"Pamiętniki wampirów": Złe wilki spadają na cztery łapy
Marta Wawrzyn
11 listopada 2011, 19:30
Za nami ostatni w tym roku odcinek "Pamiętników wampirów", który pozostawił – jak to zwykle w takich przypadkach bywa – więcej pytań niż odpowiedzi. Jeśli jeszcze nie oglądaliście "Homecoming", uważajcie na spoilery.
Za nami ostatni w tym roku odcinek "Pamiętników wampirów", który pozostawił – jak to zwykle w takich przypadkach bywa – więcej pytań niż odpowiedzi. Jeśli jeszcze nie oglądaliście "Homecoming", uważajcie na spoilery.
Imprezy to jedna z najlepszych rzeczy w Mystic Falls. Zawsze są udane – może niekoniecznie dla głównych bohaterów, ale dla widzów jak najbardziej. Panie przebierają się w balowe suknie, panowie nabierają staromodnych manier, wszyscy uzbrajają się w fałszywe uśmiechy i zabawa się zaczyna. A chwilę potem ktoś ginie gdzieś na tyłach budynku, ktoś kogoś ściga po korytarzach, czyjś związek zostaje zrujnowany. Samo życie.
Tym razem miał być elegancki bal absolwenta, a wyszedł koncert rockowy. Całkiem porządny zresztą, z Klausem w roli konferansjera. O ile na początku odcinka nikomu się nie spieszyło, a kolejne elementy genialnego planu, dzięki któremu problem Klausa zostanie ostatecznie rozwiązany, odsłaniano ostrożnie.
Kiedy machina już ruszyła, wydarzenia przyspieszyły. Zwrot akcji gonił zwrot akcji, zmyłka goniła zmyłkę. Trochę za mało było w tym wszystkim czasu na zastanowienie się, na pokazanie emocji – a przecież tych nie brakowało. Niemal wszyscy główni bohaterowie "Pamiętników wampirów" byli w odcinku "Homecoming" w środku jakiegoś dramatu. Tymczasem kazano im działać, a nie tracić czas na gadanie. Nawet łzy Klausa gdzieś w tym wszystkim zaginęły. Szkoda, no ale moment na zastanowienie się i uporządkowanie emocji zapewne będzie w styczniu.
Sprawy niewątpliwie skomplikowały się jak nigdy dotąd. Mikael, najstarszy wampir na ziemi, dał się zabić szybko i łatwo – co moim zdaniem nie było najszczęśliwszym rozwiązaniem, bo po pierwsze, to średnio wiarygodne, a po drugie, mógłby przecież jeszcze sporo pokazać. Klaus, jak to wielki, zły wilk, znów spadł na cztery łapy, by chwilę potem stracić to, na czym najbardziej mu zależało: rodzinę, przesypiającą kolejne dekady w trumnach. Stefan rozpoczął swoją zemstę, która zapewne dokądś go doprowadzi, wątpię jednak, żeby tym miejscem było łoże Eleny. Damon i Elena nie mają już wyjścia – zbliżyli się do siebie na tyle, że po prostu muszą ze sobą być. Czy Katherine zechce w takim razie odzyskać Stefana? Zobaczymy.
Rebekah zapewne nieźle się zdziwi po przebudzeniu – pytanie tylko, po której stronie zdecyduje się stanąć. W jej przypadku nic nie jest proste. Mam też nadzieję, że Klaus nieprędko zginie (bo że zginąć musi, to niestety oczywiste). Jego postać wprowadziła mnóstwo życia, mnóstwo nowych, fantastycznych wydarzeń do historii, która – jak sądziłam rok temu – niczym już nas nie zaskoczy.
Im dłużej będzie umykał przed nieuniknionym, tym lepiej. Bo kto inny zorganizuje drugą taką imprezę jak "Homecoming"?