"Rectify" (3×06): Bóg jest żabą deszczową
Marta Wawrzyn
17 sierpnia 2015, 20:03
W 3. sezonie "Rectify" udało się znaleźć idealną równowagę pomiędzy typowym dla serialu lekkim surrealizmem a twardą rzeczywistością, w której prowadzone jest trudne śledztwo dotyczące wydarzeń sprzed lat. Efekt? Chyba po raz pierwszy żegnam sezon "Rectify" z takim żalem. Uwaga na duże spoilery w tekście!
W 3. sezonie "Rectify" udało się znaleźć idealną równowagę pomiędzy typowym dla serialu lekkim surrealizmem a twardą rzeczywistością, w której prowadzone jest trudne śledztwo dotyczące wydarzeń sprzed lat. Efekt? Chyba po raz pierwszy żegnam sezon "Rectify" z takim żalem. Uwaga na duże spoilery w tekście!
"Rectify" to produkcja niezwykła, nie mam co do tego wątpliwości. Skromna, kameralna, subtelna, przepięknie nakręcona, opowiadająca historię, jakiej jeszcze w telewizji nie opowiadano, w sposób daleki od tego, do czego telewizja nas przyzwyczaiła. Nie ma tu fajerwerków, nie ma wiele akcji, nie ma prostych rozwiązań ani satysfakcjonujących odpowiedzi. Są zwykli ludzie w jakiś sposób wmieszani w jedną z tych historii, które tak po prostu nie przytrafiają się większości z nas. Ale Daniel Holden (Aden Young) z większością z nas nie ma nic wspólnego.
Po poprzednim nierównym 10-odcinkowym sezonie "Rectify" w tym roku znów miało tylko 6 odcinków. To dobra decyzja, bo mniejsza liczba po raz kolejny przełożyła się na lepszą jakość. 3. sezon w zasadzie nie miał słabszych momentów, od początku do końca ładnie płynął, zatrzymując się co chwila przy kolejnych bohaterach i pokazując ogrom emocjonalnego spustoszenia, jakie dokonało się w otoczeniu Daniela w ciągu tych niecałych dwóch miesięcy, jakie upłynęły od jego wyjścia z więzienia.
Choć w "Rectify" nie uświadczycie nadmiaru dosłowności, trudno też wskazać jakieś niedomówienia. Nie trzeba było nawet snu Tawney, żebyśmy wiedzieli, jak bardzo ona się pogubiła i straciła wiarę. Teddy odsłonił się emocjonalnie jak nigdy wcześniej, udowadniając, że nie jest wcale prostym redneckiem, za jakiego kiedyś chcieliśmy go uważać. Janet nigdy w życiu nie przehandlowałaby wolności syna na rodzinną idyllę, ale z bólem patrzy, jak wszystko, co budowała przez ostatnie lata, zaczyna się rozpadać. Amantha została menedżerką w supermarkecie i jej uniform mówi więcej niż tysiące słów. Rzeczy, które przez lata wydawały się proste, wręcz czarno-białe, teraz nabrały najróżniejszych barw czy też odcieni szarości.
Finał 3. sezonu "Rectify" zawiera mnóstwo zachwycających scen, w których subtelnie, niemalże mimochodem i między słowami pokazane zostały stany wewnętrzne bohaterów. Zanim Daniel dotarł z matką do swojego nowego domu przejściowego, do Nashville, zdążyliśmy zobaczyć trochę tylko dziwne, a głównie wzruszające pożegnanie z Jonem i siostrą, przyjrzeć się więzieniu z nowej perspektywy, odkryć na nowo plażę i przekonać się, że to, co kiedyś wydawało się najlepsze na świecie, po latach najczęściej blaknie, znika albo zmienia się w autoparodię. Tylko filmy pełne bywają starodawnego uroku, w rzeczywistości brak zmian nie oznacza niczego dobrego.
Nic dziwnego, że do Daniela wciąż powraca myśl, iż może najlepiej byłoby iść pod bramę więzienia i poprosić ponownie o zakwaterowanie w pudełku. Świat się zmienił, częściowo na lepsze, częściowo na gorsze, a przede wszystkim na mniej zrozumiałe. I choć bardziej go to fascynuje, w tym sezonie wyraźnie jeszcze większa stała się ta cząstka jego, którą to przeraża. Dlatego pierwsze guglowanie wciąż przed Danielem, zdobywanie świata też zostało póki co odłożone na później. Na razie trzeba pogodzić się z tym, że nie wszyscy dookoła bujają w obłokach i nie wszystkim wystarczy do szczęścia konwersacja i dwa rzuty czerwoną piłką. Człowiek o umyśle dużego dziecka, który przeczytał więcej książek niż ktokolwiek, nie przystaje do rzeczywistości. Do przesłuchań w biurze szeryfa, świstków, które trzeba dostarczyć na odpowiednią godzinę, basenów, które trzeba tak po prostu pomalować, bez analizowania, czym właściwie jest basen i jak interpretować jego niebieskość.
Ośrodek, do którego Daniel trafił na samym końcu sezonu, na pewno ma na swoim koncie wiele sukcesów w przystosowywaniu do życia i uczeniu funkcjonowania w społeczeństwie osób przez lata niemających życia i egzystujących poza społeczeństwem. Ale właśnie zyskał mieszkańca, który będzie trudnym "klientem".
Poza świadomością Daniela, ale już nie na marginesie, toczy się śledztwo. Szeryf zbliża się do prawdy, choć przed nim jeszcze wiele zakrętów. Już w zasadzie na pewno wiemy, że Daniel nie zgwałcił przed laty Hanny, zrobili to jego koledzy. Ale czy to znaczy też, że jej nie zabił? Tutaj wciąż mam poważne wątpliwości. Mimo iż szeryf ma ich coraz mniej, a Jon wręcz ogłasza, że będzie walczył do końca o oczyszczenie dobrego imienia swojego klienta. I brata kobiety, w której się zakochał.
Nie jestem jednak pewna, czy chcę, aby Daniel okazał się jednoznacznie niewinny. W dużej mierze to ta nuta niepewności, dziwność, którą on emanuje, czyni go fascynującym bohaterem. Co się stanie, kiedy/jeśli jej zabraknie? Czy człowiek, o którym będziemy na 100% wiedzieć, że przesiedział 19 lat w celi śmierci, choć był niewinny, będzie równie interesujący co ta nieoczywista figura snująca się po ekranie z nieobecnym wyrazem twarzy i wygłaszająca co jakiś czas zdumiewające frazy, jak "Bóg jest żabą deszczową"? Nie wiem.
W zasadzie nie myślę o zakończeniu "Rectify". Na razie ta historia może po prostu trwać i toczyć się w swoim tempie, bo jest wyśmienita pod każdym względem. Może za kilka sezonów Aden Young doczeka się zasłużonej nominacji do Emmy albo, no cóż, jakiejkolwiek prestiżowej nagrody. "Rectify" to naprawdę wyjątkowy "mały wielki serial", który oprócz interesującego pomysłu na siebie, dobrze napisanego scenariusza i wspaniałych zdjęć może się jeszcze pochwalić znakomitą obsadą. Kiedy wreszcie zostanie to docenione?