby to się nie zmieniło, niezależnie od tego, co będzie działo się dalej.