Hity tygodnia: "Homeland", "Supernatural", "Fargo", "The Walking Dead", "The Affair", "Grimm"
Redakcja
1 listopada 2015, 15:33
"Homeland" – sezon 5, odcinek 4 ("Why Is This Night Different?")
Mateusz Madejski: Jak w porządnej powieści szpiegowskiej – gdy wszystko wydawało się maksymalnie zagmatwane, nagle cała fabuła skomplikowała się jeszcze bardziej. Dotąd w "Homeland" wyraźnie brakowało wątków rosyjskich – co ciekawe pojawiły się dokładnie w tym momencie, w którym Putin zaczyna się mocno angażować w Syrii. Gdy Showtime zakończy serial, to sądzę, że scenarzyści bez problemu dostaną pracę w Pentagonie czy Langley jako analitycy.
Właściwie każda scena w tym odcinku była niezła i wywoływała dreszczyk emocji. Choć chyba najlepsze były pierwsze momenty. Do końca nie wiedzieliśmy, jak zachowa się Quinn. A nawet jak wiedzieliśmy, to i tak byliśmy ciekawi co wykombinuje. Oczywiście finalne sceny też były świetne; niby zdążyliśmy się przyzwyczaić do wybuchów i zdrajców, ale mimo to, było to mocno zaskakujące. A najlepsze jest to, że już chyba wszyscy zdążyliśmy zapomnieć, że kiedyś był to serial o Brodym.
Michał Kolanko: "Homeland" nie przestaje utrzymywać wysokiego poziomu w odcinku, w którym zdrada przychodzi z najmniej przewidywanej strony. Saul już prawie uratował Syrię przed kolejną dekadą wojny domowej i rozlewu krwi na masową skalę, ale jak się okazało – co było jednocześnie łatwe do przewidzenia i zaskakujące – jego plan zniweczyła efektowna eksplozja, których w tym sezonie nie brakuje. Na szczęście są to zawsze wybuchy, który mają sens. W tym sezonie wiemy już znacznie więcej o tym, że z CIA jest bardzo poważny problem.
O tym przekonuje się też dosyć boleśnie Quinn. Wątek Carrie i Quinna był spleciony z sytuacją wewnątrz CIA. I jak się okazało, chemia między tymi dwiema postaciami nadal istnieje, chociaż trudno uznać za romantyczny początek spotkania, w którym Carrie musi na samym początku udawać martwą. Jednak dynamika między nimi wystarczy, by napędzać dalszą część sezonu, zwłaszcza że intryga szpiegowska – w której zaczynają pojawiać się też Rosjanie – również mocno się rozkręca.
Marta Wawrzyn: Ja ten hit daję przede wszystkim za końcówkę – za porządne bum i za to, że od tygodnia internet próbuje rozszyfrować postać Allison. Wszystko wskazuje na to, że to właśnie ona zleciła zabójstwo Carrie i że prowadzi jakąś podwójną grę, w którą wmieszani są Rosjanie. Ale… czy aby na pewno? "Homeland" przyzwyczaiło nas już do tego, że nic nie jest takie, jak się wydaje. Nie zdziwię się więc, jeśli za parę odcinków Allison okaże się zbawczynią, a nie czarnym charakterem.
"Brooklyn 9-9" – sezon 3, odcinek 5 ("Halloween, Part III")
Mateusz Piesowicz: Po takich odcinkach chciałoby się, żeby Halloween było częściej niż raz w roku. Tradycyjna rywalizacja między Jake'iem a kapitanem Holtem tym razem wciągnęła cały posterunek, zaś twórcom trzeba oddać, że nadal mają na nią dobre pomysły. Obydwie akcje odbijania korony wypadły rewelacyjnie, nawet pomimo tego, że Jake mylący szyb wentylacyjny (te okulary!) był tylko zmyłką. Praca zespołowa znów się opłaciła.
Końcowy zwrot akcji był wprawdzie przewidywalny od czasu, gdy Amy została brutalnie odrzucona przy wyborze drużyn, ale nie można nie docenić sposobu, w jaki detektyw Santiago wykiwała swoich kolegów. Okazuje się, że 99. posterunek jest pełen niesamowitych detektywów/geniuszy i żal tylko Boyle'a, bo nawet zapasowy kostium Elvisa Stojko na nic ci się nie zda, gdy ta grupa się za ciebie weźmie.
Andrzej Mandel: Halloweenowa rywalizacja Peralty i kapitana Holta przybrała w tym roku wymiar totalny. Choć jej finał był łatwy do przewidzenia (niekoniecznie od momentu odrzucania Amy, ale na pewno od momentu, w którym obaj adwersarze rozmawiali z jej biustem), to przyznajmy, że obie akcje wykradania korony były genialne. Zarówno Jake "mylący" szyby wentylacyjne, jak i kapitan Holt zręcznie odkręcający tył szafki byli niezwykle zabawni. Show skradła jednak Amy idealnie skrojonym planem zemsty na Peralcie i Holcie.
Zdecydowanie zasłużyła na tytuł niesamowitego detektywa/geniusza. Pamiętajmy, że udało się jej zaangażować do pomocy Scully'ego i Hitchcocka!
"Fargo" – sezon 2, odcinek 3 ("The Myth of Sisyphus")
Mateusz Piesowicz: "Fargo" w tym tygodniu postawiło na rosnące napięcie, przy którym okazało się, że poczciwy Lou Solverson ma nerwy ze stali. Jednego dnia skonfrontować się najpierw z familią Gerhardtów, a potem wpaść na występ Mike'a Milligana and The Kitchen Brothers i nie pęknąć przy tym ani na chwilę, to nie jest bułka z masłem. Lou przebrnął przez to bez mrugnięcia okiem i zdaje się, że zasłużył na szacunek nie tylko ze strony widzów. Zapunktowała również jego żona, która idealnie odgadła przebieg zdarzeń pamiętnej nocy w Waffle Hut. Mając takich rodziców, Molly była po prostu skazana na sukces.
Nie wróżę go natomiast Blomquistom, choć trzeba przyznać, że Peggy potrafi szybko myśleć. A że Ed jest dobry w wykonywaniu poleceń, to póki co mamy partnerstwo idealne. Pewnie nie na długo, bo już zdecydowanie za dużo ludzi szuka nieszczęsnego Rye'a. Możemy tylko zgadywać, kto wpadnie na trop naszego małżeństwa jako pierwszy – ja stawiam na Hanzee'ego, wszak nie zjada króliczych serc na darmo.
W kolejnych odcinkach czeka nas zapewne prawdziwa burza z piorunami, a "The Myth of Sisyphus" stanowi jej przedsmak. Twórcy tak bardzo narobili mi apetytu na dalszy ciąg, że prawie przegapiłem fakt, że otrzymaliśmy kolejny łącznik z pierwszym sezonem. Mianowicie Bena Schmidta, który był tam wspomniany. Przyznać się, kto pamiętał?
"The Affair" – sezon 2, odcinek 4
Marta Wawrzyn: Nie wiem, jak to możliwe, ale ten sezon "The Affair" będzie chyba jeszcze lepszy od poprzedniego. W dużej mierze dzięki perspektywie Helen i nieprawdopodobnej wręcz Maurze Tierney, która pokazuje nam coraz to nowe twarze swojej bohaterki. W tym tygodniu Helen poszła na całość. Czyli najpierw przesadziła z alkoholem i prochami, a potem wyszła na miasto i hamulce puściły już całkiem. Co można zrozumieć, w końcu siedzenie w sali sądowej i słuchanie, jak prawnicy toczą wojnę o to, komu należy się dom, a komu dzieci, może doprowadzić człowieka do rozstroju nerwowego. No chyba że akurat przeżywa się miesiąc miodowy, jak Noah, a o dzieci martwi się kto inny.
Maura Tierney miała w tym odcinku wiele rewelacyjnych momentów. Była tak samo naturalna w chwilach totalnego szaleństwa, jak i uspokojenia, które przyszło potem. Jej pytanie "Czemu uważasz, że ty masz prawo coś schrzanić, a ja nie?" idealnie podsumowuje i stan ducha tej postaci, i główny wątek serialu.
A przy tym warto zauważyć, że nie tylko Helen zachwyca. Scenariusz "The Affair" jest imponujący pod każdym względem, każde słowo, każde spojrzenie ma w nim swoje miejsce. Romans Alison i Noaha wywołał efekt domina i teraz nikt z kilkunastu osób w jakiś sposób uwikłanych w całą sytuację nie ma prostego życia. I wszyscy mają uzasadnione w sumie pretensje do siebie nawzajem lub/i opatrzności. Helen, bo musi chodzić jak w zegarku i nie ma prawa do ani jednej głupiej pomyłki. Noah, bo on naprawdę nie chce nic więcej, jak tylko żyć spokojnie z Alison. Alison, bo miesiąc miodowy niby się nie skończył, a ona już jest odstawiana na boczny tor. Dzieci, bo ich życie nagle zrobiło się strasznie skomplikowane.
Złożoność tego serialu o dość zwyczajnym romansie i dość zwyczajnych jego skutkach wciąż mnie zadziwia. Wszyściuteńko jest tu przemyślane do ostatniego słowa i gestu. Nawet klamra z prawnikiem Helen, najpierw rozjeżdżającym bezlitośnie Noaha, a parę lat później równie zaciekle go broniącym, była idealna.
Serialowa jesień się rozkręciła, dobrych seriali trochę już jest, ale uważam, że dwa są niedoścignione. "The Affair" i "Fargo". Oba łączy to, że skupiają się na opowiadaniu o zawiłościach ludzkiej natury i czynią to w sposób niemalże genialny.
"The Walking Dead" – sezon 6, odcinek 3 ("Thank You")
Michał Kolanko: Można było się spodziewać, że po niezwykle brutalnym i dynamicznym "JSS" tempo nowego sezonu spadnie, a grupa powróci do Aleksandrii, by zastanowić się co dalej. Nic bardziej mylnego. "Thank You" to jeden z najbardziej emocjonalnych – nie tylko ze względu na zakończenie – odcinków "The Walking Dead". Jak się okazuje, wszystko, co miało pójść źle, idzie źle. Nasi bohaterowie coraz bardziej znajdują się w sytuacji bez wyjścia i wygląda na to, że będzie już tylko gorzej. Są też zakładnikami własnych filozofii życiowych i wcześniejszych decyzji.
W "Thank You" grupa stoi przed typowym dylematem – ratować wszystkich czy ratować przede wszystkim siebie. Rick wybiera drugą opcję, co nie uchodzi uwadze wszystkich zainteresowanych. Michonne ma nieco inne podejście. Ale to nie zmienia tempa całego odcinka. Sezon 6. jest tak dobry między innymi dlatego, że zderzenie różnych filozofii i moralności życiowych w świecie opanowanym przez szwendaczy nie odbywa się kosztem scen, które wywołują emocje i które dobrze się ogląda (jeśli można użyć takiego słowa).
"Thank You" trzyma w napięciu od początku do końca, a stado szwendaczy pokazane w pierwszym odcinku może okazać się dla grupy największym zagrożeniem od momentu jej powstania. No i ta ostatnia scena, wokół której cały czas trwają dyskusje. Czy Glenn ma jeszcze szanse?
"Pozostawieni" – sezon 2, odcinek 4 ("Orange Sticker")
Mateusz Piesowicz: O tym, że to będzie hit, zadecydowały już pierwsze minuty i popis Carrie Coon. Bardzo się cieszę, że twórcy zafundowali jej możliwość wykazania się pełnią talentu, bo to po prostu świetna aktorka i dla mnie najjaśniejszy punkt całego serialu. Ale to co zaprezentowała tutaj, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Przerażenie Nory faktem, że jej największy koszmar może się właśnie powtarzać, a ona znów jest kompletnie bezsilna, było pochłaniające. "Czy to się znowu stało?" – krzyczy do słuchawki, a my, choć znamy prawdę, przeżywamy to razem z nią. Ulga, jaka potem następuje, jest wręcz nie do opisania. Wiele dobrego widziałem, ale gdybym miał wybierać najlepszą scenę serialową tego roku, to mam już mocnego kandydata.
Po takim początku trudno było utrzymać napięcie przez resztę odcinka, ale to, że w Miracle nie ma cudów, nie oznacza, że nie ma ich na ekranie. Mieliśmy więc jeszcze Kevina, starającego się zrozumieć, co z nim jest nie tak i o ile rozmowa z Patti nie dawała wiele nadziei, to już końcówka i cudowna scena z kajdankami, jak najbardziej. Marta pisała, że Kevin i Nora wyglądają na takich, którzy razem przetrwają wszystko i ja się z tym zgadzam. Nawet jeśli kwestia, czy arka zabrała już wszystkich, nie jest jeszcze ostatecznie rozstrzygnięta.
Michał Kolanko: "Nie ma cudów w Miracle" – to kluczowe zdanie odcinka, który cementuje pozycję "Pozostawionych" jako jednego z najlepszych seriali tej jesieni. 2. sezon wydaje się bardziej spójny, bardziej skoncentrowany na sprawach, które twórcy uznają za ważne. Jest mniej dołujący niż pierwszy (może poza poprzednim odcinkiem), ale cały czas tak samo poważny. W tym odcinku oprócz tego, że przekonujemy się, czym naprawdę jest miasteczko Miracle, uzmysławiamy sobie, w jak przeraźliwym strachu przed kolejnym Nagłym Zniknięciem żyje Nora. Tajemnicze zniknięcie nastolatek podczas (przed?) trzęsienia ziemi ten lęk wyzwala. Dzięki znakomitej – tu zgadzam się z przedmówcą – Carrie Coon lęk, jak musi odczuwać wielu ludzi w tym świecie, widać bardzo wyraźnie na przykładzie Nory.
Jak się wydaje, pytanie, czy Evie i jej koleżanki zaginęły w sposób "naturalny", czy też zaczęło się kolejne Nagłe Zniknięcie, będzie jednym z centralnych w tym sezonie, poza tym, co dzieje się z Kevinem. Jego dialogi/monologi z Patti są jednak najsłabszym i najmniej oryginalnym punktem sezonu. Ale na pewno scena, w której Kevin ratuje swojego nowego sąsiada, jak i chwila, gdy Michael zdziera ze swojego domu naklejkę z informacją, że w tym domu nikt nie zniknął, przejdą do historii tego serialu.
Marta Wawrzyn: W zasadzie nie mam nic więcej do dodania, "Pozostawieni" w tym sezonie mnie zadziwiają i zachwycają. Chciałabym tylko jeszcze powiedzieć, że bardzo mi się podoba ścieżka dźwiękowa – praktycznie w każdym odcinku mamy kilka ciekawych utworów. Dzięki "Pozostawionym" słuchałam już i Mozarta, i ostrego rocka, i country, a w tym tygodniu do tego różnorodnego miksu doszła jeszcze najdziwniejsza wersja piosenki z musicalu "Grease", jaką znam.
"You're the Worst" – sezon 2, odcinek 8 ("Spooky Sunday Funday")
Bartosz Wieremiej: Sunday funday w nowym i nieco przerażającym wydaniu. Były kostiumy, rozmowy z duchami (wie ktoś może, kim jest Tupal?), a makabryczny dom strachów zapewnił kilka fantastycznych momentów i kolejny świetny występ Vernona (Todd Robert Anderson). Ostatecznie, nawet dostosowana pod konkretną osobę lista nie potrafi wyleczyć z depresji, a zawsze łatwiej się oszukiwać niż zmierzyć z tym faktem. Chwała za to, że twórcy postanowili pójść akurat w tę stronę.
Całe też szczęście, że nie straszono nas dla samego straszenia. Bohaterowie w niektórych momentach mieli mnóstwo zabawy – czasem kosztem Edgara (Desmin Borges), dla którego smutny czas wymuszonego celibatu na szczęście się już skończył. Lindsay wreszcie się udało odzyskać prąd we własnym domu, a taki Jimmy (Chris Geere) nie tylko przebrał się za kogoś, kogo prawie nikt nie kojarzył, ale też o mało nie poderwał sobie nowej dziewczyny. Gretchen (Aya Cash) z kolei dla świętego spokoju postanowiła udawać, że jest już wyleczona – co w najbliższej przyszłości zwiastuje potężną katastrofę.
Tylko piąte koło u wozu, czyli Dorothy (Collette Wolfe), było nieco zbyt wyrozumiałe. Ręka w górę, kto ją podejrzewa o jakiś dziwny ukryty motyw i czy owe podejrzenia nie wynikają jedynie z tego, jacy są pozostali bohaterowie?
"Grimm" – sezomn 5, odcinek 1 ("The Grimm Identity")
Mateusz Piesowicz: "Grimm" po zakończonym z przytupem poprzednim sezonie w nowy wchodzi jeszcze tą samą siłą rozpędu. Jeśli jednak liczyliście na jasne odpowiedzi, to pewnie jesteście teraz mocno rozczarowani. Twórcy postanowili bowiem zabawić się z nami i potrzymać w niepewności jeszcze przez jakiś czas. Na szczęście nie jesteśmy w tym sami, bo bohaterowie wiedzą równie mało, co my. Oglądanie ich dowiadujących się o śmierci Juliette, ale tak nie do końca, bo w sumie to nie ma ciała i jest tylko jeden odurzony świadek, więc… Nie, darujemy to sobie – co się stało, dowiemy się pewnie wkrótce, więc póki co cieszmy się tą niepewnością i tym, że wszyscy na ekranie są równie mocno skonfundowani. Na tyle, że nawet nie wiedzą, czy należy się smucić, czy wręcz przeciwnie. Oglądanie ich roztrząsających ten dylemat było jednym z lepszych elementów tej premiery.
Wcale jednak nie jedynym, bo atrakcji znalazło się więcej. Począwszy od świetnej, stylizowanej na oldskulowe horrory sekwencji snu (miałem wrażenie, że zaraz zza rogu wyłoni się Vincent Price i usłyszymy jego charakterystyczny śmiech), a skończywszy na pojawieniu się nowych, nie przebierających w środkach przeciwników. Wszystko to upakowano w jednym odcinku, co sprawiło, że tempo było iście wyścigowe. I dobrze, bo dzięki temu łatwiej przymknąć oko na pewne wady, które są stałym elementem "Grimma".
Do takich niewątpliwie należy rozwiązanie kwestii Adalind i jej dziecka. Kompletnie nie rozumiem, czemu zafundowano nam tu ekspresowy poród. Można było jeszcze trochę pociągnąć ten wątek, tym bardziej, że szpitalne sceny rozbijały spójność tego odcinka. Z drugiej strony, skoro mamy to już za sobą, można się zająć relacją Nicka z Adalind, która teraz wejdzie na zupełnie inny poziom. Między tą dwójką zawsze była fajna dynamika, więc mam nadzieję, że twórcy nie utopią jej teraz w banałach – to poważne wyzwanie na nadchodzące odcinki, które mimo wszystko zapowiadają się ekscytująco.
"Casual" – sezon 1, odcinek 5 ("Mom")
Mateusz Piesowicz: "Casual" potrafi świetnie kreować sytuacje, w których stawia swoich bohaterów wobec pozornie nierozwiązywalnych dylematów. Taką sprowokowało przybycie matki Alexa i Valerie, która, zgodnie z przewidywaniami, okazała się koszmarną osobą. Jednocześnie, co stanowiło największy problem dla pary bohaterów, Dawn się nie myliła, zarówno w kwestii rozwodu Valerie, jak i problemów Alexa. Czyli mamy klasyczny dylemat – nie znoszę jej, ale nie mogę dłużej ukrywać, że ma rację. I nawet próby kompletnego ignorowania na niewiele się zdały.
Co wtedy począć? Siła serialu Zandera Lehmanna tkwi w tym, że nie daje łatwych odpowiedzi, typu "prześpij się z facetem, który nęka cię zdjęciami swojego przyrodzenia" lub po prostu idź do klubu ze striptizem. Alex i Valerie, chcąc nie chcąc, muszą w końcu stawić czoła swoim problemom, co samo w sobie łatwe nie jest, ale może zakończy się czymś pozytywnym? Wszak jedno nowe dopasowanie to o jedno więcej niż wszystkie do tej pory.
Prócz zmagań pary głównych bohaterów mieliśmy jeszcze wcale nie mniej skomplikowaną sytuację Laury i Leona, który urasta na prawdziwego bohatera drugiego planu i chyba kogoś na kształt przyjaciela dla Alexa. A to wszystko w serialu, który ciągle pozostaje komedią. Gorzką, kompletnie inną niż sitcomowy szajs, ale jednak komedią, potrafiącą z tych piekielnie trudnych sytuacji wydobyć pokłady śmiechu. Dla mnie rewelacja.
Marta Wawrzyn: Mnie "Casual" zaskakuje właściwie co odcinek sytuacjami, które nie miałyby prawa bytu w żadnym innym serialu, a tutaj wypadają zupełnie naturalnie. "Mom" rozpoczyna się sceną, w której nastoletnia córka siedzi na profilu matki w serwisie randkowym, próbując jej znaleźć faceta do przygodnego seksu.
Potem mamy całą tę historię z gościem, który przysyła Val zdjęcie swojego sprzętu – i znów niekonwencjonalne rozwiązanie. Val do niego idzie, w zasadzie trudno powiedzieć, czy po to, żeby go przelecieć, czy nauczyć rozumu, a kończy się na całkiem głębokiej rozmowie. Na tym nie koniec – mieliśmy też ciekawą scenę, w której striptizerka została uczłowieczona, ku początkowemu zdziwieniu Alexa. I na dodatek jeszcze udzieliła rodzicielskich porad, które kazały Alexowi zastanowić się nad przyczyną jego kłopotów ze związkami.
Zaskoczeniem dla mnie była też sympatyczna końcówka – a jednak istnieje na świecie jedna kobieta, która pasuje do Alexa! Uff. "Casual" to rzeczywiście dość gorzka komedia, bo opowiadająca o ludziach, którzy mogą nigdy nie znaleźć szczęścia, ponieważ po prostu są tak a nie inaczej skonstruowani. A jednak ogląda się ją świetnie i rzeczywiście powodów do śmiechu – choć czasem przez łzy – jest w każdym odcinku całkiem sporo.
"Supernatural" – sezon 11, odcinek 4 ("Baby")
Bartosz Wieremiej: Prawdopodobnie najlepsza godzina z Winchesterami od ładnych kilku lat. Jeden z tych odcinków, po których człowiek chciałby zwiedzać okoliczne drogi Chevroletem Impalą z 1967 roku, choć może innym egzemplarzem. Takim z pustym bagażnikiem, bez głowy w przenośnej lodówce na tylnym siedzeniu i może w ogóle z solidnie wyczyszczonym wnętrzem. Drzwi też przydałoby się umyć – w końcu okazuje się, że mogą znacząco ułatwić jakże niezbędną dekapitację.
Mimo że wspaniałość Impali jako domu Deana (Jensen Ackles) i Sama (Jared Padalecki) była najważniejszą rzeczą w tym odcinku, to docenić należy także samą historię – główny antagonista naprawdę miał trochę racji. Doskonałym pomysłem było pokazanie wszystkiego, co dzieje się przed rozpoczęciem śledztwa – nawet rozmowy braci były inne, lepsze. W gościnę wpadła także młodsza wersja Johna Winchestera (Matt Cohen), a raczej coś, co wyglądem go przypominało Johna, niemniej nawet ta scena z Samem wyszła bardzo ciekawie.