Kity tygodnia: "Scream Queens", "Blood & Oil", "Once Upon a Time", "Dr. Ken"
Redakcja
4 października 2015, 18:03
"Scream Queens" – sezon 1, odcinek 3 ("Chainsaw")
Mateusz Piesowicz: Gdy już wydawało się, że gorzej być po prostu nie może, Ryan Murphy i ekipa zapukali w dno od spodu. Absurdu i groteski było w tym odcinku co niemiara, ale nie wynikło z tego kompletnie nic. Kolejne trupy padają w takim tempie, że trudno je zliczyć, a i tak największe emocje wzbudza pojawienie się hitu Backstreet Boys sprzed lat. Bohaterów jest od groma, ale dosłownie żaden z nich wzbudza choćby grama pozytywnych odczuć. Podobnie obojętnym pozostawia tajemnica zamaskowanego mordercy, który wyróżnia się tylko efektownym kostiumem. Zero emocji, zero wrażeń i bardzo mało Emmy Roberts – to wręcz niesamowite, jak wiele można było jeszcze zepsuć w tym, już bardzo złym, serialu.
Marta Wawrzyn: Oj, to była masakra, ale nie piłą mechaniczną, tylko bezbrzeżną nudą. Jeśli dwa poprzednie odcinki były słabe, w tym odkryliśmy zupełnie nowy poziom dna. Znikło gdzieś to, co w poprzednim tygodniu jeszcze dawało nadzieję – przede wszystkim całkiem fajne dialogi – została tylko idiotyczna papka. Za głupia, żeby traktować ją poważnie, i nie na tyle absurdalna, żeby się przy tym dobrze bawić.
Backstreet Boysi rzeczywiście byli gwiazdami odcinka, a zdrowo, hm, porąbana scena, która się rozegrała przy dźwiękach ich hitu sprzed lat, stanowiła jedyny jasny punkt odcinka. Problem w tym, że cała reszta była kompletnie do niczego. Minęło zaledwie parę dni od emisji "Chainsaw", a ja już kompletnie nie pamiętam, kogo ukatrupili w tym tygodniu (chyba nikogo ważnego), ani kto krzyczał najgłośniej.
Ryan Murphy wymieszał ze sobą dwie konwencje, na których łatwo się potknąć. Wydawało się, że kto jak kto, ale on potrafi. No cóż – jednak nie tym razem.
"Once Upon a Time" – sezon 5, odcinek 1 ("The Dark Swan")
Bartosz Wieremiej: Niektóre sztuczki działają tylko raz, o czym zapomnieli twórcy "Once Upon a Time". W przypadku "The Dark Swan" ponownie skorzystali z amnezji jako narzędzia potrzebnego do pociągnięcia akcji w kolejnych tygodniach i tą decyzja porządnie podnieśli mi ciśnienie.
Jednak nawet pomijając już ten wątpliwy wybór, premiera 5. sezonu serialu ABC była rozczarowująca. Leśna wersja mrocznej Emmy Swan (Jennifer Morrison) męczyła, a działania pozostałych bohaterów za bardzo nie trzymały się kupy. Co więcej, irytujący dzieciak, czyli Henry (Jared S. Gilmore), trzymał poziom i wkurzał każdą sekundą obecności w kadrze.
Przez to wszystko nawet nowe postacie nie miały szans, aby cokolwiek uratować. Pomyślcie, ile pochwał zebrałaby Merida (Amy Manson), gdyby ów odcinek był choćby przyzwoity?
Naprawdę mam nadzieję, że reszta sezonu będzie lepsza i nadarzy się możliwość, aby kogoś docenić. Tymczasem jednak "Once Upon a Time" zwyczajnie zasługuje na kit i nic nie jest w stanie tego zmienić.
"Blood & Oil" – sezon 1, odcinek 1 ("Pilot")
Marta Wawrzyn: Absolutnie najgorsza, najgłupsza rzecz, jaką widziałam w tym tygodniu. Tak, chyba jeszcze gorsza niż "Scream Queens"! A mogło wyjść całkiem zgrabne nowe "Dallas". Niestety, w "Blood & Oil" wszystko jest fatalne – począwszy od przekombinowanego, idiotycznego scenariusza, a skończywszy na płaskich, kiepściutko zagranych głównych bohaterach, których za nic nie da się lubić.
Rzecz się dzieje w Dakocie Północnej, w rejonach, gdzie odkryto największe w historii Stanów Zjednoczonych złoża ropy naftowej. Młode małżeństwo (Chace Crawford i Rebecca Rittenhouse, oboje fatalni w swoich rolach) wybiera się tam, by założyć własny biznes – małą sieć pralni. Wiozą ze sobą oczywiście pralki, bo czemu mieliby je kupować na miejscu. Przytrafia im się wyjątkowo bezsensowny wypadek samochodowy – i od tego spiętrzenie głupot dopiero się zaczyna.
W serialu ABC, który pełnymi garściami czerpie z oper mydlanych najgorszego sortu, nie działa nic. Zwroty akcji to kompletny absurd, dialogi porażają patosem, emocji jest jak na lekarstwo, a końcowy cliffhanger sprawia, że śmieję się do teraz. Długo go nie zapomnę, podobnie jak sceny, w której ona, ciężarna i spłukana, wpatruje się smętnym wzrokiem w pralkę. Oczywiście tuż przed tym, jak jej życie ulegnie cudownej odmianie. Witamy w amerykańskiej telewizji ogólnodostępnej anno domini 2015!
"Dr. Ken" – sezon 1, odcinek 1 ("Pilot")
Bartosz Wieremiej: Mocny kandydat do tytułu najgorszego serialu tej jesieni. Nieśmieszny, nudny i rozczarowujący. Pełen żartów, które wielokrotnie gdzieś słyszeliśmy i które już 20 lat temu powodowały co najwyżej ziewnięcie i wzruszenie ramion.
Jedynym pytaniem, jakie warto w tym miejscu zadać jest to, dlaczego przygody dr. Kena Parka (Ken Jeong) w ogóle trafiły do ramówki stacji ABC. Jak to się stało, że coś tak nieudanego otrzymało zamówienie na jakąkolwiek liczbę odcinków. W tym serialu nie ma przecież nic, co mogłoby tłumaczyć taką decyzję. Scenariusz jest słaby, dowcipy żałosne, a aktorzy zwyczajnie zawodzą.
I nie próbuję być w tym momencie przesadnie złośliwy. Spędziłem nawet solidną porcję czasu na szukaniu choćby najdrobniejszego elementu, który minimalnie polepszyłby ocenę tej przygnębiającej podróbki serialu komediowego. Jedynym efektem owych poszukiwań była niestety zmarnowana godzina. Całe 60 minut, których nigdy nie odzyskam.