Hity tygodnia: "The Affair", "Homeland", "iZombie", "Żona idealna", "The Flash", "Casual"
Redakcja
11 października 2015, 16:33
"Homeland" – sezon 5, odcinek 1 ("Separation Anxiety")
Mateusz Madejski: W pierwszym odcinku nowego sezonu zobaczyliśmy to, co najlepsze w "Homeland" zawiłą intrygę, skomplikowane relacje pomiędzy bohaterami, zblazowanego Quinna i oczywiście nieprzewidywalną Carrie. Serial znów zaskoczył aktualnością. Krótkie podsumowanie sytuacji w Syrii przez Petera ("Powiedz mi, jaka jest nasza strategia, to powiem ci, czy działa") jest bardziej trafne niż większość komentarzy publicystów i polityków na ten temat, które słyszeliśmy w ostatnich tygodniach.
Dodatkowy plus przyznaje "Homeland" za przeniesienie akcji do Berlina i całkiem zgrabne wplątanie haktywistów do fabuły. Obawiam się tylko, że zgodnie z tradycją po dobrym odcinku "Homeland" czeka nas kilka nudnych jak flaki z olejem.
Michał Kolanko: Nie był to może najlepszy początek sezonu w historii serialu, ale twórcy "Homeland" po raz kolejny pokazują, że potrafią tworzyć inteligentne połączenie aktualnych "tematów dnia" z interesującą intrygą z udziałem Carrie i reszty. ISIS, uchodźcy, cyberbezpiczeństwo i wyciek tajnych danych rządu USA – to tematy, które "Homeland" porusza z dużą wiarygodnością.
No i doczekaliśmy się też powrotu Petera Quinna, który jest jeszcze bardziej zdehumanizowany niż poprzednio. Przeniesienie akcji do Berlina, a później – jak się domyślamy – na Bliski Wschód, do Libanu i Syrii sprawi, że serial będzie jeszcze bardziej aktualny. Również szary i ponury Berlin spełnia swoją rolę.
"Nowa" Carrie jako wzorowa matka i dziewczyna nie potrafi odmówić sobie podjęcia ryzykownej gry z Hezbollahem. To na pewno skończy dla wszystkich źle – ale ponieważ punkt startowy 5. serii jest tak inny od poprzednich, i tak start tego sezonu można ocenić bardzo wysoko, zwłaszcza na tle całej serialowej jesieni.
Marta Wawrzyn: A ja jestem wręcz zdziwiona, jak dobrze oglądało mi się powrót "Homeland". Do odcinka "Separation Anxiety" wrzucono bardzo dużo różnych aktualnych tematów i poskładano je w jedną, spójną całość. A do tego sensownie wpasowano w to prywatne wątki bohaterów, przede wszystkim Carrie, która na naszych oczach powraca do swoich starych modeli zachowań (ponoć miała dwa lata przerwy) i za chwilę znów wplącze się w jakąś porządną bliskowschodnią awanturę. Dobrze też było zobaczyć panią ambasador w nowym, nieco spokojniejszym miejscu.
To już 5. sezon, a "Homeland" wciąż działa i jako komentarz do skomplikowanej rzeczywistości politycznej, i po prostu jako wciągający serial.
"The Affair" – sezon 2, odcinek 1
Mateusz Piesowicz: Jak siadłem do tego odcinka, tak wciągnął mnie bez reszty, że kompletnie zapomniałem o rzeczywistości. A to wszystko dzięki historii rozpadającego się małżeństwa, w dodatku prawie bez udziału Ruth Wilson. To się nazywa telewizja – bez szczególnych udziwnień, półśrodków i efekciarskich sztuczek. Całą robotę wykonuje tu fenomenalny scenariusz i dorównujący mu wykonawcy. Oglądajcie koniecznie, bo niczego lepszego w ramówce nie znajdziecie, przynajmniej dopóki wciąż czekamy na "Fargo".
Marta Wawrzyn: Nasza ukochana perełka sprzed roku powróciła i prezentuje wyśmienitą formę. Tym razem oglądaliśmy wielki popis Maury Tierney, która pokazała w ciągu pół godziny sto różnych twarzy Helen – nie żadnej typowej zdradzanej kobiety, a silnej, stanowczej i rozsądnej osoby, która czasem ulega pokusom, czasem się gubi, ale koniec końców wciąż jest prawdziwą ostoją dla rodziny. Widzieliśmy ją szukającą zapomnienia w seksie z dawnym kolegą ze studiów, a także w alkoholu i trawce, ale ostatnia scena dobitnie pokazuje, że wcale nie zapomniała.
Jak zwykle świetnie obserwowało się różnice w widzeniu tych samych sytuacji przez dwie osoby – tym razem Noah i jego prawie już byłą żonę. I jak zwykle odcinek minął w okamgnieniu, a kiedy wydawało się, że więcej atrakcji nie będzie, pojawił się mocny twist na koniec.
Nie ma chyba drugiego serialu, który oglądałabym teraz z taką przyjemnością jak "The Affair".
"Casual" – sezon 1, odcinki 1 i 2 ("Pilot" i "Friends")
Mateusz Piesowicz: Historia dziwnej, ale w swojej dziwności urzekająco normalnej rodziny ma w sobie cudowną lekkość. Choć dopiero ich poznaliśmy, ma się wrażenie, jakbyśmy odwiedzili dawnych znajomych, którym coś się w życiu posypało i po prostu mają potrzebę się wygadać. W serialu maczał palce Jason Reitman i to widać. Jego alternatywny styl i skupienie na postaciach kosztem historii może tutaj zadziałać, bo tak świetnie napisanych, sympatycznych i niegłupich produkcji bardzo w telewizji brakuje.
Bartosz Wieremiej: Lubię dysfunkcyjne telewizyjne rodziny. Obserwowanie wyczynów tej konkretnej rodzinki w pierwszych dwóch odcinkach "Casual" sprawiło mi frajdę. Od pierwszej sceny, która okazała się jedynie snem, przez dziwne śniadania, nieudane randki i imprezy, wyczyny tria Valerie (Michaela Watkins), Laura (Tara Lynne Barr) i Alex (Tommy Dewey) oglądało się z ogromnym zainteresowaniem.
Po spędzeniu z nimi blisko godziny chcę tych troje po prostu lepiej poznać. Poproszę więc więcej rozmów między nimi, bo świetnie się tego słucha. Porządna sprawa rozwodowa również by się przydała. Mam także nadzieję, że reszta serii obfitować będzie w ciekawe zdarzenia, kolejne śniadania i dziwne randki, a i nie zabraknie prawdziwie pokręconych pacjentów. I obyśmy darowali sobie romanse uczennic z nauczycielami. Brrr…
Marta Wawrzyn: Mnie też "Casual" zdecydowanie się podoba i polecam je nie tylko fanom filmów Reitmana, ale i wszystkim osobom, którym podobało się "Togetherness" i "Transparent". Ten serial bardzo przyjemnie płynie, jakby był zrobiony mimochodem, od niechcenia. A do tego rzeczywiście jest niegłupi i ma w sobie "to coś".
"Pozostawieni" – sezon 2, odcinek 1 ("Axis Mundi")
Mateusz Piesowicz: "Pozostawieni" wrócili i są równie tajemniczy, co w poprzednim sezonie. Tym razem jednak do tej tajemnicy udało się dodać naprawdę intrygujących bohaterów i poczucie, że całość zmierza w jakimś konkretnym kierunku, a nie jest tylko sztuką dla sztuki.
Wierzę, że Lindelof wie, co robi, bo początek ma więcej niż obiecujący, a że ten człowiek pisać potrafi, zdążył już udowodnić. A hit należy się już choćby za wywołanie u mnie podwójnego głębokiego szoku – najpierw czołówką, a potem totalnie odjechanym prehistorycznym prologiem.
Marta Wawrzyn: Tacy "Pozostawieni" podobają mi się zdecydowanie bardziej niż ci sprzed roku. Spuszczono trochę powietrza, dodano trochę tajemniczości, a przede wszystkim strzałem w dziesiątkę jest nowe miejsce i nowi bohaterowie. Rodzina Murphych od pierwszych chwil intryguje znacznie bardziej niż większość mieszkańców Mapleton. No i tym razem rzeczywiście jest dziwnie, od pierwszych chwil.
Sekwencja początkowa dla mnie była cudowna, przepięknie nakręcona i po prostu niezwykła. Takich rzeczy nie pokazują w każdym serialu. Jeśli ktoś chce, może to postrzegać jako metaforę ludzkiego losu, ktoś inny może po prostu założyć, że chodziło tylko o skonfundowanie widzów – nieważne, ważne, że o tym rzeczywiście się mówiło. Kolejnym świetnym pomysłem było wrzucenie widzów tak po prostu, jakby nigdy nic, w środek tego wszystkiego co nowe.
Ogólnie odnoszę wrażenie że Damon Lindelof ma na ten serial pomysł i że kiedy skończyło się ograniczenie w postaci przeciętniutkiej książki Toma Perrotty, wreszcie może rozwinąć skrzydła. To już było widoczne rok temu – większość tych momentów, kiedy Lindelof odchodził od materiału źródłowego i pozwalał sobie na te swoje odjazdy, wyróżniała się pozytywnie na tle reszty.
Martwi mnie tylko oglądalność – jak na dramat HBO bardzo słaba.
"You're the Worst" – sezon 2, odcinek 5 ("We Can Do Better Than This")
Bartosz Wieremiej: Biedne "NCIS: Los Angeles" – wyniki oglądalności nie najlepsze, a tu jeszcze trafia się na tapetę. Biedni piszący recenzje i podsumowania odcinków danego serialu – im, znaczy nam, też się dostało. Wiwat "You're the Worst", bo w trakcie 20 minut udało się wyczarować coś szalenie dobrego.
Męczący się z robotą nieszczęśliwy Jimmy (Chris Geere) to zawsze przyjemny widok. Z kolei Lindsay (Kether Donohue) pokazała się od inne strony – przez moment przynajmniej. Nawet Edgar (Desmin Borges) znalazł sobie zajęcie, sensowny wątek oraz admiratorkę swoich żołnierskich wyczynów. A jeszcze nie wspomnieliśmy o Gretchen (Aya Cash) i jej ciągłym opuszczaniu w nocy domu Jimmy'ego. Najogólniej rzecz biorąc, w tym tygodniu oglądanie każdej minuty komedii FXX było czystą przyjemnością.
Marta Wawrzyn: Nie wspomnieliśmy też o tym, co Jimmy robi, kiedy zostaje sam w domu! I o jego pomyśle na kolejny hit wydawniczy firmowany swoim nazwiskiem.
To rzeczywiście był bardzo dobry odcinek pod każdym względem – Lindsay paplająca o wszystkim, tylko nie facetach, rozbrajała mnie raz po raz, Edgar w końcu przestał się snuć i znalazł coś fajnego dla siebie, a ostatnia scena trochę mnie martwi. Choć oczywiście może oznaczać cokolwiek, w końcu po co spać nocą, kiedy tyle rzeczy się dzieje poza domem? Ale boję się, że najprostsza odpowiedź okaże się tutaj tą prawdziwą, bo to byłoby zbyt piękne, gdyby tych dwoje mogło tak po prostu spokojnie ze sobą żyć i razem wkurzać świat.
"iZombie" -sezon 2, odcinek 1 ("Grumpy Old Liv")
Bartosz Wieremiej: "Grumpy Old Liv" było udaną premierą sezonu. Wydarzenia finału 1. serii pozostawiły po sobie trwałe efekty, a Liv (Rose McIver) miała okazję zjeść bardzo ciekawy mózg i rzucić kilkoma naprawdę specyficznymi komentarzami. Dodatkowo znaleziono sensowny sposób, aby wprowadzić Blaine'a (David Anders) wraz z jego nowym, podobno uczciwym, biznesem.
Co więcej, najciekawsze rzeczy i tak działy się w życiu Majora (Robert Buckley). Rządzący Max Ranger, Vaughn Du Clark (Steven Weber) przedstawił byłemu narzeczonemu panny Moore prawdziwą propozycję nie do odrzucenia. Serial dzięki temu wzbogacił się o pierwszego profesjonalnego łowcę zombie.
A podobno przecież, że w Seattle tych bladych nieumarłych nie brakuje. Będzie się działo.
"The Muppets" – sezon 1, odcinek 3 ("Bear Left Then Bear Write")
Mateusz Piesowicz: Chyba już wyczerpałem synonimy słowa "sympatyczny" dla określenia "Muppetów". Ten odcinek był po prostu cudowny, dla mnie najlepszy z dotychczasowych. Pięknie opowiedziano nam przecież banalną historię przyjaźni Kermita i Fozziego, uśmialiśmy się przy nieporadnych próbach miłosnych podbojów Gonza (genialnie komentowanych przez Pepe i Rizzo), a na domiar wszystkiego dostaliśmy Chipa od IT i Piggy w kajdankach. Wśród tylu atrakcji zastanawia mnie tylko jedno – gdzie się podziała Denise?
Marta Wawrzyn: Też się tak właśnie zastanawiałam, co z tą Denise. Nie żeby była specjalnie potrzebna, Kermit i Piggy dobrze sobie radzą bez niej. Ale ten odcinek przede wszystkim należał do historii przyjaźni ponad podziałami. Kermit i Fozzie byli cudowni, a ten skecz o jeżozwierzu kupującym skarpetki w sumie chętnie bym zobaczyła.
Warto też docenić bardzo dobre występy gościnne – zwłaszcza Christina Applegate i Liam Hemsworth wymiatali.
"Żona idealna" – sezon 7, odcinek 1 ("Bond")
Marta Wawrzyn: Trochę niestety już widać, że to 7. sezon i że twórcy po raz kolejny odpalają taką samą akcję. Ale w gruncie rzeczy mi to nie przeszkadzało. "Bond" był po prostu bardzo angażującym początkiem sezonu, w którym twist gonił twist i rzeczywiście bardzo wiele się wydarzyło.
Przede wszystkim dobrze wypadło trzęsienie ziemi na linii Peter – Eli oraz wejście smoka, znaczy nowej szefowej kampanii, granej przez Margo Martindale. Alan Cumming był niesamowity, niezależnie od tego, czy akurat się wściekał, czy zanurzał w dość specyficznych filmach, czy też knuł i wcielał w życie szalone plany. Współpraca jego bohatera z Alicią zapowiada się więcej niż smakowicie.
Bardzo dobrze wypadły też wątki prawnicze – począwszy od komicznych zmagań w nieszczęsnym sądzie zajmującym się kaucjami, przez taniec z diabłem, to znaczy panem Canningiem, aż po przypominającą farsę sprawę spadku i związaną z nią paradę coraz dziwniejszych i coraz bardziej poważnych ekspertów, próbujących rozgryźć prawdziwe losy pewnej karteczki samoprzylepnej, która miała czelność się odkleić i wylądować na podłodze.
Po dwóch tygodniach spędzonych w towarzystwie fatalnych pilotów powrót "Żony idealnej" jest jak podmuch świeżego powietrza. Co jest nieco paradoksalne, zważywszy że to już 7. sezon.
"You, Me and the Apocalypse" – sezon 1, odcinek 2
Mateusz Piesowicz: Choć drugi odcinek nie ma tej mocy rażenia co pierwszy, to i tak zasługuje na hit. Zagłada coraz bliżej, a nasi bohaterowie są póki co bardzo odlegli od znalezienia się w schronie pod Slough, za to ich osobiste historie mocno się komplikują. Ciekawe, jak to twórcy rozwiążą, ale jeśli po drodze czeka nas więcej takich niespodzianek jak staruszkowie na "erotycznej odysei", to w podróży na pewno nie będziemy się nudzić.
Marta Wawrzyn: Haha, erotyczna odyseja była super! Podobnie jak surfowanie na masce samochodu. Ten hit to troszkę zadośćuczynienie za to, że w zeszłym tygodniu przegapiliśmy serial – ale tylko troszkę. Po wybuchowej premierze fabuła troszkę zwolniła, każdy zajął się załatwianiem własnych spraw, w końcu 34 dni na pożegnanie się ze światem to niewiele. I wciąż oglądało się to super.
To, co mi się podobało w tym odcinku, to drobiazgi. Jak chaos po brytyjsku, który oznacza grzeczne stanie w kolejce. Wspomniana para staruszków. Miny Roba Lowe'a, który jest największym skarbem tego serialu. Amerykańskie plany zbudowania specyficznej "arki przymierza", na której faceci są zbędni (co w sumie jest logiczne i rozsądne). Mathew Baynton w podwójnej roli. Superszalona Megan Mullally. Krótko mówiąc – nie mogę się na ten rozgardiasz napatrzeć. I nie mogę wyjść z podziwu, że oto Brytyjczycy niemalże od niechcenia zrobili serial, który pobił wszystkie te szumnie zapowiadane amerykańskie "hiciory".
"The Flash" – sezon 2, odcinek 1 ("The Man Who Saved Central City")
Bartosz Wieremiej: W "The Man Who Saved Central City" wydarzyło się wiele istotnych rzeczy. Barry (Grant Gustin) spróbował życia w odosobnieniu, a i podobnie jak pozostali bohaterowie musiał pogodzić się z konsekwencjami wydarzeń z finału poprzedniej serii. Po raz pierwszy usłyszeliśmy też słowo: Zoom, a na końcu do S.T.A.R. Labs wpadł sam Jay Garrick (Teddy Sears).
W odcinku nie brakowało akcji, a wielu ciekawych momentów w tym zakresie dostarczył Atom-Smasher (Adam Copeland). Flash otrzymał także klucze do miasta, a w wolnych chwilach świadczył usługi remontowe. Na koniec zdarzyła się jeszcze jedna bardzo pożądana rzecz: więzienie po kilkunastu latach wreszcie opuścił Henry Allen (John Wesley Shipp).
Ogólnie było to bardzo dobre otwarcie sezonu i mam nadzieję, że kolejne odcinki nie zawiodą wiernych widzów.
"Downton Abbey" – sezon 6, odcinek 3
Marta Wawrzyn: Przesympatyczny, lekki, zabawny i sentymentalny odcinek, w którym największym problemem był brak odpowiedniej sukni ślubnej dla pani Hughes, a większość intryg obracała się wokół prób jej zdobycia lub/i upiększenia. Bardzo dobrze się na to patrzyło, bo kto jak kto, ale starsza para, która całe życie spędziła na służbie, zasługuje na trochę szczęścia.
Równie fajnie wypadła Edith, która za chwilę pewnie będzie miała i świetną pracę, i faceta – uff, czas najwyższy! Nie zabrakło też smutnego wątku z pewnym opuszczonym domostwem oraz bardzo miłego powrotu na koniec. "Downton Abbey" w finałowym sezonie pozytywnie zaskakuje, skupiając się na satysfakcjonującym zamykaniu wątków głównych bohaterów. I choć na razie w zasadzie nie ma superważnych wydarzeń – jest raczej wrażenie, że oto w powietrzu wisi jakiś zmierzch – ogląda się to nieźle.