"Gracze" (1×01): The Rock i jego ekipa
Marta Wawrzyn
24 czerwca 2015, 21:02
"Gracze" – nowa komedia HBO o byłych zawodnikach futbolu amerykańskiego – przypominają trochę klimatem starą dobrą "Ekipę", ale pozbawieni są jej wdzięku i świeżości. Gdyby nie Dwayne Johnson, nie byłoby żadnego powodu, aby to oglądać.
"Gracze" – nowa komedia HBO o byłych zawodnikach futbolu amerykańskiego – przypominają trochę klimatem starą dobrą "Ekipę", ale pozbawieni są jej wdzięku i świeżości. Gdyby nie Dwayne Johnson, nie byłoby żadnego powodu, aby to oglądać.
Tegoroczne lato w HBO jest dziwne i nie mam tylko na myśli zbierającego bardzo zróżnicowane recenzje "Detektywa". Miejsce cynicznych, ostrych jak brzytwa, zgarniających co roku wszelkiego rodzaju nagrody komedii – "Veepa" i "Doliny Krzemowej" – zajęły dwie produkcje, które można nazwać w najlepszym razie przeciętnymi. "Świat w opałach", który wydawał się mieć na siebie fajny pomysł, okazał się okropieństwem w stylu sitcomów CBS, z tak koszarowym humorem, że aż nasuwa się pytanie, kto w HBO to zaakceptował i dlaczego. Jeśli ma to być jakiś sposób otwarcia się na nową publikę, to trudno go nazwać udanym, bo tematyka kryzysu geopolitycznego jest jednak zbyt hermetyczna, aby nagle mieli na punkcie tego oszaleć miłośnicy sitcomów najniższych lotów. Lepiej już było dać coś o wesołej rodzince, ze szczególnym zamiłowaniem do puszczania bąków. Nawet Louie mówi, że pierdzenie jest śmieszne. HBO, posłuchaj Louiego!
"Gracze" granic dobrego smaku nie przekraczają, ale też nie mają w sobie nic elektryzującego. Gdyby nie Dwayne Johnson, znany jako The Rock, serial by nie istniał. Byłby tylko kolejnym średnio interesującym komediodramatem o byłych sportowcach. Zmagania tych bogatych biedaków z prawdziwym życiem po zakończeniu kariery na boisku to temat, z którego trudno już coś nowego wycisnąć, i "Graczom" też to się nie udaje.
Fabuła serialu to totalna sztampa: panowie paradują po Miami z pierścieniami Super Bowl jak paniska, ale szybko okazuje się, że to tylko fasada. Nikt tu nie jest królem życia, nieważne, ile kobiet pcha mu się do łóżka i jak wygląda stan jego konta. Z tym ostatnim w ogóle jest dziwna sprawa – wydawałoby się, że kto jak kto ale byli futboliści powinni mieć górę kasy, ale bohaterów "Graczy" pieniądze wyraźnie się nie trzymają. Szybkie dziewczyny i drogie samochody, słoń za 265 tys. dolarów (plus podatek), wille, imprezy – to wszystko kosztuje. Fortuny rozpływają się w okamgnieniu.
I wtedy właśnie do akcji może wejść ktoś taki jak Spencer (Dwayne Johnson) – doradca, który powie, jak rozsądnie wydawać pieniądze, i oczywiście słono za swoją usługę policzy. Grany przez Johnsona były futbolista oczywiście brzydzi się swoją nową robotą i strasznie się kryguje, kiedy ma po raz pierwszy ruszyć do akcji, można jednak przypuszczać, że z czasem przestanie mieć skrupuły, a w ich pozbyciu się pomoże mu stan własnego konta.
Jest parę scen, kiedy można zdrowo zarechotać – np. kiedy jeden z panów ginie na początku w absurdalnym wypadku, bo nie był w stanie powiedzieć kochance tego, co chciała usłyszeć, albo kiedy oglądamy pokaz cynizmu i hipokryzji na pogrzebie – ale generalnie "Gracze" zabawni nie są. Nie są też odkrywczy czy wciągający – o ile początek jest zabawny i dynamiczny, z każdą minutą stawki w tej grze spadają, bohaterowie okazują się coraz mniej interesujący, a fabuła coraz bardziej rozłazi się w szwach.
Serial ciągnie Dwayne Johnson, który jest jakiś, już dzięki swojej posturze i minie króla wszechświata, i który potrafi sporo wycisnąć z byle jak napisanych dialogów. Choć to nie jest aktor, który będzie kiedyś zgarniał Emmy albo inne Oscary, facet niewątpliwie ma talent komediowy, potrafi bawić niemalże od niechcenia, a i kiedy robi się bardziej dramatycznie, umie być wiarygodny. Rola byłego sportowca jest dla niego idealna. Cała reszta obsady nie istnieje, najbardziej mnie zainteresował i rozbawił gość, którego uśmiercono w pierwszych minutach serialu.
Dla porządku wspominam, że są tu takie postacie, jak bezmyślny, ale przynajmniej religijny Ricky (John David Washington), wydający bez sensu kasę Vernon (Donovan Carter) czy kompletnie nijaki, mający dość typowe problemy z odnalezieniem się po zakończonej karierze Charles (Omar Benson Miller). Większość bohaterów to tak naprawdę duże dzieci, co pewnie ma sens, ale dla mnie jest nie do zniesienia. Oglądanie głupoty i bezmyślności na ekranie nigdy mnie nie bawiło, a na dodatek bohaterowie "Graczy" wydają mi się żywcem skopiowani z każdego innego filmu/serialu o sportowcach. W kółko popełniają te same błędy i znając życie – i tego typu produkcje – to się nie zmieni. Z trudem dotrwałam do końca odcinka i choć na pewno nie uważam serialu za aż tak spektakularną porażkę, jak "Świat w opałach", raczej do niego nie wrócę.
Choć na pewno The Rock może być powodem, dla którego można oglądać "Graczy". Dylematy etyczne jego bohatera, wyjątkowo kiepski stan konta, tuziny pigułek, które łyka – to wszystko niby odkrywcze nie jest, ale Johnsonowi udało się uczynić faceta wiarygodnym. A kiedy kamera na końcu odcinka pokazuje, jak bardzo jest on spłukany, człowiek rzeczywiście chce wiedzieć, co z nim będzie dalej. Bo już po 30 minutach trochę go znamy i zwyczajnie go lubimy. To dobry znak.
Złym znakiem są kiepskie żarty, sztampowe postacie i brak wciągającej fabuły. To wszystko już widzieliśmy, wiele razy, po części w "Ekipie" HBO, która przynajmniej miała wdzięk i była kiedyś świeża. "Gracze" to odgrzewany kotlet, który ma nam sprzedać The Rock. Ja tego nie kupuję, ale jestem pewna, że wielu fanów tego aktora weźmie wszystko, w czym on gra i nie okaże niezadowolenia. Zwłaszcza że akurat mamy serialowe lato – i to wyjątkowo marne.