"The Player" (1×01): Biegnij. Strzelaj. Powtórz
Mateusz Piesowicz
25 września 2015, 21:03
Sezon na kiepskie piloty trwa w najlepsze, a jego końca ciągle nie widać. W trend wpisuje się również NBC, którego druga tegoroczna nowość, "The Player", jest dokładnie tak wtórna, jak można się tego było spodziewać. Spoilery.
Sezon na kiepskie piloty trwa w najlepsze, a jego końca ciągle nie widać. W trend wpisuje się również NBC, którego druga tegoroczna nowość, "The Player", jest dokładnie tak wtórna, jak można się tego było spodziewać. Spoilery.
Choć pilotowy odcinek jest po brzegi wypakowany akcją, która w teorii miała nam nie pozwolić oderwać oczu od ekranu ani na sekundę, oglądając go, miałem zaskakująco dużo czasu na rozmyślania. Mimo to w żaden sposób nie mogę pojąć, komu w NBC mogło przyjść do głowy, że hitem ramówki stanie się serial z tak wyświechtanym pomysłem na siebie. "The Player" nie posiada niczego, co wyróżniałoby go nie tylko wśród bezpośredniej telewizyjnej konkurencji, ale również wśród setek identycznych akcyjniaków, których lata świetności minęły jakieś dwie dekady temu.
Istnieje oczywiście ewentualność, że pomysłem twórców na ten serial był kompletny brak pomysłu. Umieśćmy na ekranie Philipa Winchestera, niech biega i strzela, gdy wokół wszystko eksploduje, a do towarzystwa dodajmy mu Wesleya Snipesa, żeby robił groźne miny. Rzadko, bo rzadko, ale czasem brak jakiejkolwiek inwencji potrafi wyjść serialowi na dobre. Jak się pewnie domyślacie, to nie jest ten przypadek.
Tu mamy bowiem do czynienia z czymś, co należy uznać za jawną kpinę z widzów, na tyle jednak zabawną, że wybaczcie, muszę Wam opowiedzieć. Główny bohater, niejaki Alex Kane (wspomniany Winchester), jest specjalistą od bezpieczeństwa w Las Vegas i nie mijają nawet trzy minuty, a już musi udowodnić, że tylko on jest w stanie powstrzymać zamach na życie jakiejś bardzo ważnej szychy. Oczywiście robi to wskakując przez okno na 22. piętrze. No ba, przecież nie po to jest mega-super-tajnym byłym zabójcą na usługach FBI, żeby teraz używać drzwi. Cała akcja kończy się jeszcze rzuconym od niechcenia sucharem i możemy jechać dalej. Już macie dość? Nie doszliśmy do najlepszego!
Otóż chwilę później ktoś zabija naszemu bohaterowi byłą żonę, co trochę go denerwuje, więc poprzysięga zemstę. Zanim jednak zdąży jej dokonać, zostaje potrącony przez blondynę. Ale spokojnie! Ona tak specjalnie, żeby zabrać Alexa do swojego szefa – Pana Johnsona (Snipes). I tu dopiero dochodzimy do clou całej sprawy. Oto bowiem Snipes i blondyna zajmują się przewidywaniem przestępstw, po to, żeby bogacze z całego świata mogli stawiać zakłady, czy uda się im zapobiec. A Alex ma zostać tytułowym Graczem, czyli osobą mającą przestępców powstrzymywać.
Wierzcie mi, że opisując tę absurdalną fabułę, bawiłem się kilka razy lepiej, niż oglądając ją na ekranie. W 40 minutach upchnięto tak pokaźną liczbę bzdurnych zwrotów akcji, że zwyczajnie zabrakło już czasu na wyjaśnienia. Tego, jak dokładnie działa algorytm przewidywania przyszłych przestępstw, dowiedzieliśmy się w "Person of Interest", więc twórcy wyszli ze słusznego założenia, że nie ma co się powtarzać (ironizuję, jakby ktoś nie wyczuł), ale już czegokolwiek więcej o Alexie i jego przeszłości, możemy się tylko domyślać. Choć w sumie nie ma za bardzo po co.
Jak więc już wspominałem, nasz bohater przez większość czasu biega. Zwykle ktoś wtedy do niego strzela (niecelnie), a on odpowiada (celnie). Zdarza mu się też usiąść za kierownicą motocykla i przejechać po centrum handlowym (ciągle celnie strzelając), a także zdekonspirować zdrajcę i Bóg wie co jeszcze, bo mrugając, mogłem coś przegapić. "The Player" kradnie więc pomysł od konkurencji, ale nie potrafi go nawet ładnie opakować, bo kolejne sceny akcji się powtarzają i brak im wyróżnika. Beznamiętne oglądanie to natomiast gwóźdź do trumny dla każdej produkcji stawiającej na akcję.
Serialowego trupa od NBC nie ożywiają też wykonawcy. Winchester może się komuś podoba, ale to chyba nie jest wystarczający powód, żeby obserwować jego cotygodniową gimnastykę. Bo grą aktorską nie mogę tego nazwać. Snipes natomiast chwyta się czegokolwiek, by podratować karierę i trudno mieć do niego pretensje, że jego postać tylko chodzi z grobową miną i wygłasza drętwe teksty. Reszty nie warto nawet wspominać.
Choć końcówka odcinka sugeruje, że w wypchaną po brzegi fabułę zostanie jeszcze wciśnięta duża dawka tajemnic, to naprawdę wątpię, by kogoś to zainteresowało. "The Player" nie ma bowiem niczego, za co moglibyśmy go polubić, no chyba, że liczyć napisy końcowe. Jest przy tym serialem tak głupim, że nawet jego bezrefleksyjne oglądanie nie sprawia żadnej przyjemności. Jeśli więc nie szukacie tego, do czego tegoroczne premiery zdążyły nas już przyzwyczaić – braku oryginalnego pomysłu na siebie, zera emocji i ogólnej wtórności, lepiej trzymajcie się z dala.