Top 12: Moi ulubieni niegrzeczni chłopcy z seriali
Marta Wawrzyn
17 października 2015, 23:54
Sawyer (Josh Holloway) – "Lost"
Moja największa serialowa miłość z czasów studenckich. Inteligentny, wygadany, sarkastyczny blondas, który od początku, zanim jeszcze zdążyliśmy poznać jego historię, stanowił idealną przeciwwagę dla sympatycznego, ale jednak trochę nijakiego Jacka. I oczywiście, podobnie jak Jack, musiał zakochać się w Kate, bezczelnie z nią flirtować, nazywać ją Pieguskiem i czarować tym swoim cudownym południowym akcentem.
Josh Holloway – który do dziś nie może znaleźć dla siebie miejsca w telewizji – pasował do tej roli idealnie. To znaczy był charakterny, wyrazisty i buzowało w nim mnóstwo emocji. Sawyer z początku pozował na outsidera, potrafił zachowywać się cholernie złośliwie i często działał wbrew temu, czego chciała reszta grupy. Nie był szczególnie lubiany, bo rzucał nieprzyjemnymi uwagami, manipulował ludźmi i wydawał się mieć wszystko i wszystkich w nosie.
Potem oczywiście to się zmieniło, czarujący południowiec dojrzał i się uspokoił, a przy tym nie stracił nic ze swego wdzięku.
Jaime Lannister (Nikolaj Coster-Waldau) – "Gra o tron"
Tak, wiem, Jaime Lannister to trudna, niejednoznaczna postać, której za nic nie da się sprowadzić do "niegrzecznego chłopca". Widzieliśmy go przecież, jak praktycznie gwałcił własną siostrę przy zwłokach wspólnego syna. No ale cóż, Westeros generalnie nie da się porównywać z naszym światem, a "Gry o tron" z "Plotkarą" czy "Jak poznałem waszą matkę". Jeśli praktycznie każda intryga sprowadza się do zabicia kogoś, to i intryganci muszą być inni niż ci znani z lżejszych seriali.
Poza tym Jaime przecież odbył podróż z Brienne, stracił rękę, zmienił się. Przestał być takim strasznym arogantem, a i jego kompas moralny został jakby nieco naprawiony. Zobaczyliśmy go z wielu różnych stron, poznaliśmy nieźle jego myśli i motywacje i właściwie na tle innych bohaterów "Gry o tron" nie wypada już tak negatywnie jak kiedyś.
Poza tym nie oszukujmy się, Jaime to typowy "książę z bajki" – przystojny blondyn z uśmiechem jak marzenie, stworzony po to, by podobać się kobietom. A że ta bajka jakaś taka mało tradycyjna? Złota era telewizji, to i bajki bardziej pokręcone!
Dylan McKay (Luke Perry) – "Beverly Hills 90210"
Dawno, dawno temu, kiedy chodziłam do podstawówki, wszyscy oglądaliśmy "Twin Peaks", "Z Archiwum X" i… "Beverly Hills 90210". I wszyscy mieliśmy jasno wyrobioną opinię – to znaczy dziewczyny dobrze wiedziały, czy wolą Brandona, czy Dylana, zaś chłopcy kochali się albo w Brendzie, albo w Kelly. Innej drogi nie było.
Jak łatwo się już chyba domyślić, mnie kręcił tylko i wyłącznie Dylan – tajemniczy, lekko wyzywający chłopak o buńczucznym spojrzeniu i niejasnej przeszłości. Outsider, samotnik, wychowujący się praktycznie bez rodziców i rozbijający się czy to czarnym porszakiem, czy motocyklem. I oczywiście bardzo skomplikowany młody człowiek, mający skłonności do ładowania się w kłopoty.
Wyrzuciłam z pamięci późniejsze sezony, kiedy Dylana zaczęły spotykać perypetie rodem z opery mydlanej, ale całkiem nieźle pamiętam i całkiem dobrze wspominam jego romanse z Brendą i Kelly. Iskry latały w powietrzu!
Luke Perry długo był moim ideałem faceta i strasznie żałowałam, że kariera aktorska za bardzo mu nie wyszła. Nie mam pojęcia, co by się ze mną stało, gdybym teraz zobaczyła jakiś odcinek "Beverly Hills 90210", ale dla 12-letniej mnie Dylan był najbardziej fascynującym chłopakiem na świecie.
Wade Kinsella (Wilson Bethel) – "Hart of Dixie"
"Hart of Dixie" dobrze wiedziało, jak mnie od siebie uzależnić. Wystarczyło jednym z głównych bohaterów uczynić seksownego barmana z czarującym południowym akcentem i co jakiś czas kazać mu dokonywać domowych napraw bez koszulki. Podziałało na mnie, podziałało i na Zoe, czyli tytułową doktor Hart, która strasznie na początku płakała, że została zesłana do prowincjonalnej Alabamy. To się mogło się skończyć tylko w jeden sposób.
Zanim jednak się skończyło, byliśmy świadkami tysiąca flirciarskich rozmów, kłótni, rozstań i gorących powrotów. Chemia była tu niezaprzeczalna. A sam Wade, żeby zasłużyć na Zoe, przeszedł długą drogę i oczywiście że nie stracił nic ze swojego uroku. Czyli pozostał lekko zawadiackim niegrzecznym chłopcem, który jednak przestał uciekać i przed głębszymi uczuciami, i przed odpowiedzialnością.
Chuck Bass (Ed Westwick) – "Plotkara"
Chucka tak właściwie długo nie cierpiałam, a sposób, w jaki oświadczał światu I'm Chuck Bass, uznając, że to wystarczy, aby go traktowano lepiej niż innych, doprowadzał mnie do szału. Uważałam go za strasznego palanta, który miał zadatki na playboya rodem z opery mydlanej. Ale wystarczyło, że coś w nim zobaczyła Blair, żebym też się zakochała.
To prawda, że Chuck miał straszne napady egoizmu i prowadził irytująco hedonistyczny tryb życia, zwłaszcza jak na nastolatka, ale bohaterowie "Plotkary" generalnie byli specyficzni. To były szalenie bogate dzieciaki, zmagające się z dorosłymi problemami i często z brakiem zainteresowania ze strony rodziców. Wychowani na Manhattanie, wyedukowani w prywatnych szkołach, do których byli wożeni limuzynami, nie mogli być tacy jak my.
A Chuck, jak praktycznie wszyscy niegrzeczni chłopcy, bardzo szybko okazał się dość skomplikowaną personą pod każdym względem. I, co tu dużo mówić, nieziemsko atrakcyjnym facetem. Mimo że "Plotkara" już się zakończyła, on do dziś pozostaje jednym z najlepiej ubranych serialowych bohaterów.
Hank Moody (David Duchovny) – "Californication"
Najbardziej romantyczny facet na świecie, który po prostu się pogubił. I jakoś tak się złożyło, że to pogubienie z sezonu na sezon było coraz większe: seks z nastolatką, morze alkoholu, narkotyki, niezliczone romanse i przygody na jedną noc. Przez łóżko pisarza z Nowego Jorku, który zamieszkał w Los Angeles, przewinęło się przez siedem sezonów chyba ze sto kobiet. Większości nie pamięta ani on sam, ani widzowie. A jednak kiedy zapewniał, że jest romantykiem i po raz kolejny pojawiał się pod drzwiami Karen, nie dało się mu nie wierzyć.
Hank nie był złym człowiekiem, był zagubionym dużym chłopcem, który poszedł na całość, bo innej drogi nie widział. I choć pod koniec serialu było to już nie do zniesienia – zwłaszcza że David Duchovny coraz mniej wiarygodnie wypadał w roli playboya, bo jednak wiek robi swoje – bardzo długo kochałam się w Hanku, dokładnie tak jak kiedyś w agencie Mulderze. Życzyłam mu też całkiem szczerze, żeby złapał wreszcie tę swoją Karen i odjechał z nią w kierunku zachodzącego słońca. W końcu każdy niegrzeczny chłopiec na to zasługuje.
Barney Stinson (Neil Patrick Harris) – "Jak poznałem waszą matkę"
Esencja niegrzecznego chłopca w przerysowanym, komediowym wydaniu. Barney co odcinek miał nową laskę, a z podrywu uczynił prawdziwą sztukę, którą zresztą bardzo dokładnie opisał w bardzo ważnej księdze zwanej "Playbookiem". A jeszcze bardziej niż kobiety uwielbiał drogie garnitury. Postać jest przerysowana do potęgi i Neil Patrick Harris dokonał cudu, wypadając tak wiarygodnie jako Barney. W dużej mierze to on jest odpowiedzialny za sukces "Jak poznałem waszą matkę".
Barney był najlepszy w pierwszych sezonach, zanim jeszcze zaczął dojrzewać i ładować się w poważne związki. Kiedy się zakochiwał, coś ze swojego uroku niestety tracił, choć pewnie taka musiała tu być kolej rzeczy. To postać ciekawa z wielu względów – ot, choćby dlatego, że jednego z największych playboyów w dziejach telewizji grał gej. A poza tym Barneya, mimo tego jak traktował kobiety, nie dało się nie lubić. Był częścią zwykłej grupy serialowych przyjaciół i mimo swoich wad też miał w sobie coś szalenie sympatycznego.
A jego teksty były po prostu najlepsze!
Jess Mariano (Milo Ventimiglia) – "Gilmore Girls"
Odpowiedź na pytanie, czy Dean, czy Jess, była dla mnie oczywista prawdopodobnie od pierwszego momentu, kiedy siostrzeniec Luke'a pojawił się w ogóle w serialu. A droga, jaką Jess przebył – od buntownika bez powodu czy też gniewnego dzieciaka, który w pewnym momencie postanowił rzucić wszystko, do młodego pisarza z uporem realizującego swoje największe marzenia – utwierdziła mnie tylko w przekonaniu, że dobrze wybrałam. Rory też mogła!
Owszem, Jess oznaczał kłopoty, ale jego szczenięca miłość do Gilmorówny była najbardziej szczera na świecie. A jego południowa uroda, w połączeniu ze skórzaną kurtką i zamiłowaniem do książek, zawsze sprawiały, że miękło mi serce, cokolwiek by Jess nie zrobił. Jedyne, co mi się w związku z nim nie podobało, to to, że było go tak mało na ekranie. Z wszystkich chłopców Rory to właśnie on był zdecydowanie najciekawszy.
Damon Salvatore (Ian Somerhalder) – "Pamiętniki wampirów"
Uwaga, wyznaję to po raz pierwszy i ostatni: dla Damona ja, całkiem dorosła baba, obejrzałam cztery pełne sezony "Pamiętników wampirów" i jeszcze kawałeczek piątego (którego już kompletnie nie dało się oglądać). Absolutnie uwielbiam jego mroczny, choć jednocześnie lekko cukierkowy, image. Uwielbiam ton głosu Iana, kiedy Damon się wyzłośliwia. Uwielbiam te wszystkie sceny, kiedy wyłaził z niego romantyk, i te, w których musiał przemówić komuś do rozsądku.
Dokładnie tak jak nastoletnie fanki serialu czekałam aż zejdzie się z Eleną i przeżyłam straszne rozczarowanie, kiedy już do tego doszło. Bo Ian i Nina wtedy już nie byli parą i dawna chemia gdzieś się ulotniła. Nie mam pojęcia, co się dzieje z nimi wszystkimi teraz, niemniej jednak wciąż uważam, że seksowny, niegrzeczny Damon jest wystarczającym powodem, aby obejrzeć kilka pierwszych sezonów wampirzego serialu dla nastolatek.
Don Draper (Jon Hamm) – "Mad Men"
Wiem, wiem, Don Draper to skomplikowany bohater z poważnego serialu dla dorosłych ludzi. Ale i niegrzeczny chłopiec – pogubiony, zawadiacki i niesamowicie czarujący. Don, jak wielu facetów w latach 60., mieszkał w idealnym domu na przedmieściu z idealną żoną i dwójką idealnych dzieciaków, a i tak czuł jakiś nieokreślony egzystencjalny ból, który uśmierzał romansami, alkoholem czy nagłymi ucieczkami do Kalifornii.
A mnie to się zawsze strasznie podobało – bo choć, owszem, widziałam, jakim Don potrafi być egoistą i jak bardzo potrafi krzywdzić wszystkich dookoła, uważałam, że ma w sobie mnóstwo uroku. Facet był jednocześnie strasznym cynikiem i wielkim romantykiem, szowinistą i szefem, który wypromował kobietę w czasach, kiedy nikt nie doceniał kobiet. Na jego zachowanie rzutowała też zresztą jego trudna przeszłość, która wiele rzeczy usprawiedliwiała.
Dlatego zawsze miałam ogromną słabość do Dona Drapera i szukałam dla niego usprawiedliwienia, nawet kiedy niełatwo było je znaleźć. I to się nigdy nie zmieni, bo nawet po wydarzeniach z ostatnich sezonów ten magik nowojorskiej branży reklamowej wciąż ma dla mnie urok niegrzecznego chłopca.
Dr John Thackery (Clive Owen) – "The Knick"
Pierwotnie miał być tutaj doktor House – też wieczny chłopiec i genialny lekarz – ostatecznie, po tym jak zobaczyłam dziś powrót "The Knick", zamieniłam go na Thackery'ego. Przy pełnej świadomości, że obaj bohaterowie są bardzo do siebie podobni. Thack, podobnie jak House, jest dużym chłopcem, który pod pewnymi względami nigdy nie dorośnie.
Mimo dojrzałego wieku, nie jest niczyim mężem, nie ma dzieci, zdarza mu się siedzieć kilka dni w pracy non stop, chadza do prostytutek i przesadza z używkami. A do tego jest arogantem i egocentrykiem, który ma jednak wszelkie powody, by się puszyć. Rzeczywiście przewyższa innych lekarzy pod wieloma względami, można wręcz powiedzieć, że jest chirurgiem wybitnym.
Dojrzałym facetem w tradycyjnym sensie nie będzie prawdopodobnie nigdy. I właśnie dlatego zakochują się w nim takie panie jak młodziutka siostra Lucy. Zresztą nie da się nie zakochać w Clivie Owenie!
Eric Northman (Alexander Skarsgård) – "Czysta krew"
Główny – jeśli nie jedyny – powód, dla którego obejrzałam wszystkie sezony "Czystej krwi". Eric, tysiącletni wampir wiking, który zamieszkał w Luizjanie i prowadził razem ze swoją wampirzą córką bar zwany Fangtasią, zaczarował mnie, kiedy tylko pojawił się na ekranie. Miał w sobie "to coś" i był kompletnym przeciwieństwem mdłego Billa Comptona, w którym z jakiegoś powodu zakochała się Sookie, a z czasem okazał się bardzo, ale to bardzo ciekawym bohaterem. I na dodatek pozytywnym.
Jasne, Eric bardzo często robił użytek z kłów, zwłaszcza na początku serialu, ale w zasadzie dało się to usprawiedliwić. Albo zwyczajnie nie zwracać na to uwagi, w końcu mieliśmy do czynienia z niesamowitym przystojniakiem, który na dodatek był superinteligentny i dowcipny jak diabli. I, jak się okazało, zdolny do poświęcenia i miłości. Nie dało się drania nie lubić!