Jak zabić serial: "Dexter"
Nikodem Pankowiak
20 czerwca 2015, 21:32
"Dexter" to jeden z tych seriali, które wzbudzają u mnie mieszane uczucia. Z jednej strony, to przecież godziny oglądania w napięciu, pełne emocji i fascynacji postacią głównego bohatera. Z drugiej strony, to serial, który pod koniec emisji można było już tylko nienawidzić.
"Dexter" to jeden z tych seriali, które wzbudzają u mnie mieszane uczucia. Z jednej strony, to przecież godziny oglądania w napięciu, pełne emocji i fascynacji postacią głównego bohatera. Z drugiej strony, to serial, który pod koniec emisji można było już tylko nienawidzić.
Pisząc o tym, jak zabito "Dextera" mógłbym właściwie ograniczyć się do zdjęcia przedstawiającego ostatnią scenę serialu – wyraża ono więcej niż tysiąc słów. Byłoby to jednakże potraktowanie tematu bardzo po macoszemu, bo grzechów ta produkcja ma na swoim koncie o wiele więcej.
1. Stwórz najgorsze możliwe zakończenie. Seriali, których zakończenie powodowało u fanów złość, znaleźlibyśmy może kilkanaście. Takich, które powodowały frustrację, było jeszcze mniej. Do tej drugiej grupy zdecydowanie należało zakończenie "Dextera". Już pal licho fatalny ostatni sezon, pewnie byśmy o nim zapomnieli, gdybyśmy otrzymali finał na poziomie, tymczasem był on kulminacją głupoty i fatalnych fabularnych rozwiązań. O dziurach w scenariuszu nie ma nawet co mówić, bardziej wyglądało to na brak jakiegokolwiek scenariusza. Okazuje się, że można być poszukiwaną morderczynią, ale nie trzeba zmienić fryzury, by choć trochę mniej rzucać się w oczy. Pacjenta można wywieźć ze szpitala, wsadzić na łódź i nikt nie zareaguje, a później popłynąć w sam środek sztormu i jakoś go przeżyć. Jednak najgorsze zostawiono na koniec. Dextera, tego seryjnego mordercę, psychopatę, który zdobył sympatię widzów na całym świecie, wcale nie dosięgnęła ręka sprawiedliwości. Zamiast tego udał się on gdzieś na odludzie i został tam… drwalem. Tak, DRWALEM.
Finałowa scena, w której Dexter z zaciętym wzrokiem patrzy na nas w kamerę przejdzie z pewnością do historii telewizji, ale raczej nie z tych powodów, co powinna. Choć głupot w scenariuszu nie usprawiedliwia nic, to idiotyczną ostatnią scenę można łatwo wytłumaczyć…
2. Pozwól stacji przejąć władzę nad projektem. Tak, to Showtime bezpośrednio odpowiada za tak fatalne zakończenie całej historii. Najpierw władze stacji naciskały na twórców, aby nie zarzynali zbyt szybko kury znoszącej złote jajka – producenci chcieli zakończyć serial na siedmiu sezonach, jednak po zakulisowych rozmowach zdecydowano, że to 8. sezon będzie finałowy. Całą historię wydłużono, przez co w ostatnich dwóch sezonach rzadko zdarzały się momenty warte uwagi. Dexter miał coraz więcej moralnych rozterek, a wątek próbującej nawrócić go Debry zdecydowanie nie zapisze się chlubnie w historii tego serialu. Co więcej, to właśnie władze stacji wymusiły na twórcach "Dextera" decyzję o nieuśmiercaniu tytułowego bohatera. Producenci, już po emisji niesławnego finału, przyznawali w wywiadach, że mieli zupełnie inny plan na ostatnią scenę – widzowie mieli zobaczyć Dextera tuż przed wykonaniem na nim wyroku śmierci, a otaczać miały go duchy wszystkich jego ofiar, w tym m.in. Rity. Władze stacji uznały, że takiego zwieńczenia całej historii nie zaakceptują widzowie, którzy zdążyli pokochać głównego bohatera. Cóż, dawno nikt tak bardzo nie pomylił się w swoich przewidywaniach.
3. Pozbaw głównego bohatera godnego przeciwnika. W ciągu sześciu sezonów Dexter przez większość czasu musiał mierzyć się z godnym przeciwnikiem. Nieważne, czy był to Trójkowy czy sierżant Doakes, tytułowy bohater serialu nigdy nie miał łatwo. Niestety, w ostatnich dwóch sezonach scenarzystom wyraźnie zabrakło pomysłów na postać głównego antagonisty. Hannah niestety zupełnie nie sprawdziła się w tej roli – drażniła większość widzów, którym nie podobała się ani bohaterka, ani jej romans z Dexterem. Poboczne wątki morderców, które kończyły się po jednym czy dwóch odcinkach także nie miały już tej samej mocy, co kiedyś, a gdy na szyi Dextera ponownie zaczęła zaciskać się pętla, tym razem w skutek śledztwa LaGuerty, nie było to choć w połowie tak interesujące, jak w 2. sezonie. Ten serial przeżywał swoje najlepsze chwile właśnie wtedy, gdy po drugiej stronie stawała postać równie wyrazista, której główny bohater nie potrafił rozszyfrować. Chyba właśnie z tego powodu większość dziś większość fanów "Dextera" uważa, że idealnym zakończeniem całej produkcji byłby finał 4. sezonu. W końcu to tam nasz ulubiony morderca poniósł największe konsekwencje swojego polowania na innego mordercę.
4. Niech bohater gada za dużo. Na początku monologi Dextera, który był narratorem w serialu i często wyjaśniał nam, co siedzi w jego głowie, były jedną z mocniejszych stron produkcji. Dość oszczędne, z mrocznym głosem Michaela C. Halla nieraz mogły powodować ciary na plecach, jak na przykład w pierwszym odcinku, gdy główny bohater nocą przemierzał ulice Miami i mówił "Tonight's the night and it's going to happen again and again". Z czasem te monologi zaczęły być coraz częstsze, ale nie wnosiły nic nowego. Wręcz przeciwnie, miałem wrażenie, że twórcy myśleli, iż widzowie głupieją wraz z rozwojem serialu – Dex zaczął tłumaczyć nam rzeczy oczywiste, nie pozostawiając żadnego miejsca na domysły i snucie własnych przypuszczeń, a jego monologi zaczęły brzmieć jakby żywcem wyjęta z prozy Paolo Coelho. Pojawiło się coraz więcej pseudofilozofowania i to także w relacjach Dextera z innymi bohaterami. Rozumiem, że bohaterowie w każdym serialu muszą się rozwijać, ale czy naprawdę chcieliśmy, aby Dexter z mrocznego zabójcy przemienił się w gościa, który opowiada o swoich uczuciach?!
5. Zgub całe poczucie humoru. Choć "Dexter" zawsze był serialem jak najbardziej poważnym, nie brakowało w nim czarnego humoru i lekkiego dystansu. Niestety, w ostatnich dwóch sezonach zrezygnowano z tego niemal zupełnie i jedynym dostawcą humoru był Masuka. Choć i on sporo stracił na wyrazistości, gdy twórcy zupełnie niepotrzebnie chcieli jego postać "rozwinąć" i dołożyli mu osobiste problemy. Nagle "Dexter" stał się produkcją robioną w stu procentach na poważnie. Nie zrozumcie mnie źle, nigdy nie oczekiwałem sitcomu o seryjnym zabójcy z Miami, ale największą krzywdę, jaką można zrobić serialowi, to utrzymywanie go od początku do końca w poważnych tonach, bez choćby sekundy na rozluźnienie. Cały serial miał pod koniec stać się jeszcze mroczniejszy, ale stał się przez to jedynie karykaturą samego siebie.