"Agenci T.A.R.C.Z.Y." (3×01): Solidne tarczowanie
Bartosz Wieremiej
30 września 2015, 22:02
Twórcy "Agents of S.H.I.E.L.D." cenią sobie powtarzalność. Zawsze znajdą kogoś do ścigania, dorzucą do tego konkurencyjną organizację, a stawkę pojedynku podbiją stosownym ograniczeniem czasu. Tym razem jednak wielogodzinne wprawki w pisaniu takich samych historii wyszły im na zdrowie, bo w "Laws of Nature" dobrze rozpoczęli nowy sezon. Spoilery.
Twórcy "Agents of S.H.I.E.L.D." cenią sobie powtarzalność. Zawsze znajdą kogoś do ścigania, dorzucą do tego konkurencyjną organizację, a stawkę pojedynku podbiją stosownym ograniczeniem czasu. Tym razem jednak wielogodzinne wprawki w pisaniu takich samych historii wyszły im na zdrowie, bo w "Laws of Nature" dobrze rozpoczęli nowy sezon. Spoilery.
Przez ostatnie lata Phil Coulson (Clark Gregg) i jego ludzie musieli radzić sobie z wieloma przeciwnościami losu. W ich szeregach trafiali się zdrajcy, a dosłownie co kilka chwil zza krzaków wyskakiwały kolejne groźne frakcje lub organizacje. Dostęp do nielimitowanych funduszy pojawiał się i znikał, a prywatne obsesje niektórych zapewne utrudniały obieg dokumentów w siedzibie. Nie brakowało też kłopotów z istotami o specjalnych zdolnościach i mocach. Żeby było jeszcze gorzej, co pewien czas do kin wchodził film, który potrafił w dwie godziny postawić wszystko na głowie.
"Laws of Nature" nie zapowiada zmiany w podejściu, ale pokazuje większą wprawę w posługiwaniu się wcześniej przećwiczonymi rozwiązaniami. Nasi agenci mierzą się z kryzysem zapoczątkowanym przez nich samych w finale poprzedniej serii. Utopienie w morzu quinjeta pełnego kryształów odpowiedzialnych za obdarzanie najróżniejszymi mocami tzw. Inhumans nie mogło się przecież dobrze skończyć.
W premierze sezonu bardzo dobrze poprowadzono wątek Joeya Gutierreza (Jean Pablo Raba), czyli ledwo co obdarzonego mocami cywila. Jego zagubienie, reakcje, interakcje np. ze Skye, znaczy z Daisy Johnson (Chloe Bennet), naprawdę dobrze się oglądało. Pojawiał się na ekranie odpowiednich momentach, a rzeczy, które mówił, były sensownie dopasowane do sytuacji. Brawa należą się szczególnie za to, że jego historia nie wydawała się mniej istotna niż wszystko, co dotyczyło reszty świata.
Zresztą w większości wypadków motywacje bohaterów i poszczególnych grup wydawały się na miejscu. Przyczyny powstania nowej organizacji o koszmarnym skrócie A.T.C.U. są całkiem zrozumiałe. Życie w takim komiksowym uniwersum musi być strasznie stresujące, a reakcje polityków nerwowe. Zresztą po scenie w metrze aż się chce, aby stojąca na czele tej organizacji Rosalind Price (Constance Zimmer), częściej przebywała w jednym pomieszczeniu z Coulsonem.
W kontekście kolejnych odcinków i samych bohaterów martwi jedynie, że w czasie oglądania "Laws of Nature" widać, jak tłoczno się zrobiło w siedzibie S.H.I.E.L.D.. Mimo że np. wciąż z wakacji nie wróciła May (Ming-Na Wen), nie starczyło czasu na porządne przyjrzenie się zmianom, jakie zaszły w życiu poszczególnych postaci. Podobała mi się sfrustrowana Bobbi (Adrianne Palicki) w laboratoryjnym fartuchu, ale chciałoby się dowiedzieć czegoś więcej o problemach z powrotem do zdrowia. Doceniam obecność "nowego" Fitza (Iain De Caestecker) i jego przygody w Maroku, ale dlaczego jego mózgownica wydaje się kompletnie nieuszkodzona?
Na pewnym poziomie ów tłok może wpływać na odbiór poszczególnych scen. Frajdę ze szpitalnego pojedynku Daisy, Lincolna (Luke Mitchell) i Macka (Henry Simmons) z Lashem (Matthew Willig) odrobinę zepsuły reakcje i zachowanie Lincolna przed i po walce. Naprawdę potrzebne było coś więcej, aby jego nowe poglądy i decyzje nie wydawały się sztuczne.
Pytanie więc o to, czy i jak scenarzyści poradzą sobie z zarządzaniem dużą liczbą bohaterów, chwilowo musi pozostać otwarte. Szczególnie że w najbliższym czasie dojdzie do powrotu Warda (Brett Dalton) w nowej roli, a przecież jeszcze Simmons (Elizabeth Henstridge) trzeba ściągnąć na ziemię.
Podsumowując, jeżeli ktoś uważa, że w "Agentach T.A.R.C.Z.Y." raz jeszcze widzom zaproponowano to samo co w poprzednich latach, to będzie miał racje. Znowu jedna organizacja staje naprzeciw drugiej, w tle rozgrywają większe lub mniejsze dramaciki, a Coulson serwuje nie najlepsze żarty. Należy jednak docenić postęp i fakt, że przynajmniej na razie elementy, które zawodziły we wcześniejszych seriach, tu wypadają nieźle.
Ćwiczenia widać przynoszą efekty i o ile nie jestem przekonany, że będzie to dobry i równy sezon, to i tak po obejrzeniu premierowego odcinka z zaciekawieniem czekam na kolejne.