Pazurkiem po ekranie #87: Krótki przegląd niczego
Marta Wawrzyn
13 sierpnia 2015, 22:03
Nie Nietzschego, tylko niczego, bo 1. sezon "Detektywa" zakończył się dawno temu i już do nas nie wróci. Dziś będzie o "Masters of Sex", "Rectify", "Sneaky Pete"… i to chyba tyle. Jak zwykle ze spoilerami.
Nie Nietzschego, tylko niczego, bo 1. sezon "Detektywa" zakończył się dawno temu i już do nas nie wróci. Dziś będzie o "Masters of Sex", "Rectify", "Sneaky Pete"… i to chyba tyle. Jak zwykle ze spoilerami.
Serialowe lata ostatnio już wyglądały coraz ciekawiej i wydawało się, że tak zostanie na zawsze, a tu bach. Mamy lato pełne seriali złych, sknoconych i kompletnie niewartych uwagi. Pewnie już nie chcecie słuchać, co mam do powiedzenia o 2. sezonie "Detektywa", a ja niekoniecznie mam ochotę pamiętać, że takowy w ogóle był, ale prawda jest taka, że w ostatnich miesiącach jakoś nic mnie nie zachwyca.
Z jednym małym wyjątkiem: "Rectify".
Skrócenie sezonu do 6 odcinków bardzo dobrze sundance'owemu serialowi zrobiło, znów wróciła magia, znów każdy kadr jest piękny, a niemal wszystko, co się dzieje – mimo że jak zwykle nie dzieje się na dobrą sprawę nic – przykuwa mnie do ekranu. Odcinek z zeszłego tygodnia, "The Future", przede wszystkim był nieziemski pod względem wizualnym. Zdjęcia z basenem w tle to serialowe mistrzostwo świata – nie wiem, czy kiedykolwiek w jakimkolwiek serialu tak banalna rzecz jak odmalowany stary basen prezentowała się tak magicznie.
Magia sponsoruje w tym sezonie wszystko, nawet zupełnie zwykłe rozmowy o niczym, które zresztą są dużo, dużo subtelniejsze niż w innych serialach. Teddy staje się Tedem, Tawney nie wie, czego chce, wie tylko, czego nie chce, Melvin mówi, że ma związane ręce, a szeryf rozpoczyna batalię o prawdę, ale bez patosu, bez ogłaszania, że jest prawdziwym detektywem (sorry, więcej nie będę), tylko tak zwyczajnie, po cichu, mimochodem niemalże. Nie dzieje się wiele, ale emocje niemalże buzują.
Najbardziej jednak mnie dziwi, że wciąż nikt nawet nie nominował do niczego Adena Younga, bo skala emocji, jaką on jest w stanie przekazać, specjalnie nie zmieniając ani tonu głosu, ani mimiki, jest imponująca. Ten facet powinien stać obok Ruth Wilson ze Złotym Globem. Bo w Emmy raczej nie uwierzę. A tu nikt nic. Dlaczego?
Skoro przy świetnym aktorstwie jesteśmy…
…w niezbyt zachwycającym 3. sezonie "Masters of Sex" znów zachwyciło mnie małżeństwo Scullych, czyli Beau Bridges i Alison Janney. Ta dwójka samym pojawieniem się na ekranie przyćmiewa wszystko i wszystkich – Josha Charlesa i jego "zapach seksu", matkę Virginii (która jednak zrobiła mi dzień swoim zdziwieniem, że jej córka i dr Masters prowadzą swoje badania tak po prostu w środku dnia), Billa dającego lekcję życia 13-latkowi.
Swoje robi chemia, ale to też po prostu dobrze napisani bohaterowie – dwójka ludzi mocno potłuczonych, którzy niedługo zaczną się starzeć i być może już nie odnajdą tego, czego szukają. Margaret tak się tego obawia, że aż porzuca gdzieś po drodze godność, Barton chyba już się pogodził z tym, że nie wszystko jest dla niego. Nie ma ciekawszych bohaterów w "Masters of Sex" niż oni.
Tymczasem Amazon wypuścił dwa kolejne piloty…
…z których jednego ("Casanovę" z Diego Luną) na razie zignorowałam, a drugi ("Sneaky Pete") jest mi po obejrzeniu doskonale obojętny. Choć trochę mnie dziwi, że z serialu Bryana Cranstona zrezygnował CBS – owszem, dla mnie to produkcja średnio zachwycająca, bo schematyczna i mało finezyjna, ale akurat publika tej stacji schematyczność lubi. A w przeciwieństwie do większości produkcji wypuszczanych co roku przez CBS, "Sneaky Pete" ma coś w sobie. Charakter, własne ja, przyzwoicie napisane postacie.
W pilocie na moment pojawia się Bryan Cranston i robi Heisenberga, ale projekt tak naprawdę ciągnie bardzo wyrazisty Giovanni Ribisi, który szybko łapie wspólny język z resztą obsady, m.in. Marin Ireland i Margo Martindale. Aktorsko to serial niemalże wyśmienity, pomysł, by akcję umieścić w środowisku agentów pożyczających przestępcom pieniądze na kaucje, jest świeższy niż kolejny procedural policyjny, a do tego fałszywy Pete bardzo fajnie wypada ze swoją nową rodziną, którą za chwilę chyba zacznie doceniać, jako coś, czego nigdy w życiu nie miał.
Na marginesie: w odcinku w pewnym momencie zabrzmiało "Fresh Blood" grupy Eel, co przypomniało mi, że mamy już połowę sierpnia, a moim serialem roku wciąż jest "The Jinx".
A co Was spotkało w tym tygodniu? Piszcie, komentujcie i koniecznie zaglądajcie do nas na Twittera, bo tam dzieje się najwięcej. Do następnego!